Holistic Counselling With Kasia

Holistic Counselling With Kasia Codependency, Loss, Grief, Bereavement, Challenges of Living Abroad

Wsparcie Psychologiczne
Wzmocnij swoją wewnętrzną siłę
Współuzależnienie, Strata, Żałoba, Wyzwania związane z życiem za granicą, Life Coaching, Sound Baths (Kąpiele Dźwiękowe).

Wszystkich Świętych – o pamięci, której nie zatrzymają granice1 listopada zawsze miał dla mnie szczególne znaczenie. Od ...
01/11/2025

Wszystkich Świętych – o pamięci, której nie zatrzymają granice

1 listopada zawsze miał dla mnie szczególne znaczenie. Od najmłodszych lat był dniem, w którym świat na chwilę zwalniał, a codzienne sprawy traciły na znaczeniu. Pamiętam, jak jako dziecko ubierałam się cieplej niż zwykle, bo jesienne powietrze tego dnia miało w sobie coś wyjątkowego – chłód mieszał się z zapachem palących się zniczy i mokrych liści. Razem z rodzicami i dziadkami szliśmy na cmentarz, niosąc w rękach bukiety chryzantem, które zawsze kojarzyły mi się z powagą, ale i spokojem. Wtedy nie do końca rozumiałam sens tego święta. Wiedziałam tylko, że odwiedzamy tych, których już nie ma, i że trzeba zachować ciszę, bo to dzień zadumy. Dopiero z czasem przyszło zrozumienie – że to nie tylko obowiązek, ale potrzeba serca.

Dziś mieszkam daleko od Polski. Granice, samoloty, codzienne obowiązki i odległość sprawiają, że nie mogę już po prostu wsiąść w samochód i pojechać na cmentarz, by zapalić świeczkę na grobie dziadków. Każdego roku, gdy nadchodzi listopad, czuję w sobie lekkie ukłucie tęsknoty. Widzę w myślach te znajome aleje cmentarne, które rozświetlają się tysiącami płomieni. Widzę ludzi idących w ciszy, pochylonych nad grobami, wpatrzonych w tańczące płomyki zniczy. To niezwykły widok – polskie cmentarze w Dzień Wszystkich Świętych wyglądają jak morze świateł, jakby żywi chcieli rozgonić mrok śmierci światłem pamięci. Każdy płomień to czyjeś wspomnienie, czyjeś „pamiętam”, czyjeś „brakuje mi cię”.

Kiedyś nie zastanawiałam się nad tym, jak wyjątkowa jest ta tradycja. Dopiero z perspektywy odległości widzę, jak bardzo zakorzeniona jest w naszej kulturze – w tej potrzebie bliskości, nawet z tymi, których już nie ma. W krajach, w których teraz mieszkam, 1 listopada jest zwykłym dniem pracy. Nikt nie przynosi kwiatów na cmentarze, nie ma tłumów ludzi pod bramą, nie słychać rozmów o tym, kto kiedy odszedł. Tego dnia świat po prostu biegnie dalej, jakby śmierć była tylko marginalną częścią życia, o której lepiej nie mówić. A ja – wychowana w przekonaniu, że pamięć o zmarłych jest przedłużeniem miłości – czuję wtedy pewną pustkę.

Nieobecność na cmentarzu nie oznacza jednak, że zapominam. Wręcz przeciwnie. Może właśnie dlatego, że nie mogę być tam fizycznie, staram się ten dzień przeżywać głębiej, bardziej świadomie. Wieczorem zapalam świeczkę w domu. Czasem jedną, czasem kilka – każda symbolizuje inną osobę, inny etap mojego życia. Siadam przy tym świetle i pozwalam, żeby wspomnienia płynęły. Przypominam sobie głos dziadka, który opowiadał historie z dzieciństwa. Uśmiech babci, gdy stawiała przede mną talerz pierogów. Zapach ich domu, starych książek i drewnianych mebli. Te wspomnienia przychodzą jak ciepły wiatr i choć potrafią wycisnąć łzy, są też źródłem ukojenia.

Czasem idę na spacer po tutejszym parku. Wśród drzew szukam ciszy podobnej do tej, którą pamiętam z polskich cmentarzy. Nie ma zniczy, nie ma gwaru, ale jest to samo niebo i ten sam wiatr, który kiedyś muskał twarze moich bliskich. Wtedy czuję, że dystans nie ma znaczenia. Że pamięć to nie miejsce, tylko uczucie, które nosimy w sobie. Może właśnie o to w tym wszystkim chodzi – żeby zrozumieć, że choć groby są gdzieś daleko, to ci, których kochaliśmy, nie odeszli całkiem. Są w nas.

Kiedyś usłyszałam, że „człowiek żyje tak długo, jak długo ktoś o nim pamięta”. Myślę, że w tym zdaniu jest cała istota 1 listopada. To nie jest tylko święto smutku, ale też miłości, wdzięczności i pamięci. Wspominając zmarłych, mówimy im, że nadal są częścią naszego życia. Że nawet jeśli świat pędzi dalej, my zatrzymujemy się choć na chwilę, żeby powiedzieć: „dziękuję, że byliście”.

W ostatnich latach zauważyłam, że coraz więcej osób, które – tak jak ja – mieszkają poza Polską, tworzy własne rytuały. Jedni zapalają znicz w oknie, inni modlą się w ciszy lub odwiedzają lokalny cmentarz, nawet jeśli nie mają tam bliskich. Niektórzy wspominają zmarłych przy rodzinnym stole, oglądając stare zdjęcia. Każdy z nas na swój sposób próbuje wypełnić tę przestrzeń między „tam” a „tu”. Bo chociaż fizycznie dzieli nas od ojczyzny tysiące kilometrów, emocjonalnie wciąż jesteśmy tam – wśród świateł na cmentarzach, wśród rozmów i wspomnień.

Pamiętam, jak kiedyś z rodzicami i siostrą chodziliśmy od grobu do grobu, zapalając świeczki. Każdy płomień miał znaczenie. Mama zawsze mówiła: „Nie chodzi o to, żeby było dużo świateł, tylko żeby były zapalone z serca”. Dziś te słowa wracają do mnie ze zdwojoną siłą. Bo kiedy zapalam jedną świeczkę w obcym kraju, wiem, że robię to właśnie z serca. Wiem, że ten mały płomień ma moc – łączy mnie z miejscem, z ludźmi, z przeszłością.

Polskie cmentarze 1 listopada mają w sobie coś niezwykłego. Nigdzie indziej nie widziałam takiego połączenia powagi i piękna. Te rzędy świateł, zapach wosku, dźwięk kroków na żwirze – to wszystko tworzy atmosferę, której nie da się opisać słowami. W tej ciszy jest życie, w tym świetle – nadzieja. Kiedyś, jako dziecko, patrzyłam na to z zachwytem. Dziś patrzę z wdzięcznością. Bo choć nie mogę już tam być, te obrazy są we mnie na zawsze.

Może właśnie na tym polega przemijanie – na pogodzeniu się z tym, że wszystko się zmienia, ale nic nie znika naprawdę. Ludzie odchodzą, ale zostawiają po sobie ślady: w naszych wspomnieniach, w sposobie, w jaki patrzymy na świat, w wartościach, które przekazali. I może nie trzeba stać przy grobie, żeby to poczuć. Wystarczy zatrzymać się, pomyśleć o nich ciepło, pozwolić, by serce na chwilę zwolniło.

1 listopada to dla mnie już nie tylko dzień zadumy, ale także dzień wdzięczności. Za tych, którzy byli przede mną. Za to, że mogę pamiętać. Za to, że choć czas płynie, więzi pozostają. I choć czasem żal, że nie mogę zapalić znicza tam, gdzie kiedyś chodziłam z rodziną, wiem, że prawdziwe światło pamięci płonie nie na cmentarzach, ale w nas samych.

Listopad często otwiera w nas to, co ukryte — wspomnienia, tęsknoty, pytania o sens.
Jeśli chcesz przyjrzeć się temu z czułością i spokojem, zapraszam Cię do rozmowy – do wspólnego spotkania w ramach sesji terapeutycznej.

Możesz znaleźć mnie:
na mojej stronie internetowej www.holisticcounsellingwithkasia.com
oraz na portalu Psychology Today https://www.psychologytoday.com/profile/1600765
mailowo
counsellingwithkasia@gmail.com
WhatsApp
0044 7862 386796

You can find me now on Counselling Directory
30/10/2025

You can find me now on Counselling Directory

Holistic person-centred support for grief, codependency and expat life transitions. Space to heal, feel grounded and rebuild trust in yourself. Counselling in Polish and English.

My first video😎 There will be more content soon xx
28/10/2025

My first video😎 There will be more content soon xx

Oglądaj, obserwuj i odkrywaj więcej popularnych treści.

27 października to dzień, który dla wielu osób przechodzi bez większego echa, a jednak dla tych, którzy kochali i utraci...
28/10/2025

27 października to dzień, który dla wielu osób przechodzi bez większego echa, a jednak dla tych, którzy kochali i utracili swoje zwierzęta, ma ogromne znaczenie. Dzień Zmarłych Zwierząt nie jest świętem smutku – choć oczywiście w sercu jest tęsknota. To dzień cichego wspomnienia miłości, która nie potrzebowała słów, bo wyrażała się w spojrzeniu, w ułożeniu łap na kolanach, w merdającym ogonie, w obecności pełnej bezwarunkowego oddania. To dzień wdzięczności za towarzystwo, za wspólny czas, za historie utkane z chwil, gestów i drobnych rytuałów, które na zawsze pozostają w sercu.

W każdym wspomnieniu o naszych zwierzęcych przyjaciołach jest coś bardzo głębokiego, bo relacja z nimi jest czysta i nieudawana. Nie muszą niczego udowadniać, nie oczekują, nie warunkują. Kochają nas w naszej codzienności – tak po prostu. Dlatego ich odejście boli tak szczególnie, nawet jeśli minęło już wiele lat. Ciało się starzeje, pamięć bywa łagodniejsza, ale serce przechowuje taką miłość bez daty ważności.

Tego dnia sama wracam myślami do mojej ukochanej Tinki – kundelka, która była w moim życiu przez 12 lat. Była bardzo chora, a jej organizm powoli odmawiał posłuszeństwa z powodu nowotworu. Pamiętam, jak wtedy przyjechałam z UK na urlop do Polski – i do dziś mam wrażenie, że ona czekała właśnie na mnie. Jakby wiedziała, że jeszcze musi zobaczyć moje oczy, dotknąć mojej dłoni, poczuć moją bliskość chociaż chwilę. Leżała wtedy na swoim posłaniu na podłodze, już bez siły, ale kiedy weszłam do pokoju, uniosła lekko głowę i zaczęła machać ogonkiem – tak delikatnie, jakby całym sercem chciała powiedzieć: „jestem, widzisz?”. Nie mogła wstać, a jej ciało było już takie słabe, ale w tych kilku gestach zmieściła się cała miłość tych 12 lat: cierpliwa, wierna i pełna wdzięczności.

Kilka dni później mój tata i moja siostra musieli ją uśpić, bo każdy dzień był dla niej coraz większym cierpieniem. Decyzja o odejściu z pomocą człowieka jest jedną z najtrudniejszych, ale też często jedną z najbardziej miłosnych. Pozwalamy naszej istocie odejść wtedy, kiedy zostanie już tylko ból. Minęło 12 lat, a ja wciąż czuję ścisk w sercu, kiedy o niej myślę. Ta cicha obecność, ta ciepła sierść pod dłonią, te oczy, które patrzyły zawsze jak w najpiękniejsze lustro – w patrzenie bez oceny, bez oczekiwań, pełne ufności. Takiej więzi się nie zapomina.

Piszę to, bo wiem, jak wiele osób nosi takie wspomnienia w sobie – czasem niewypowiedziane, czasem uznawane za „przesadne”, zwłaszcza przez tych, którzy nigdy nie dzielili życia ze zwierzęciem tak blisko. A przecież żałoba po zwierzęciu jest prawdziwa. Głęboka. Rzeczywista. Ciało i dusza odczuwają stratę, bo strata jest rozstaniem z codziennością, z przyjaźnią, z kimś, kto dawał poczucie bycia widzianym i kochanym bez słów. I to jest coś absolutnie ważnego i godnego szacunku.

Dzień Zmarłych Zwierząt jest trochę jak zaproszenie do zatrzymania się w sercu i powiedzenia „dziękuję”. Dziękuję za spacer o świcie. Za głowę wtuloną w kolana, kiedy świat wydawał się trudny. Za szczekanie na listonosza, jakby broniła mnie przed całym złem świata. Za radość z powrotów, jakbym wracała z kosmicznej wyprawy, nawet jeśli wyszłam tylko na chwilę do sklepu. Za to, że byłam dla niej całym światem – tak jak ona była kawałkiem mojego serca.

Wspomnienie nie musi boleć samotnie. Czasem wystarczy wypowiedzieć imię, opowiedzieć tę jedną historię, przywołać obraz jak fotografię utkwię w pamięci, by serce poczuło nie tylko tęsknotę, ale także ukojenie. Bardzo często dopiero wtedy, gdy dajemy sobie prawo do takiej czułej żałoby, poczucie pustki zmienia się w poczucie wdzięczności. Nie od razu, nie jednym gestem, ale powoli, miękko, w rytmie serca.

Jeśli dziś myślisz o swoim zwierzęciu – psie, kocie, króliku, koniu, kimkolwiek, kto był Ci towarzyszem – pozwól sobie na chwilę bliskości z tym wspomnieniem. Może wystarczy zamknąć oczy i przypomnieć sobie dźwięk kroków po podłodze, ciepło przytulenia, radość powitania. Może zapalić świeczkę. Może powiedzieć „dziękuję, że byłeś/byłaś”. To nie jest nic małego – to jest pielęgnowanie więzi, która trwa inaczej, ale nie przestaje istnieć.

Wierzę, że miłość nie znika. Zmienia formę, ale zostaje z nami w sposobie, w jaki się troszczymy, wrażliwości, którą w sobie mamy, w tym, jak patrzymy na świat i innych żywych towarzyszy tego świata. Zwierzęta uczą nas, jak kochać prostymi gestami – i to jest dar, który zostaje na zawsze.

Jeśli towarzyszy Ci tęsknota albo czujesz, że w tej historii jest jeszcze przestrzeń na wypowiedzenie emocji, pamiętaj proszę, że nie musisz tego przerabiać w samotności. Podczas moich sesji również jest miejsce na takie tematy – na żałobę po zwierzętach, na opowieść o więzi, której inni czasem nie rozumieją, a która dla Ciebie jest częścią serca. Możesz napisać do mnie, jeśli czujesz, że potrzebujesz takiej rozmowy albo po prostu bezpiecznej przestrzeni, w której wspomnienie stanie się czułością, a nie tylko bólem.

Jeśli w tym dniu wraca do Ciebie imię, obraz lub łagodność tamtych wspólnych chwil – przyjmij to jako znak, że miłość nie kończy się razem z ostatnim oddechem. Ona zostaje. W nas. I dzięki temu nasi zwierzęcy towarzysze naprawdę nigdy nie odchodzą całkowicie – są w nas dalej, w każdej pamięci, która wciąż żyje.

Możesz się skontaktować ze mną:

• Przez moją stronę: www.holisticcounsellingwithkasia.com

• profil na Psychology Today: https://www.psychologytoday.com/profile/1600765

• Email: counsellingwithkasia@gmail.com

• WhatsApp: 0044 7862 386796

New blog post on my website
26/10/2025

New blog post on my website

When we think about moving to another country, we usually imagine the external transition: new city, new job, new routines, new system to navigate. What is rarely spoken about is the internal migration — the invisible emotional journey that unfolds long after the suitcases are unpacked. When I mov...

The weekend is coming, and to continue with self-love and self-care, choose how you will spend your weekend. Lets vote!!...
24/10/2025

The weekend is coming, and to continue with self-love and self-care, choose how you will spend your weekend. Lets vote!!

🌾STRATA ZWIĄZANA Z MIGRACJĄ – TĘSKNOTA ZA KRAJEM, JĘZYKIEM, MIEJSCAMI I POCZUCIEM PRZYNALEŻNOŚCIMigracja często zaczyna ...
16/10/2025

🌾STRATA ZWIĄZANA Z MIGRACJĄ – TĘSKNOTA ZA KRAJEM, JĘZYKIEM, MIEJSCAMI I POCZUCIEM PRZYNALEŻNOŚCI

Migracja często zaczyna się od nadziei. Od pragnienia zmiany, lepszego życia, bezpieczeństwa, rozwoju, planów, które mają w sobie odwagę i determinację. Ale z czasem, gdy emocje opadną, a codzienność nabiera rytmu, zaczyna się pojawiać coś trudniejszego do nazwania — cicha tęsknota. Nie tylko za krajem, w którym się urodziliśmy, ale za czymś głębszym — za częścią nas samych, którą tam zostawiliśmy. Strata związana z migracją nie ma jednego kształtu. Czasem to brak znajomych zapachów, dźwięków języka, smaków, które budziły wspomnienia a czasem to brak ludzi, z którymi można rozmawiać bez tłumaczenia półsłówek, emocji i znaczeń. W nowym kraju wszystko wydaje się inne — rytm dnia, relacje, sposób mówienia, nawet cisza brzmi inaczej. A my próbujemy znaleźć w tym nowym świecie swoje miejsce, jednocześnie tęskniąc za tym, co już nie wróci.

Tęsknota migracyjna jest szczególnym rodzajem żałoby. Nie opłakujemy jednej konkretnej osoby czy wydarzenia, lecz cały krajobraz życia, który zniknął z codzienności. To utrata rytuałów, które dawały nam poczucie zakorzenienia — porannych rozmów z sąsiadką, ulubionej kawiarni za rogiem, języka, w którym łatwiej było wyrażać emocje. W nowym kraju te drobiazgi trzeba budować od nowa, a zanim się pojawią, często towarzyszy nam uczucie obcości i zawieszenia.
Migracja bywa też próbą tożsamości. Stajemy między dwoma światami — starym, do którego już nie należymy w pełni, i nowym, który jeszcze nas nie przyjął. W tym „pomiędzy” rodzi się dużo samotności. Czasem próbujemy udawać, że wszystko jest w porządku, że „przecież chcieliśmy tego”, że jesteśmy wdzięczni za szanse, jakie daje nowe życie. Ale wdzięczność nie wyklucza smutku. Można tęsknić i jednocześnie czuć radość z tego, co się ma a także można być wdzięcznym i jednocześnie przeżywać stratę.
To właśnie najtrudniejsze w migracji — że uczucia są sprzeczne. Że jednocześnie czujemy ulgę i ból, ekscytację i lęk, bliskość i oddalenie, że jedno nie przekreśla drugiego. Że można płakać z tęsknoty za domem, a jednocześnie wiedzieć, że nie chce się tam wracać. Bo dom to już nie tylko miejsce, to również wspomnienia, ludzie, język, który nosimy w sobie. I choć czasem wydaje się, że wszystko to zostaje za nami, tak naprawdę wciąż nas kształtuje. Wielu migrantów mówi o utracie języka jak o utracie części duszy. Słowa, które kiedyś przychodziły naturalnie, nagle wymagają wysiłku. Trzeba zastanowić się, jak coś powiedzieć, jak zabrzmi, czy zostanie zrozumiane. Nawet emocje zmieniają język — gniew, czułość, żal mają inne odcienie w obcym słowniku. To sprawia, że często czujemy się nie w pełni sobą. Jakbyśmy zostali „rozszczepieni” — na część, która potrafi przetrwać w nowym świecie, i tę, która wciąż żyje w starym.

Ale w tej stracie jest też coś cennego. Migracja, choć bolesna, uczy nas elastyczności, odwagi i empatii, pozwala zobaczyć siebie z nowej perspektywy, odkryć, kim jesteśmy poza kontekstem kultury, języka, oczekiwań innych. Uczy nas, że tożsamość nie jest czymś danym raz na zawsze — to proces, który trwa, zmienia się i dojrzewa wraz z nami. Strata związana z migracją nie zawsze kończy się pogodzeniem. Czasem to po prostu nauka życia z tęsknotą. Zrozumienie, że tęsknota nie musi znikać, by móc żyć dalej, że można ją oswoić, wpleść w codzienność, pozwolić jej być. I że w tej tęsknocie jest też miłość — do miejsc, ludzi i języka, które ukształtowały nasze serce.
Z czasem nowy kraj przestaje być „obcy”. Zaczyna pachnieć znajomo, przestaje męczyć, zaczyna dawać przestrzeń. A my, pomiędzy jednym a drugim światem, uczymy się być całymi sobą — już nie tylko „stamtąd” i nie tylko „stąd”, ale po prostu sobą. Bo dom, w najgłębszym znaczeniu, to nie miejsce na mapie, ale stan serca.

„You can never go home again, but the truth is you can never leave home, so it's all right.”
— Maya Angelou

16/10/2025

Wczoraj miałam rozdanie dyplomów. Spotkałam swoich cudownych wykładowców, którzy cieszyli się moim szczęściem. To była wyboista droga, która nauczyła mnie pokory, umocniła moje samozaparcie i pokazała, że jeśli czegoś bardzo chcemy i uparcie się trzymamy swoich postanowień, możemy osiągnąć wszystko.

🌿 Dla tych, którzy chcą poczuć ulgę, zrozumienie i nowy początek... 🌿Kochani,mam obecnie kilka wolnych miejsc na spotkan...
14/10/2025

🌿 Dla tych, którzy chcą poczuć ulgę, zrozumienie i nowy początek... 🌿

Kochani,
mam obecnie kilka wolnych miejsc na spotkania indywidualne online — zapraszam wszystkich, którzy czują, że nadszedł czas, by zadbać o siebie. Pracuję jako counsellor (terapeutka), głównie z osobami mieszkającymi w Wielkiej Brytanii, ale sesje online pozwalają nam spotkać się bez względu na miejsce.
Pomagam osobom współuzależnionym, tym, którzy żyją lub żyli w cieniu uzależnienia, ale także tym, którzy doświadczyli straty, żałoby, trudnych zmian czy po prostu życia na emigracji, które potrafi być pełne samotności i tęsknoty.
W swojej pracy stawiam na ciepło, zrozumienie i autentyczny kontakt – bo wierzę, że dopiero wtedy zaczyna się prawdziwe zdrowienie.
Jeśli czujesz, że to może być moment, by zrobić coś dobrego dla siebie, zapraszam:
🌿 na moją stronę: www.holisticcounsellingwithkasia.com
🌿 oraz na mój profil na Psychology Today: https://www.psychologytoday.com/profile/1600765
Pracuję online, więc możemy spotkać się w Twoim bezpiecznym miejscu — tam, gdzie czujesz się najlepiej.

Z czułością,

Kasia
Holistic Counselling with Kasia 💚

Kasia Kulis - Holistic Counselling With Kasia, Counsellor, Southend-on-Sea, SS2, 01702 967080, Are you carrying the pain of grief, the weight of codependency, or the uncertainty of big life changes, such as moving abroad? You may feel lost, disconnected, or overwhelmed by your emotions, yet you hold...

Grieving someone who’s still alive is one of the hardest kinds of pain. When a relationship ends, the person doesn’t dis...
12/10/2025

Grieving someone who’s still alive is one of the hardest kinds of pain. When a relationship ends, the person doesn’t disappear — but the connection, the shared world you built, does. You lose not only them, but also the version of yourself that existed in that love.

This kind of grief is quiet. There’s no funeral, no goodbye, no clear closure. Just the slow realization that something once full of life is now gone. You scroll past their name, see a familiar photo, and your heart still skips — even when your mind says “it’s over.”

You’re not broken for missing them. You’re human. Grieving a relationship means honouring what was real — the love, the laughter, the lessons. It’s allowing yourself to feel the emptiness without rushing to fill it.

Healing doesn’t mean forgetting. It means carrying the memory without the ache. And one day, you’ll notice that the song that once hurt doesn’t sting anymore. You’ll breathe easier. You’ll come home to yourself again.
💚

Żałoba po relacji to jeden z najbardziej skomplikowanych rodzajów straty. To opłakiwanie czegoś, co wciąż istnieje – oso...
12/10/2025

Żałoba po relacji to jeden z najbardziej skomplikowanych rodzajów straty. To opłakiwanie czegoś, co wciąż istnieje – osoby, która żyje, oddycha, funkcjonuje gdzieś dalej, ale już nie z nami. To żałoba, która nie ma uroczystego pożegnania, żadnego rytuału, który pomógłby zamknąć drzwi. Często nie ma nawet zrozumienia ze strony otoczenia, bo jak można „żałować” kogoś, kto przecież wciąż żyje? A jednak serce wie swoje – coś się skończyło. I boli. Strata relacji jest trudna, bo nie dotyczy tylko drugiej osoby, lecz również części nas samych. Wraz z końcem relacji odchodzi wspólna historia, codzienność, rytuały, które przez lata budowały poczucie bezpieczeństwa. Często tracimy nie tylko partnera, ale też przyjaciela, powiernika, poczucie przynależności. To, co kiedyś było źródłem radości, teraz staje się pustką.

Żałoba po relacji ma swoje fale. Na początku jest szok, niedowierzanie, czasem ulga pomieszana z bólem. Potem pojawia się tęsknota – nie tylko za osobą, ale też za tym, kim byliśmy w tamtej relacji. Tęsknimy za wersją siebie, która kochała, ufała, miała nadzieję. Każde wspomnienie, zdjęcie, ulubiona piosenka może być jak mały przypływ smutku, który na chwilę odbiera oddech. To bardzo ludzki proces. Relacja, nawet jeśli się skończyła, miała znaczenie. I właśnie dlatego trzeba ją opłakać – nie po to, by wrócić, ale by móc naprawdę odejść, bo dopiero wtedy, gdy uznamy ból, możemy pozwolić sobie na uzdrowienie.

W żałobie po relacji często pojawia się też poczucie wstydu. Wstyd, że nie wyszło. Wstyd, że wciąż tęsknimy. Wstyd, że trudno nam ruszyć dalej, mimo że „powinniśmy już zapomnieć”. Ale żałoba nie zna zegarka a serce potrzebuje czasu, żeby dogonić rozum. Nie można przyspieszyć procesu, który wymaga czucia, a nie rozumienia. Bywa też tak, że żałobę po relacji utrudnia to, że druga osoba wciąż jest obecna – w mediach społecznościowych, w wiadomościach, w wspólnych znajomych. To sprawia, że rozstanie nigdy nie jest całkowite i dlatego tak trudno pozwolić sobie na prawdziwe pożegnanie.

Warto pamiętać, że żałoba po relacji nie zawsze oznacza żal po drugiej osobie. Często jest to żal po marzeniu – o tym, kim mogliśmy być razem, jak mogłoby wyglądać życie, gdyby wszystko potoczyło się inaczej. Opłakujemy więc nie tylko to, co było, ale też to, co nigdy się nie wydarzyło. To wymaga ogromnej odwagi – uznać, że coś, co było piękne, już nie istnieje. Ale w tym uznaniu tkwi siła, bo żałoba jest formą miłości, która nie ma już gdzie pójść. Kiedy pozwalamy jej przepłynąć przez siebie, zaczynamy odzyskiwać siebie – krok po kroku, oddech po oddechu, uczymy się na nowo żyć w świecie, w którym tej osoby już nie ma, ale w którym wciąż możemy odnaleźć sens.

Czasem żałoba po relacji nie kończy się nagłym zrozumieniem, że „jestem już gotowa, żeby iść dalej”. Częściej to proces cichego budzenia się. Z dnia na dzień jest odrobinę jaśniej. Przestajemy sprawdzać telefon. Przestajemy śnić o wspólnych rozmowach. Zaczynamy znów słyszeć siebie. Żałoba po relacji to nie słabość. To dowód, że potrafimy kochać. A umiejętność kochania, nawet jeśli dziś boli, jest jednym z najpiękniejszych darów, jakie mamy. W końcu właśnie z niej rodzi się nadzieja – że po każdej utracie przychodzi odrodzenie.
Nie ma jednego sposobu, by przejść przez ten proces. Dla jednych to czas ciszy i refleksji, dla innych rozmowy z bliskimi lub z terapeutą. Niekiedy pomocne staje się pisanie listu – nie po to, by go wysłać, ale by wypowiedzieć to, co zostało niewypowiedziane. Każda forma, która pozwala nam wyrazić emocje, jest krokiem ku uzdrowieniu.

Z czasem żałoba po relacji zmienia się w coś łagodniejszego. Wspomnienia przestają ranić, stają się częścią historii, którą można wspominać bez bólu. To moment, kiedy przestajemy tęsknić za „nimi” i zaczynamy tęsknić za sobą – za swoim spokojem, za swoją pełnią. To znak, że wracamy do siebie. Bo choć coś się skończyło, życie wciąż płynie, a w jego nurcie pojawia się nowe światło – delikatne, nieśmiałe, ale prawdziwe.

"Choć baśnie kończą się po dziesięciu stronach, życie trwa dalej." Clarissa Pinkola Estés, Biegnąca z wilkami

Address

2 Lonsdale Court
Southend-on-Sea
SS24NA

Alerts

Be the first to know and let us send you an email when Holistic Counselling With Kasia posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.

Contact The Practice

Send a message to Holistic Counselling With Kasia:

Share

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram

Category