02/11/2024
W przeddzień Święta Zmarłych przyszła do mojego gabinetu młoda dziewczyna opanowana lękiem przed śmiercią. Mówiła o przerażeniu związanym z utratą wszystkiego, czyli, jak to nazwała, nicością, której nie sposób sobie wyobrazić,
Na co dzień stara się kierować swoją uwagę w stronę obowiązków, innych zajęć i przyjemności, na próżno. Nie jest w stanie uciec od głosu, który stanowczo wygłasza do niej taki oto rozkaz “Myśl o śmierci!”. Nakaz ten nie daje jej spokoju i paraliżuje wszystkie jej ruchy.
“Nie rozumiem, dlaczego tak jest. Nie rozumiem, dlaczego to nie daje mi spokoju?” - pytała.
Eksplorując w trakcie sesji zamysł, jaki stoi za owym nakazem, dziewczyna sformułowała swego rodzaju wyjaśnienie: “Muszę myśleć o śmierci, bo inni tego nie robią. Żyją, jakby śmierci nie było, a ona przecież jest wszędzie.”
W dniu Halloween, gdy wizerunki kościotrupów i trumien opanowały ulice, mogłoby się wydawać, że jest odwrotnie. W czasach, gdy straszy się śmiercią od panoszącej się infekcji, w kulturze, w której śmierć jest jednym z głównych tematów wiadomości i rozrywki, trudno od razu przyznać, że nikt o niej nie myśli.
Jednak, dziewczyna nie mówiła o wszechobecności obrazów śmierci. Mówiła o nicości, o nieznanym, o tajemnicy, o Bogu, o sensie, o kruchości życia i o stracie. O grozie życia i umierania. Gdy jej słuchałam, pomyślałam sobie, że gdybyśmy myśleli o tym częściej, ona nie musiałaby tego robić sama jedna i bać się samotnie.
Egzystencjalny nurt psychoterapii mówi, że każdy ludzki lęk jest zakamuflowanym lękiem przed śmiercią. Być może, gdybyśmy tak jak moja młoda klientka, mieli wystarczająco odwagi, by się z tym zmierzyć, nie musielibyśmy już bać się niczego innego.
Magda N.