21/10/2025
Bardzo chciałam opowiedzieć Wam o tym porodzie ponieważ to było spotkanie z bardzo wyjątkową i silna kobieta, która potrzebuje to usłyszeć.
Termin porodu „J” zbliżał się wielkimi krokami, a wraz z nim pojedyncze epizody wartości ciśnienia tętniczego, które balansowały na granicy normy. Do tego waga maluch również zbliżała się do wartości będących podstawą do straszenia mamy przez lekarzy. W konsekwencji skierowanie na indukcję porodu kilka dni po 40 tygodniu ciąży. Przyjeżdżam na dzienny dyżur i po badaniu lekarskim w związku z bardzo dobrze przygotowaną do porodu szyjką macicy i 2 cm rozwarcia pada decyzja o indukcji porodu Oxytocyną. Pojawiają się pierwsze skurcze i przesuwamy się bardzo pomału do przodu. Pada decyzja o przebici pęcherza płodowego, po czym sytuacja zaczyna się znacznie intensywniej rozwijać. Ciśnienie mamy idealne, a że wielkim marzeniem „J” było urodzić w wodzie wchodzimy do basenu porodowego. „J” jest bardzo skupiona i pięknie radzi sobie z kolejnymi skurczami. Immersja wodna i odłączenie Oxytocyny powodują jednak, ze czynność skurczowa zaczyna się rozjeżdżać. Pojawiają się pierwsze uczucia parcia, ale skurcze bardzo krótkie i nie widzę pożądanego efektu, a jak to w szpitalu bywa czas leci nieubłaganie. Proponuję aby wyjść z wody i popracować nad skurczami, a kiedy będziemy już bardzo blisko finału wrócimy żeby urodzić w wodzie. Próbujemy różnych pozycji. Olbrzymie obrzęki na nogach „J” utrudniały jej przyjmowanie pozycji wertykalnych, ale próbuje wszystkiego i bardzo się stara. Aż przychodzi moment zwątpienia, panika i ziarnko niepewności pt. „Duże dziecko” zaczyna kiełkować. Pada nawet pytanie o cięcie cesarskie. I wtedy na pomoc przychodzi wioska kobiet. Wszystkie, które byłyśmy na dyżurze zaczynamy dopingować „J” i zagrzewać do walki. Pomagamy przybierać niezbyt wygodne pozycje, aby parcie było bardziej efektywne. No i jest, upragniony postęp, główka zaczyna się przesuwać w kanale rodnym. Małymi kroczka do przodu. Głowa jest jeszcze wysoko i obiecuję „J” ze jeśli poprze tak efektywnie jak na poprzednim skurczu i głowa zejdzie na dół to wchodzimy do wody. „J” tak bardzo wzięła te słowa do siebie, że na następnym skurczu… urodziła. Chroniąc krocze jedną ręką, na drugą rękę koleżanka zakładała mi rękawiczkę bo nie spodziewałyśmy się takiej torpedy. Na ręce przyjęłam Jasia, jak się później okazało ważącego 3950g. Dzięki wspaniałej współpracy z „J” Krocze udało się ochronić. Założyłam jedynie jeden szew na otarcie śluzówki pochwy. „J” urodziła pięknego, dużego chłopca. Miała ogrom siły i udowodniła, że może wszystko. Tuliła synka w kontakcie skóra do skóry 2h po porodzie i dostawiła do piersi. Zrobiła to najpiękniej jak umiała, sama, uniknęła cięcia cesarskiego, dała z siebie wszystko nosząc ten wielki ciężar na swoich nogach. Wielkość brzucha wzbudzała respekt, ale mimo wszystko dała redę i może być z siebie baaardzo dumna.