03/11/2025
CHORY W WYNIKU SZCZEPIENIA?
Pod moim ostatnim postem pewna pani stwierdziła, że jeśli osoba się zaszczepiła, to nie potrzebuje żadnych emocjonalnych konfliktów, żeby zachorować i umrzeć.
Chciałabym się do tego odnieść.
Otóż moje obserwacje z ostatnich siedmiu lat pracy jako konsultantki psychobiologii są takie, że konflikt jest zawsze. Jeszcze nie spotkałam się z sytuacją, że przyszedł ktoś z objawami i nie udało się znaleźć ich psychosomatycznej przyczyny. Wszystkie czynniki zewnętrzne w każdym przypadku były co najwyżej zapalnikiem uruchamiającym reakcję w ciele a nie jej przyczyną.
Przykładowo, nikt nie choruje od niewłaściwej diety, lecz niewłaściwa dieta, przejadanie, kompulsywne jedzenie są następstwem przeżytej traumy, są więc czynnikiem wtórnym a nie pierwotnym. Ośmielę się stwierdzić, że to jak odżywia się większość, jak również ogólny kryzys żywieniowy (patrz wywiad prof. Cichosz u B. Rymanowskiego) również jest efektem zbiorowego społecznego konfliktu czy konfliktów.
Nie choruje się też bezpośrednio w wyniku narażenia na wirus czy bakterie, potrzeba odpowiedniego podłoża, żeby dany patogen miał się na czym rozwinąć, a takim podłożem jest to, co dana osoba przeżyła lub przeżywa trudnego. Ma to przełożenie również na tzw. epidemie, gdzie zbiorowo przeżywamy pewne emocje, co przekłada się na zbiorowe objawy. Pisałam o tym w 2020.
No i wreszcie nie choruje się bezpośrednio z powodu przyjęcia szczepionki, bo inaczej każdy, kto się zaszczepił powinien zachorować a wiemy, że tak nie jest.
Nawet w przypadku dzieci z autyzmem, gdzie powiązanie między szczepieniem a wystąpieniem objawów wydaje się dość oczywiste zawsze jako pierwotną przyczynę znajduję pakiet wewnętrznych emocjonalnych konfliktów występujących w rodzinie dziecka.
Odniosę się jeszcze do pewnej konkretnej szczepionki, którą masowo przyjęli ludzie kilka lat temu.
Są różne narracje na jej temat i tego, co ona powoduje. Stopniowo ujawniane są też badania nad korelacją między przyjęciem szczepienia, a wystąpieniem niektórych chorób.
W necie mówi się o śmiercionkach, o zmarł na(i)gle, o zagrożeniu dla osób niezaszczepionych w wyniku kontaktu z zaszczepionymi.
To ostatnie szczególnie wzbudza moje zdziwienie. Czy nie taką narracją częstowano nas w przypadku zwykłych szczepień, tylko w drugą stronę? Że to osoby niezaszczepione jakoby stanowią zagrożenie dla zaszczepionych? Na co myślący odpowiadali: skoro się zaszczepiłeś, a wierzysz, że szczepionka cię chroni, to nie masz powodu bać się zachorowania.
Teraz narracja idzie w drugą stronę. Wmawia się ludziom niezaszczepionym na srovid, że powinni bać się zaszczepionych i ich unikać! I kto im to wmawia? Ci niby świadomi!!!
A przecież i w jednym i drugim przypadku chodzi o STRACH.
Masz się bać, nieważne czego. Kiedy się boisz, jesteś niewolnikiem i można cię bezkarnie doić. Kiedy się boisz, twoja odporność leci na łeb na szyję i stanowisz wspaniałe podłoże dla wszelkiego rodzaju chorób.
Nie mam zwyczaju pytać klientów na sesji czy szczepili się na srovid, bo wiedząc, co robi strach, nie chcę go wzmacniać w tych, którzy się zabiegowi poddali i teraz żałują. Oni i tak już wystarczająco się boją.
Druga rzecz to to, że i tak najważniejsze jest podłoże.
Jeśli ziarno padnie na beton nie wykiełkuje.
Jeśli nie masz w sobie żadnych zahaczek, ukrytych konfliktów (strach przed chorobą również jest konfliktem zdolnym ją wywołać!), to po co ci chorować?
Nie ma żadnego powodu, no chyba, że wierzysz, że objawy biorą się z sufitu lub braku leków ;)
Raczej wtedy nie przeczytasz tego posta.
I trzecia rzecz: po co tworzyć w sobie i na zewnątrz dodatkowe podziały, kiedy to właśnie one są pierwotnym podłożem chorób?
I ostatnia:
Świadomość zawsze jest nadrzędna.
Duch włada nad materią, nigdy odwrotnie.
Izabela Wudarczyk
Ps.
Dla ścisłości dodam, że nie uznaję wstrzykiwania sobie jakichkolwiek substancji za profilaktykę zdrowia, podobnie jak nie uznaję za taką wczesnego wykrywania.
Można się ze mną nie zgadzać :)
Na zdjęciu przykład jak rośnie na żyznym podłożu 😁