13/08/2024
MOTANIEC.
No i stało się!!! ma swoją, moją pierwszą sukienkę.
Na pierwszy ogień, klasyka gatunku w sarowym alfabecie stylu… MOTANIEC!
Z pozdrowieniami dla Anka Hostyńska - W relacji z ciałem .
Może są tu inne szczęśliwie omotane przeze mnie 😉. Niech odezwą się w komentarzach.
A kto nie wie jak może wyglądać MOTANIEC bez modelki w środku...piszcie w komentarzach ... Pokażę!!!.
A zatemm historia. Motaniec - nazwa potoczna, wiele mówiąca, choć mało finezyjna, pewnego typu sukienek mojego projektu. Myślę, że wśród znajomych podążających za mną aktualnie na soszjalach, jest spora rzesza posiadaczek - szczęśliwych i zadowolonych.
Każda z nich też wie… jak wstrząsająca jest dla obserwatora różnica pomiędzy nic nie obiecującą po sobie formą przed założeniem założeniem, a elegancją, zmysłowością i minimalizmem po zamotaniu. Nie wspomnę o ponadczasowości, funkcjonalności oraz całym spektrum modyfikacji… od gołych pleców, po możliwość zakładania z biustonoszem i stylizowania np.: z koszulami.
Sukienki motane, nie wymagają szycia, a jedynie odpowiedniego doboru, przycięcia oraz "ohaczykowania" kuponu dzianiny. Jak dotąd wymyśliłam ich kilka.
Koncepcja ta oddaje doskonale mój niewątpliwy talent dizajnerski jak i kreatywność, ale zawiera też w swej genezie “chichot losu", który towarzyszył mi w mej głowie, życiu, a tym samym był współorganizatorem mej kariery modowej.
A projektujacy modę, różnie sobie kroją swój los. Część, maszyn i kunsztu krawieckiego się nie tyka. Pozostali drążą, a docelowo tworzą nowe techniki i technologie krawieckie, bo to im otwiera nowe zapadki w wyobraźni i procesc tworzenia wzbogaca o kolejne wymiary.
Ja oczywiście w tej drugiej sekcji. Warsztat swój krawiecki, przez doświadczenie samouka, wiodłam więc ku perfekcji…
z asystą wyżej wspomnianego chichotu.
Tak oto, dotarłam do momentu, w którym przeciął on mój los z krawcowymi. Nie uprzedził, że tylko nikły procent tej branży, zasługuje na to miano i wprowadził na bezlitosne pole minowe. Przytoczę tu jedynie jedno z wielu traumatycznych zajść, a kluczowe dla sprowadzenia na ten świat w/w motańca.
Przy jednej z produkcji, na zamówienie indywidualne, krawcowej omsknęła się ręka - noga - mózg - nożyczki, skutkiem czego wycięła linię dekoltu w sukience, z delikatnego aksamitu, produkowanego dla Armaniego, a w drodze koneksji przechwyconego przeze mnie, zupełnie nie zgodnie z moimi oznaczeniami - tylko “tak jak to się “normalnie” robi. Cytuję: ” bo jakieś dziwaczne były… i jak by się to niby układać miało”.
W ten oto sposób, mój finezyjny projekt sukni portfelowej z obniżoną linią ramion, zamienił się w bazarowe cacko o proporcjach z doopy wziętych. Wydarzyło się to rano…po przymiarce… suknia na wieczór miała być gotową i polecieć do Dubaju na jakiś megaraut.
Materiał nie do odratowania, nowy do zdobycia…ale za 2 tygodnie…
Oblały mnie poty siódme, klimakteryjne, a moja skóra na twarzy, cierpiąca już wtedy od lat na stan zapalny, wyprodukowała przynajmniej dwa nowe ogniska.
Powiedziałam krawcowym, co myślę o zaistniałej sytuacji, nakazałamm zaprzestanie prac nad sukienką, poleciłam kończenie innych rzeczy. Na wszelkij słuczaj, przeszłam jeszcze raz przez instrukcje nie schędorzenia pozostałych rzeczy, po czym opuściłam pracownię, w tamtym okresie wykonującą część moich projektów.
Teraz wiedziałam, że mam kilka godzin na stworzenie boskiej sukni koktajlowej premium, dla mojej wiodącej klientki…
I tak wpadłam jak bomba do swojej pracowni. Usiadłam na sofie i zaczęłam patrzeć na manekin. Pomyślałam, że skoro chichot wpakował mnie w tę sytuację, to tu i teraz, w tym pomieszczeniu musi znajdować się na nią antidotum.
Poczułam szelest kreatywności za uszami spływający wzdłuż szyi, po całym ciele w dół… Przypomniałam sobie jak kiedyś odkładałam zrobienie dla siebie sukienki na ślub koleżanki. Finalnie zawinęłam wokół siebie kawałek dzianiny, zapięłam go agrafkami. Wyszło coś ze świetną linią, choć całość nie była satysfakcjonująco stabilną jak dla mnie, ale…pomyślałam: w tej drodze myślenia o materii z udoskonaloną formułą, jear dla mnie ratunek.
Ruszyłam z miejsca. Nie zdjęłam nawet kurtki, ani kozaków, szalika i czapki. Kroki skierowałam wprost do półki z materiałami. Znajdowała się tam monumentalnie grafitowa, srebrzysta dziana materia. Przeciekała przez palce subtelnym połyskiem i... nieokiełznaniemm rteci. Ciężarem ołowiu spływała do podłogi w igraszkach z grawitacją. Szczęśliwie dla mnie, była też elastyczna i dawała się wykańczać przez precyzyjne obcinanie rozgrzanymi nożyczkami. Porwałam ją wraz z pudełkiem szpilek i udałam się do manekina. Po kilku podejściach i modyfikacjach byłam pewna, że to będzie to. Wprowadziłam poprawki do zastosowanych podcięć, skosów i podebrań.
Wiedząc, że jestem wybawiona. Zdjęłam zbędny balast okrycia wierzchniego i obuwia, napiłam się Muszynianki, po czym przystąpiłam do perfekcyjnego przycięcia i połączenia w “ nibypętelki”, odpowiednio uformowanych końcówek kuponu.
Los i chichot pomogły też przy przekonywaniu “adresatki” projektów o zmianie stylizacji. Okazało się bowiem w ostatniej chwili, że nie może ona zabrać dużego bagażu i martwiła się o to czy, aksamitna suknia dobrze zniesie tak długą podróż w ciasnościach. Przedstawienie przeze mnie kontrpropozycji przyjęte zostało z tak wielkim entuzjazmem, że nie było konieczności tłumaczenia skąd wziął się inny, do tego zupełnie gotowy wzór sukienki. Fakt jej boskości i elegancji oraz kompaktowość z nie podatnością na wgniecenia, spowodował automatyczną prośbę zainteresowanej o dostarczenie przed odlotem jedynie motanej sukienki…tu cytuję:
“Wszak aksamitna będzie idealna na wigilię i firmową i rodziną, a to dopiero za dwa tygodnie… “ oof!!!
I tak oto raz pierwszy i jak się domyślacie nie ostatni, motana dzianina uratowała mnie i niejedno istnienie. Jako, że stosunkowo często, rozbieżnie rozumiany, przeze mnie i krawcowych ród, kunszt krawiecki, fundował stosunkowo często tego typu happeningi, w wolnych chwilach rozwijałam rodzinę motańcow oraz testowałam rodzaje dzianin, świetnie się w nich odnajdujących….cdn
Jeżeli dobrze Ci się czytało, było inspirująco czy interesująco, przekaż proszę dalej i przybywaj po więcej. Będę regularnie publikować zdjęcia i teksty, o tym jak zmieniło się moje życie, w zderzeniu ze złośliwym gruczolorakiem płuc. Jak sobie radzę i jak wracam do zdrowia… I jak widać również inne historie.
W związku z chorobą od grudnia 23 aż do odwołania/ozdrowienia nie mogę pracować.
Jeżeli zechcesz, wspomóż mnie w gromadzeniu budżetu na leczenie i rehabilitację.
Można nabyć kursy on line o zdrowym ruchu z mojej strony...
https://saradammbellydance.com/courses/
.. lub zasilić moją zbiórkę...
https://pomagam.pl/cr7kmk
… można też wylicytować coś wyjątkowego na Bazarku, który zorganizowali bliscy mi ludzie, którym i ja jestem bliska….
https://www.facebook.com/share/xz1Geg1axA32wonq/
Dziękuję wszystkim za wszelkiego rodzaju wsparcie… udostepnienia, ciepłe słowa, komentarze, lajki, prywatne wiadomości, telefony i odwiedziny...bo i takie się przydarzają.
Bez Was to wszystko co dzieje się teraz nie byłoby możliwe.
Dziękuję 💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜💜