31/10/2025
Refleksja o zaświatach
Jakiś czas temu słuchałam podcastu o Japonii — a właściwie o warsztatach umierania.
Zrodziły się z potrzeby, z codziennej obecności śmierci w kulturze, która żyje w cieniu trzęsień ziemi i tsunami.
Tam nikt nie udaje, że śmierć jest daleko.
Ona jest częścią życia.
Nie wrogiem, nie końcem — tylko naturalnym etapem, który warto poznać, zanim przyjdzie.
Te warsztaty mają jeden cel — oswoić przemijanie.
Pomóc człowiekowi spojrzeć w oczy temu, czego się boi najbardziej, i odkryć w tym nie koniec, lecz pewien rodzaj spokoju.
My, na Zachodzie, mamy swoje święta – 1 listopada, Zaduszki – dni, w których temat śmierci staje się trochę bardziej „do przyjęcia”.
To moment, gdy smutek może być obecny, gdy cisza ma sens, a pamięć o tych, którzy odeszli, przynosi więcej ukojenia niż bólu.
Jakby na chwilę życie pozwalało nam przystanąć i zapytać:
„Co jest dalej?”
„Gdzie są ci, których kochaliśmy?”
I czy w ogóle naprawdę odchodzą?
Odpowiedź – dla każdego inna – zawsze prowadzi w stronę wiary.
Nie tylko tej religijnej, ale i tej cichej, codziennej – w sens, w więź, w niewidzialne.
Bo niezależnie od tego, w co wierzymy, te dni mają moc otwierania.
Na wspomnienia. Na nostalgię. Na wdzięczność.
Na to, by poczuć, że śmierć nie jest przeciwieństwem życia, tylko jego częścią.
Pamiętam, jak odchodziła moja suczka Sonia.
Była ze mną jedenaście lat – wierna, czuła, obecna.
Pod koniec chorowała. Leżała w innym pokoju, a ja, nie mogąc zasnąć, czułam w powietrzu coś dziwnie lekkiego.
Nagle miałam wrażenie, że wskakuje do mnie na łóżko – tak, jak robiła to zawsze, kiedy chciała się przytulić.
Poczułam tę znajomą radość, jej energię, jej obecność…
Kilka sekund później usłyszałam jej ostatni oddech.
Wtedy wiedziałam – jej dusza .przyszła się pożegnać.
Tamten moment nauczył mnie, że niewidzialne jest tak samo prawdziwe jak oddech.
A to, co kocha, nie odchodzi — tylko przekracza granicę, której my jeszcze nie widzimy.
W słowiańskiej tradycji nazywano to Dziadami – czasem, gdy dusze przodków powracają, by przypomnieć nam, skąd pochodzimy.
Czasem przychodzą jako wiatr.
Czasem jako sen.
Czasem przez piosenkę, zwierzę, symbol, wspomnienie.
Wierzę, że ten czas, który mamy teraz – przełom października i listopada – rozrzedza granicę między światami.
Nie między życiem a śmiercią, ale między widzialnym a niewidzialnym.
Między tym, co da się dotknąć, a tym, co tylko można poczuć sercem.
Zaświat nie jest miejscem „gdzieś tam”.
To przestrzeń, która istnieje tu – w oddechu, w ciszy, w wspomnieniu, które nagle wraca bez powodu.
To delikatne przypomnienie, że jesteśmy częścią większej całości.
z czułą obecnością
Monika