14/11/2025
"Frankenstein" - emocjonująca epopeja o stworzeniu, odpowiedzialności, bólu istnienia i potworze. Tylko, o którym?
Najnowsza propozycja od Netflix bezceremonialnie zajęła pierwsze miejsce na liście Top 10 platformy. Czy to dziwi, że kolejna adaptacja powieści Mary Shelley ma się, aż tak dobrze? Absolutnie nie. Del Toro stworzył dzieło absolutnie genialne. Dlaczego o tym piszemy? Ponieważ to film o ludzkiej naturze i o niezrozumianej istocie, która szuka piękna w świecie, który ją odrzuca. To też film o potworze. I o odwróceniu ról.
Del Toro nie ogranicza się do opowiedzenia historii Shelley, a zamienia ją w lustro współczesnych lęków. Pyta, co ryzykujemy, próbując pokonać własną śmiertelność – i co pozostaje, gdy się nie udaje. Marzenia się rozpadają, miłość ulega zepsuciu, a jednak wśród rozkładu trwa coś jasnego : desperacka i nieśmiertelna nadzieja, by być dostrzeżonym, kochanym, przynależeć. W rękach Del Toro potworem jesteśmy my sami – kruche istoty poszukujące ciepła w zimnym, obojętnym świecie.
Rola "stwórcy" - Victora Frankensteina to dogłębne studium moralnego upadku i ludzkiej pychy. To istota braku odpowiedzialności za własne decyzje i obraz konsekwencji jaką ponosi się za niepohamowane ambicje. To w końcu prawdziwy potwór w atrakcyjnej skórze i pięknych szatach. Potwór, którego możemy spotkać na swojej drodze nie raz. I nie dwa.
Stworzenie, któremu życie daje opętany naukowiec ewaluuje podczas filmu, chociaż ból istnienia towarzyszy mu cały czas. Bycie odmieńcem w świecie, do którego zostaje się wciągniętym bez własnej woli to uczucie trudne. Stworzenie jest jedynie zachcianką i próbą udowodnienia, że osiągnięcie nieśmiertelności jest możliwe. Cena jaką przyjdzie jednak zapłacić za eksperyment jest jednak najwyższa.
Geniusz filmu Del Toro polega na tym, że pomimo kontrastu blichtru i brzydoty, kończąc seans stajemy po stronie prawdy. Perfekcyjnie narysowane postaci są ponadczasowym odzwierciedleniem ludzkich cech. Często to co piękne i pachnące z zewnątrz, w środku jest mroczne i odrażające. To co nie przyciąga naszej uwagi i nie zachęca, potrafi być w środku piękne do granic możliwości.
Oprócz licznych wartości, które posiada ten film ( zdjęcia, gra aktorska, wyraziste postaci, umiejętnie poprowadzona historia ), warto zwrócić też uwagę na ponadczasowość przesłania. Nie można oceniać człowieka , zanim nie poznamy jego historii. Nigdy nie wiemy, czy nie doznał głębokich krzywd i czy nie mierzy się z demonami każdego dnia. Nie mamy często pojęcia jak głębokie bywają rany i jaką walkę trzeba stoczyć, żeby chociaż część z nich się zabliźniła.
Życzymy Wam, żeby na Waszej drodze nigdy nie zabrakło filmowej Elizabeth, metaforycznego cudu w brudnym świecie oraz niewyobrażalnej empatii ( oscarowa rola Mia Goth ), bo to że na Waszej drodze może stanąć Frankenstein ... jest niemal pewne.
Idźcie do kin. Obowiązkowo 🖤.