Prywatny Gabinet Logopedyczny Agnieszka Szulc

  • Home
  • Prywatny Gabinet Logopedyczny Agnieszka Szulc

Prywatny Gabinet Logopedyczny Agnieszka Szulc "Oswajanie słów jest trudniejsze niż oswajanie tygrysów"
H. Poświatowska

28/11/2025
28/11/2025

Po trzydziestu dwóch latach nauczania, moja kariera zakończyła się jednym zdaniem, wypowiedzianym przez sześcioletnie dziecko:
> „Tata mówi, że tacy ludzie jak ty nie są już potrzebni.”
Nie powiedział tego złośliwie, ani nawet ironicznie.
Po prostu, neutralnym tonem, jakby mówił o pogodzie.
I dodał, zupełnie naturalnie:
> „Nawet nie umiesz korzystać z TikToka.”
Spędziłem trzy dekady ucząc w szkole podstawowej,
w spokojnym przedmieściu mojego miasteczka.
A dziś, po raz ostatni spakowałem kartony z mojej klasy.
Kiedy zaczynałem, na początku lat osiemdziesiątych,
nauczanie było świętym powołaniem.
Nie zarabialiśmy dużo,
ale mieliśmy szacunek.
Rodzice przynosili ciasta na zebrania,
a dzieci ofiarowywały rysowane kartki,
z niezdarnymi sercami i krzywymi uśmiechami.
Radość dziecka czytającego swoje pierwsze zdanie
była warta wszystkich nagród świata.
Ale coś powoli się erodowało.
Zawód, który znałem, zniknął,
zastąpiony wyczerpaniem, brakiem szacunku
i głęboką samotnością.
Moje wieczory nie spędzałem już na wycinaniu papierowych gwiazd,
ale na wypełnianiu raportów o zachowaniu
w aplikacji cyfrowej, by chronić się przed ewentualnymi skargami.
Rodzice ganią mnie przed moimi uczniami —
jeden z nich nagrywał mnie telefonem,
gdy próbowałem uspokoić dziecko w kryzysie.
Jeśli chodzi o dzieci... one też się zmieniły — choć to nie ich wina.
Przychodzą do szkoły wyczerpane, nadmiernie pobudzone,
ich umysły przyzwyczajone do natychmiastowej satysfakcji z ekranów.
Niektóre nie potrafią już trzymać kredki,
ani czekać na swoją kolej.
A jednak oczekuje się od nas, że naprawimy to wszystko
w sześć godzin dziennie, z dwudziestoma pięcioma uczniami
i budżetem, który jest żartem.
Mój mały kącik do czytania, z jego zużytymi pufami i porannymi piosenkami,
został zastąpiony przez „dane mierzalne” i „wyniki ilościowe”.
Pewnego dnia dyrektor powiedział mi:
> „Powinieneś być mniej serdeczny, dystrykt chce wyników.”
Jakby życzliwość stała się zawodowym przewinieniem.
A jednak trzymałem się tych świętych chwil:
spojrzenia wdzięczności, czystego śmiechu,
nieśmiałej ręki szukającej twojej.
Ale stopniowo czułem, że staję się niewidzialny.
Dziś zebrałem swoje rzeczy.
Zdjąłem stare plakaty ze ścian.
Znalazłem pudełko z listami z podziękowaniami —
to z klasy z 1998 roku.
Jeden z nich mówił:
> „Dziękuję, że mnie kochałeś, gdy byłem trudny do kochania.”
Płakałem, czytając to.
Nie było żadnej ceremonii.
Nowy dyrektor, z oczami utkwionymi w telefonie,
uścisnął mi rękę roztargniony:
> „Dziękuję panu.”
Zostawiłem za sobą pudełko z naklejkami i bujany fotel.
A zabrałem ze sobą wspomnienie każdego dziecka,
które kiedyś patrzyło na mnie z zaufaniem.
To wspomnienie, żadna technologia nie będzie w stanie zdigitalizować.
Tęsknię za czasami, gdy nauczyciel był partnerem,
a nie workiem treningowym.
Gdy nauka oznaczała rozwój, a nie tylko zdobywanie ocen.
Więc jeśli kiedyś spotkasz nauczyciela — byłego lub obecnego —,
podziękuj mu.
Nie kawą ani prezentem,
ale szczerym słowem
i szacunkiem.
Bo w systemie, który zbyt często o nich zapomina,
to oni nigdy nie zapominają o naszych dzieciach.

25/11/2025

Ta sprawa ma potencjał zapisania się w historii jako przełomowa w kwestii odpowiedzialność społecznej przemysłu cyfrowego. Pozew obejmuje 327 stron i zarzuca firmom m.in. celowe projektowanie platform w taki sposób, by uzależniały młodych użytkowników, co prowadzi m.in. do deprywacji snu, chronicznej nieobecności w szkołach oraz ryzykownych zachowań w świecie cyfrowy. Co ciekawe, zwraca także uwagę na finansowe straty dla społeczeństwa, m.in. straty produktywności czy koszty medyczne wynikające z tego kryzysu.

Uprzedzając komentarze, nie mam zamiaru umniejszać wagi odpowiedzialności rodzicielskiej. Jest ona bezsprzecznie najistotniejsza. Mimo to, postrzegam te platformy jako współodpowiedzialne za obecny stan rzeczy. W żaden bowiem sposób nie wspierają nas w wychowywaniu najmłodszych, lecz jawią się jako nieustannie rywalizujące z nami o uwagę naszych dzieci.

25/11/2025

Zapytała mnie przerażona Ewa, kiedy zauważyła, że w ciągu ostatniego czasu wciąż czegoś zapomina.

Wraca do kuchni po kubek i zabiera łyżeczkę.

Idzie zadzwonić, sięga po telefon i nie pamięta, z kim chciała porozmawiać.

- Poszłam się przebadać - oznajmiła - Bo moja mama miała demencję, boję się, że i mnie to czeka.

- A czy z kimś, czymś, musiałaś się ostatnio rozstać? - zadałam jej dziwne (choć nie dla mnie 😉) pytanie.

Spojrzała na mnie zaskoczona.

- Tak - powiedziała i zaszkliły jej się oczy - Z Mufim.

Bez słowa odblokowała telefon i pokazała mi tapetę.

Zobaczyłam na niej prawdziwą, dużą, kocią piękność. 🐈‍⬛
Dużą, bo kot rasy Maine C**n jest imponujący.

- Chyba nie chcę o tym mówić. Jeszcze nie teraz. Zbyt mnie to boli… - szybko schowała telefon.

Zapewniłam Ewę, że nie musimy dotykać tego tematu, jeśli nie jest na to gotowa.

Ale poprosiłam, by wysłuchała w „czystej teorii” jak działa specjalny program nabłonka płaskiego i dlaczego w takiej sytuacji, może pojawić się utrata pamięci krótkotrwałej. 🙁

Naskórek, nabłonek płaski czy bardziej medycznie - ektoderma to ta sama nazwa warstwy skóry, która rozgranicza nas od świata zewnętrznego.

Nic zatem dziwnego, że manifestuje się w tym obszarze konflikt dotyku, rozdzielenia, rozłąki.

Gdy za kimś tęsknisz i nie możesz go wziąć w ramiona, utulić: cierpisz.
Natura chcąc złagodzić psychiczny ból - uruchomiła aspekt „zapominania”.
Ten objaw pojawia się wyłącznie w fazie aktywnej.

Ewa wciąż w niej była.

- Mufi, miłość mojego życia - tak mi na koniec powiedziała…

To jest właśnie jeden z ważnych i częstych powodów „utraty” pamięci.
Dobrze byłoby podziękować Matce Naturze, bo jest mądrzejsza od wszystkich profesorów medycyny razem wziętych…🌳

_____________
A jeśli jeszcze nie wiesz lub wahasz się czy wziąć udział w unikatowym wydarzeniu „Uzdrawianie Biologią” - z serca rekomenduję! 💚
Wielu prelegentów, szeroki wachlarz tematów, energia grupy i Rainer Korner, autor „Uzdrawiania BioLogią”, jako gość specjalny. Nie może Ciebie zabraknąć! 🥰
Szczegóły w linku poniżej. Pamiętaj, że na hasło „sonia” masz 10 proc. zniżki!
https://kongresuzdrawianiebiologia.pl/

https://www.facebook.com/share/1C6su3kZ3z/
25/11/2025

https://www.facebook.com/share/1C6su3kZ3z/

Mój dziadek często mawiał: „Dystans, dystans, bo inaczej wszyscy umrzemy” — i miał w tej kwestii bardzo wiele racji. Już jako dziecku podobało mi się to powiedzonko, a im jestem starsza, tym bardziej je doceniam.

W świecie, w którym musimy tworzyć specjalne szkolenia, żeby przeciwdziałać przemocy rówieśniczej; w świecie, w którym badania mówią, że szkoła — dla swoich pracowników, podkreślam: pracowników, a nie uczniów — jest miejscem wywierającym na nich bardzo negatywny wpływ ze względu na mechanizmy podobne do mobbingu, rywalizację, tworzące się wokół dyrektorów „dwory”, zatrudnienia niekoniecznie związane z poziomem kompetencji, mierną płacę przy mnogości obowiązków i zmuszanie do multidyscyplinarności — mam wrażenie, że tylko dystans może nam pomóc odnaleźć się i nie utracić zdrowia psychicznego.

Czytam komentarze, w których nauczyciele odnoszą się do — ich zdaniem — bardzo „uwłaczającego” i godzącego w ich godność podejścia. Wsłuchuję się naprawdę w ten głos środowiska, które jest mi bardzo dobrze znane, które właściwie mnie wychowało. I myślę tak: gdyby przychodzący na zajęcia do Fundacji autysta mówił do mnie, że jestem stara, gruba i się na niczym nie znam, a ja brałabym to do siebie i uznawała, że jest to jedyna prawda, jaką można mnie opisać, to skończyłabym już dawno marnie — załamana i nieszczęśliwa — w szpitalu psychiatrycznym.

Czy jestem stara? Trochę już jestem.
Czy jestem gruba? Niezaprzeczalnie.
Czy się na niczym nie znam? A kto zna się na wszystkim?

Ktoś powie: „Ale nauczyciel nie musi. Ona ma uczyć, a nie brać na klatę”.
Dystans — zwłaszcza ten zawodowy. Umiejętność odnalezienia się w roli tej osoby, która zawodowo wspiera na przykład dzieci, to także umiejętność budowania poczucia własnej wartości, poczucia godności i autoanalizy, bez konieczności odnoszenia się do słów osób trzecich jako do prawdy absolutnej.

Jako dorośli cały czas modelujemy — chciałoby się powiedzieć — „prawidłowe” zachowania dla naszych małoletnich podopiecznych. To dosyć przytłaczająca perspektywa, bo gdybym miała cały czas być dla kogoś wzorem, czułabym się przyparta do muru. Natomiast nasze klęski, porażki i niedoskonałości są dowodem na to, że da się pracować i da się być szczęśliwym mimo braku różnych umiejętności, kompetencji czy talentów.

Młody człowiek, który nie ma jeszcze tej perspektywy, że świat nie zawali się od tego, że czegoś nie potrafi po raz pierwszy; że pierwsza porażka nie kończy życia — może nauczyć się najwięcej właśnie z mojego sposobu przechodzenia przez kolejną życiową katastrofę. Nie dlatego, że mu opowiem, jak on powinien robić, tylko dlatego, że z dystansem potrafię mu opowiedzieć o tym, jak ja zaliczyłam katastrofę i jak moje życie potoczyło się dalej. Bez wyższości, bez udawania doskonałości, z opisem tego, jak to było emocjonalnie trudne i jak — być może — ktoś wtedy podał mi rękę. Albo jak mimo braku pomocy jednak udało mi się przetrwać i iść dalej.

Jeżeli nie będziemy zachowywać tak zwanego zawodowego dystansu do tego, co w pracy nas spotyka, będziemy o sobie myśleć coraz gorzej — coraz więcej skupiać się na sobie, a coraz mniej na tym, że zderzamy się z osobami, których zachowanie niekoniecznie jest wzorcowe. I właśnie dlatego taki model pracy wybraliśmy.

Nie będę się nad tym rozwodzić dalej. Mam dużą świadomość tego, jak niedoskonale wyglądam, jak czasami nieadekwatne są moje komentarze, jak wielu książek w życiu nie przeczytałam i jak wielu doświadczeń jeszcze nie mam. A mimo to decyduję się iść do dzieciaków w mojej Fundacji i być z nimi taka, jaka jestem. Opowiadać o tym, co daje mi przebywanie z nimi, i starać się modelować najlepiej, jak potrafię.

A gdy słyszę niewybredne komentarze, gdy padają wulgaryzmy, gdy moi podopieczni przychodzą niekoniecznie pierwszej świeżości, ignorują moje rady, spóźniają się albo przychodzą nieprzygotowani — biorę to życie takie, jakie jest. Bo zawodowo pokazuję, jak sobie z tym poradzić. Bez dodawania niepotrzebnych emocji, bez krytyki. Wzmacniając to, co się udało, i często celowo pomijając te bardziej kryzysowe momenty, bo to, co uda się wyciągnąć na pierwszy plan — czyli to, co drugiej osobie wyszło — buduje w niej siłę do tego, żeby starać się bardziej w tych obszarach, w których dotąd jej nie wychodziło.

Zawodowo mogę to zrobić. I nie muszę się na tę osobę gniewać, złościć ani obrażać.
Takie trudne i takie proste.

PS. Czasami zawodowo mogę też wyglądać tak — i to jest bardzo OK.

Asia Klaga Fundacja Autika
Mama Stashka PodzielsiezeStashkiem

18/11/2025

Jest mnóstwo "Domów Dobrych", z których codziennie rano wychodzą dzieci i codziennie do swojego "Domu Dobrego" wracają.

Czy dziecko zawsze wie, że to co się dzieje jest poza normą. że to przemoc?

Michał zna tylko swój dom - jeśli ma 5 - 9 lat może nie mieć wielkiego porównania. Kiedy jest u kolegi w gościach nie widzi matki kolegi rozliczającej się we łzach z paragonów i uzasadniającej zakup drugiej pary skarpetek. No ale w jego domu rozliczanie z paragonów też nie odbywa się przy gościach. Wiele dzieci nie wie, że to co dzieje się w ich domu jest przemocą. Bo to ich norma. Tylko to znają. Jak dowiadują się, że to co znają z domu nie jest normą?

"Byłem u kolegi i jego mama rozlała cały kompot. Prawie zsikałem się ze strachu, że jego tata zaraz ją zbije. Ale on się rzucił ze ścierką sprzątać", "W Rossmanie jedna pani powiedziała, że zgubiła portfel, a jej mąż ją pocieszał, że nic się nie stało i że on zaraz zadzwoni do banku. Przysięgam pani, ona się wcale nie bała, proszę mi wierzyć, wcale", "Jak mój tata podnosi rękę to nasz pies się kładzie, a jak sąsiad podnosi rękę to pies skacze do zabawy". “Heniek powiedzial mamie, ze dostal uwagę, a ona powiedziala “Chodz się najpierw przytul. Ale on najpierw powinien dostac lanie albo karę od mamy. Jak pani mysli?”. Te okruchy konfrontacji z tym, że inni mają inaczej wyglądają bardzo różnie.

Dzieci, które rozumieją, że to przemoc żyją w niewyobrażalnym lęku, że spotka je to samo. Widzą, że mama siada do stołu z podbitym okiem, pękniętą wargę, strupami pod nosem. Widziały jak tata wystawił ją na dwór i stała w klapkach i w majtkach na balkonie. Ośmioletni Michał wie, że te wszystkie potworne rzeczy mogą spotkać i jego. Skoro dorosła mama nie dała rady się obronić, powtrzymać tego co się codziennie powtarza, to jak Michał o wadze 28 kilogramów poradzi sobie z pięścią? On wie, z jaką siła ta pięść spada. Michał widzi jak się tę matkę upokarza przy ludziach "No powiedz ile zarabiasz. Powiedz. Zawsze dzieciom mówię, nie uczcie się to skończycie jak matka". Michał wie, że, kiedy przyjdą do niego koledzy lepiej nie mieć w ojcu wroga, bo może zrobi żarcik o tym, jak Michał posikał łóżko rok temu? Lepiej nie ryzykować.

Dzieci na filmie widzą matkę zbitą, skrwawioną, upadającą i reagują całkiem spokojnie. Również dlatego, że chronią siebie. Czy z perspektywy ośmiolatka jest w tym domu ktoś, kto go ochroni?

Dziecko żyjące w domu z przemocą żyje w ciągłym napięciu. Jego układ nerwowy jest wyczulony, umie zdiagnozować tempo kroków, siłę z jaką zrzuca się buty w przedpokoju, subtelną zmianę tonu w "Już wróciłem". Mózg ciągle rejestruje i zlicza objawy ewentualnej utraty kontroli, nadchodzącej złości. Jest w ciągłym pobudzeniu, bo tornado jest zawsze na horyzoncie. Czujność gwarantuje szanse na przeżycie. Może uda się złamać swój lęk i jakoś tatę udobruchać? Pokazać laurkę, zaśpiewać piosenkę, rozśmieszyć. Dziecko staje się instalacją odgromową w domu. Ale z napięciem, które zbiera zostaje samo.

Mózg Michała się nie uczy. Jak w takim poziomie przeciążenia miałby się uczyć? Jakie znaczenie ma matematyka, tabliczka mnożenia i fotosynteza, jeśli o 17.00 drzwi zamykają się z trzaskiem, buty lecą z hukiem, a mama w panice sprawdza, czy ma wszystkie paragony, bo codziennie musi się z nich rozliczyć i wiadomo juz jak ten dzień się skończy.

To jest układ nerwowy, który wstaje rano pełen drutu kolczastego, żwiru i szkła. Nie ma w domu dorosłego, który byłby bezpieczną przystanią, miałby w sobie spokój i przestrzeń, żeby pomieścić emocje dziecka. Bo dzieci regulują się w kontakcie z bezpiecznym, bliskim i spokojnym dorosłym. Wstaje i kładzie się z potłuczonym szkłem w środku. Bo przerwy pomiędzy kolejnymi wybuchami nigdy nie są wystarczająco krótkie.

Ten układ nerwowy idzie do szkoły. Może reagować płaczem na najmniejszą porażkę - bo nie ma już ani milimetra miejsca na frustrację, niepowodzenie i dodatkowe napięcie. Żle napisana litera może być ostatnią kroplą, która przeleje czarę - dziecko podrze zeszyt, skopie plecak, rzuci piórnikiem i i ucieknie z lekcji. Wydaje się, że z powodu litery.

Michał przez lata słyszy "Mama doprowadziła tatę do szału. Mogła nie pyskować.", "Tata jest zmęczony, nic się nie stało", "Mama musiała się czepiać i proszę, podziękujcie jej, że znowu nie idziemy na basen, bo jej krew leci z nosa. A wystarczyło przynieść paragon". Mózg ośmiolatka słyszy, że nie idą na basen, bo mama specjalnie rozzłościła tatę. Jaką częścią mózgu dziecko ma zrozumieć, że to manipulacja? Tata mówi jak działa wiertarka i mówi co się zadziało przed chwilą. Na jakiej podstawie dziecko ma zweryfikowac, w co ma wierzyć. Dziecko widzi płaczącą mamę, ale słyszy, że nic się nie stało. Jak Michał ma zrozumieć reakcje kolegów, czy jeśli kolega płacze - to coś się stało, czy nie?

To jest dziecko, które często nie wie co czuje, jest odcięte, zamrożone. Musi odciąć się od swojego lęku, ciągłego poczucia zagrożenia - żeby przetrwać. Bo 365 dni w roku żyje w obliczu ewentualnego, nieprzewidywalnego wybuchu agresji. Zagrożenie nie znika, układ nerwowy nie ma wytchnienie i regeneracji więc wyłącza bezpiecznik. Ponieważ trudno odciąć się od jednej emocji - układ nerwowy odcina wszystko. Ale przecież odcięte napięcie i pobudzenie ciągle siedzi w środku, daje odczucie nieokreślonego niepokoju, dyskomfortu, rozkojarzenia, trudność w skupieniu się. To ciśnienie, które rozsadza od środka lubi się wydostać na przykład samookaleczeniami.

To jest dziecko, które może zamrozić się w schemacie uległości, przytakiwania, wykonywania poleceń i odczytywania oczekiwań dorosłych zanim zostaną wypowiedziane. Może być ulubienicą nauczyciela. Układ nerwowy tego dziecka wie, że trzeba być zawsze krok przed dorosłym, żeby nie prowokować. Dorosłych warto mieć po swojej stronie.

To jest Kasia, która może być autorką różnych trudnych zachowań wobec dzieci, wykluczających i upokarzających. Bo to jedyny moment w ciągu doby, kiedy to ona kontroluje sytuację, kiedy to nie ona się boi, to nie ona ucieka.

To może być Zosia, która przekracza swoje granice: nagra filmik jak tańczy w samych majtkach, pozwoli się upokorzyć za pozory przyjaźni. Skąd ona ma wiedzieć gdzie przebiegają granice. Wczoraj widziała mamę w majtkach i bosą stojącą na balkonie. Tata wyjaśnił, że nic się nie dzieje. Mama wie, że ma wybór: pyskować albo nie. Wszystko jest w porządku, jedz Zosiu zupę. Skoro to jest normalne - to filmik w majtkach tym bardziej.

To może być Bartek, który z łatwością uderzy kogoś w przedszkolu, bo kipi w nim strach, że mamie leciała krew z ucha, pamięć jej pisków z łazienki i atmosfera potwornego napięcia ze śniadania. Którą częścią czteroletniego mózgu ma to wyregulować, ponazywać i przeanalizować? Bartek cały czas topi się w adrenalinie i kortyzolu i na najmniejszą frustrację reaguje tym co adrenalinowy lot ma w ofercie.

To może być Paweł, który ciągle inicjuje działania związane z przekraczaniem granic, ma skłonność do zachowań ryzykownych, często ściąga na siebie systemowe konsekwencje bo pomazał auto polonistce, wysypał ziemię z doniczki na biurko nauczyciela, podpalił flagę na boiksu. Układ nerwowy Pawła od początku swojego istnienia funkcjonuje w kortyzolowej kąpieli, w ciągłym pobudzeniu i chociaż to go przeciąża - to jest jedyne środowisko w jakim umie funkcjonować. Dlatego organizuje sobie ciągłe źródła pobudzenia i zastrzyki nowej dawki. Czy robi to świadomie, planowo? Oczywiście, że nie.

To są dzieci, w których krzyczący nauczyciel może wywołać paraliżujący strach, bo wydzierający się dorosły działa jak odgłos wystrzału na kogoś, kto uciekł z obszaru wojny.

U starszych dzieci to są objawy stresu pourazowego, w końcu 15 latek od piętnastu lat mieszka w domu, w którym patrzy na przemoc wobec najbliższych. Czyli przeszedł więcej niż weteran czterech tur w Afganistanie. I ma siedzieć w szkole, być grzeczny, nie być bezczelnym, grzecznie się odzywać i czemu jest taki rozkojarzony i nic nie notuje? Co robi z układem nerwowym 15 lat doświadczania lęku, bezradności, złości, poczucia winy, wstydu, upokorzenia, a to wszystko zanurzone w ciągłej gotowości i czujności? Otóż robi różne rzeczy.

Nie ma jednej ścieżki. Nie ma jednego szablonu i wzoru, który odcisnąłby się w tak samo w każdym układzie nerwowym. Dlatego każdy kto pracuje dzieci powinien mieć uważne, czułe oko. Świeże spojrzenie, które nie zamyka się w perspektywie "Nieeee, tata ordynator, mama prawniczka, to na pewno coś innego. Nieee". Przemoc mieszka w wielu domach. Także w tych, które aż proszą się o definicję "domów dobrych".

Dla każdego rodzica ważna jest wiedza o tym jak obniżać napięcie i regulować skumulowane emocje dziecka, które lubią się wylać w okienkach "przed zaśnięciem / przed szkołą"- pakiet strategii przyślę Wam w czwartek newsletterem. Nie w kontekście przemocy, to jest po prostu ważne dla każdego rodzica. Jesli chcesz czytac kolejny elaborat zapraszam https://agnieszkamisiak.pl/moj-newsletter/

Takie długie posty nie zachęcają, ale bywa, że krótko się nie da. Myslisz, ze to wazne? Udostępnij.

14/11/2025

“Gdyby nasze dzieci rodziły się z mózgami tak rozwiniętymi jak u innych naczelnych, bez wyjątku zabijałyby swoje matki w czasie porodu. To oznaczałoby kres gatunku. Poszukiwania bezpiecznego i niezbędnego kompromisu, były zapewne bardzo kosztowne. Dziecko rodzące się zbyt wcześnie miało niewielkie szanse na przeżycie. Zbyt późne próby przyjścia na świat kończyły się śmiercią matki a wraz z nią i dziecka. Zapewne wiele istnień kosztowało znalezienie bezpiecznej równowagi.

Poród w przypadku ludzi, należy do najcięższych w świecie zwierząt. Wymaga potężnej siły, wiąże się z dużym stresem i znaczną utratą krwi. Bez porównania z porodami np. kopytnych, które mogą to zrobić w czasie marszu a ich młode po kilkunastu minutach zdolne są do samodzielnego podążania za matką.

Rodzimy się więc przed czasem a nasze mózgi charakteryzują się dużą dynamiką zmian rozwojowych i jeszcze po roku od urodzenia ta dynamika jest taka gigantyczna. Dzięki tej sztuczce jesteśmy w stanie w miarę bezpiecznie przyjść na świat ale nasze niedojrzałe, płodowe wręcz mózgi, są na zewnątrz ciała matki praktycznie bezradne.
Istnieje wiele niesamodzielnych po porodzie zwierząt ale nigdzie zależność od opieki rodziców nie jest tak totalna.

Ludzkie dzieci są całkowicie zależne od swoich rodziców a powodem tej zależności jest niedojrzały mózg. Dotyczy to w szczególności kory mózgowej, która z wszystkich części ośrodkowego układu nerwowego dojrzewa niestety najpóźniej.

To ta właśnie kora odpowiada za najbardziej złożone zachowania i w niej ma swoje fizyczne podłoże nasza świadomość. Etapy jej rozwoju przypadają na pierwsze miesiące i lata życia. Rozwój kory mózgowej trwałby jeszcze rok w bezpiecznym oceanie wód płodowych, jednak w bardziej wymagającym środowisku zewnetrznego świata, strukturalne dojrzewanie kory wymaga więcej czasu.

W sprzyjajacych warunkach trwa to ok 4-5 lat.

Potrzebujemy wtedy wsparcia ze strony rodziców, zwłaszcza ze strony matki. Kształtuje się potencjał naszego mózgu, nasze możliwości poznawcze.

W pewnym sensie rozwój człowieka przypomina sytuację, którą spotykamy u torbaczy np. kangurów. Młode po urodzeniu wędrują do skórzanych toreb swoich matek i tam dojrzewają karmione mlekiem.

My, ludzie także potrzebujemy takich toreb, by przeżyć pierwszy, niebezpieczny okres naszej bezradności. Nasze ludzkie torby nie są jednak uszyte ze skóry.

Budujemy je z emocji.

Są nimi silne związki, potężne uczucia jakie wiążą nas z naszymi dziećmi. To właśnie te uczucia zapewniają bezpieczeństwo naszemu dziecku i dają mu czas na dokończenie procesu, który powinien odbywać się w łonie matki.

Musimy być mistrzami świata w rodzicielskiej miłości, bez jej wsparcia nasze dzieci praktycznie nie mają szans.”

Prof. Marek Kaczmarzyk "Neurobiologia wczesnego dzieciństwa"

Zebrała: Klaudia Angela Grabska SEP

Address

Ulica Wyszyńskiego 6

59-300

Telephone

+48603646402

Website

Alerts

Be the first to know and let us send you an email when Prywatny Gabinet Logopedyczny Agnieszka Szulc posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.

  • Want your practice to be the top-listed Clinic?

Share

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram