15/09/2025
A propos zabawnego obrazka poniżej.
Trochę śmieszno, trochę straszno – czyli jak nastolatki słyszą to, czego nie mówimy...
Jest taki jeden przykład, do którego wracam zawsze, gdy próbuję rodzicom moich uczniów czy pacjentów wytłumaczyć sens tego, co dzieje się w głowie nastolatka, kiedy dorosły otwiera usta.
Wyobraźcie to sobie:
Matka wpada do pokoju, patrzy na stertę ciuchów, talerzy, kabli, książek, zeszytów i mówi:
– Matko! Jaki tu bałagan! Ogarnij to trochę.
Co powiedziała? – prosta obserwacja faktu.
Co usłyszał nastolatek? – zupełnie inna bajka:
– Tiaa, jasne. Jeszcze jestem bałaganiarzem. Świetnie. Ciągle coś ze mną jest nie tak.
I tak to właśnie działa. Tam, gdzie rodzic (lub nauczyciel) mówi:
– „Popraw oceny”
oni słyszą:
– „Jesteś niewystarczający”.
Rodzic mówi:
– „Poucz się”
oni słyszą:
– „Nie jestem z ciebie dumny”.
Rodzic mówi:
– „Jaki tu bałagan”
oni słyszą:
– „Ale z ciebie bałaganiarz, totalna porażka”.
I wiecie co? Zawsze wtedy mam ochotę zapytać: czy to ja źle mówię, czy oni mają w głowie takie specjalne, nastoletnie Google Translate, które tłumaczy wszystko na język „jestem do niczego”?
To jest właśnie to „trochę śmieszno, trochę straszno”. Śmieszno, bo brzmi absurdalnie. Straszo, bo w praktyce takie zniekształcanie komunikatów potrafi bardzo mocno uderzyć w poczucie własnej wartości.
Przyznam, wielokrotnie byłam zszokowana tym, jak moje słowa są przeinaczane przez uczniów. Dopiero gdy zaczęłam zwracać uwagę na to ich filtrowanie komunikatów, zaczęło mi się układać w całość. Nadal ich nie rozumiem (bo chyba nikt w pełni nie rozumie nastolatków), ale rozumiem bardziej.
I chyba to o to chodzi