15/10/2025
EFEKT PIGMALIONA
Kiedy nauczyciel tworzy ucznia.
Kiedy po raz pierwszy przeczytałam o eksperymencie Rosenthala, pomyślałam, że to historia o magii, choć oparta na danych psychologii. W jednej ze szkół badacze przeprowadzili test inteligencji, ale wyniki nie miały żadnego znaczenia. Losowo wybrali grupę uczniów i przekazali nauczycielom, że to właśnie oni mają największy potencjał. „To będą wasze najzdolniejsze dzieci, najlepsza klasa w szkole” - usłyszeli. Nie zmieniono programu, nie dodano godzin, nie wprowadzono nowych metod.
Zmieniono tylko jedno: oczekiwania.
I to wystarczyło.
Po roku dzieci, które trafiły do „najlepszej klasy”, faktycznie zaczęły osiągać lepsze wyniki, miały wyższą samoocenę i większą motywację. Nauczyciele - nieświadomie - traktowali je z większym zaufaniem, dawali im więcej swobody, mówili z ciepłem i wiarą. Uczniowie odpowiadali na to dokładnie tym samym.
Tak działa efekt Rosenthala, znany też jako efekt Pigmaliona - samospełniające się proroctwo, które pokazuje, że człowiek staje się taki, jakim widzą go inni.
Myślę o tym często w kontekście swojej pracy.
Jako pierwsze wychowawstwo dostałam klasę, o której mówiono różnie. „Trudna”, „nie do ogarnięcia”, „z nimi się nie da”. Zostałam ich trzecią wychowawczynią w ciągu półtora roku. Uczniowie mieli poczucie, że wychowawcy od nich uciekają. Zanim jeszcze ich poznałam, słyszałam więcej ostrzeżeń niż historii.
A potem zobaczyłam grupę młodych ludzi, którzy po prostu bardzo potrzebowali, by ktoś w nich uwierzył.
Nie chciałam powielać etykiet.
Zamiast tego zaczęliśmy mówić o sobie inaczej. Nie „klasa problemowa”, tylko „klasa, która się rozwija”. Nie „z nimi ciągle kłopot”, tylko „oni uczą się, jak być zespołem”. Wspólnie ustaliliśmy zasady, cele, sposób komunikacji. Zmieniliśmy język - a wraz z nim zaczęła się zmieniać rzeczywistość. Skończyli szkołę podstawową jako świetny zespół i wspaniali młodzi ludzie, z których wielu odwiedza mnie do dziś.
W drugim wychowawstwie bardzo pomógł podział klasy na dwie mniejsze grupy. Dwudziestu uczniów to zupełnie inna energia niż trzydziestu - łatwiej o relację, o rozmowę, o zauważenie. W mniejszej grupie ciszej słychać głos każdego ucznia. A kiedy ktoś zaczyna być naprawdę słyszany, zaczyna też chcieć się rozwijać. Uczniowie równali w górę - nie tylko zachowaniem, ale i wynikami.
Nie byłoby tego wszystkiego bez zaufania rodziców. To ono pozwoliło na odważne decyzje, na próby i błędy, na szukanie rozwiązań.
Kiedy rodzice widzą, że nauczyciel dostrzega w ich dziecku dobro, a nie tylko trudność - zaczynają patrzeć tak samo. I wtedy dziecko ma dwa bezpieczne miejsca, w których może rosnąć.
Z perspektywy czasu wiem, że żadna metoda nie zadziała, jeśli w centrum nie stanie człowiek.
Celem jest stworzyć przestrzeń, w której każdy uczeń poczuje się ważny. W której można się pomylić, spróbować jeszcze raz, a potem usłyszeć: „wierzę w ciebie”.
Kiedy dziś słyszę hasło „najlepsza klasa w szkole”, nie myślę o ocenach ani rankingach. Myślę o relacjach, o zaufaniu, o wspólnych rozmowach po lekcjach. O tym, jak wielką siłę mają słowa nauczyciela, który zamiast widzieć trudności, widzi możliwości.
Bo czasem wystarczy jedno zdanie, by ktoś zaczął w siebie wierzyć. A najlepsza klasa to nie ta, w której wszystko idzie gładko - tylko ta, w której wszyscy chcą próbować dalej.
---
Jeśli podoba Ci się to, co tworzę, możesz mnie wzmocnić kawą! Link w komentarzu.