23/07/2025
Zmartwychwstanie: Oczekiwanie vs Rzeczywistość
Już dawno po moim zmartwychwstaniu (33), a okazuje się, że wcale nie porzuciłam swojego krzyża. W zasadzie dalej dźwigam grzechy świata... swojego świata. Swoich wyborów, które owocują... nadmiarem, który przynosi brak. Nadmiar = brak. Coś zaskakującego!
Każdego dnia o godzinie 17 wpadam w rozpacz. Trwa to kilkanaście minut, do dziś nie wiedziałam dlaczego, aż mnie oświeciło. O 17 uświadamiam sobie, że to jeszcze nie koniec, że do zrobienia jest więcej i więcej - a przecież mogłabym o tej godzinie korzystać z uroków życia ( w sumie o każdej, ale ale). Trochę czasu spędziłam marząc o byciu w wielu innych miejscach... typowy mechanizm ucieczki. Od siebie.
I zastanawiam się, dlaczego to sobie uczyniłam? Zamieniłam się w pył i porozrzucałam siebie po różnych zakątkach oczekując, że będę całością.
Nie jestem. Nie mogę się odnaleźć. Jestem wszędzie i nigdzie. Bardzo bosko wprawdzie, ale jednak - nie o to chodziło.
Oczywiście już wiem i już zaczynam od nowa się scalać z ogromną dozą zaufania, powoli rezygnując z tego, co wbija mi ostrze w bok, traktując ten moment jako adolescencję, która zachodzi po zmartwychwstaniu. Okres dojrzewania do siebie. Więc zrobiłam to wszystko sobie - ten nadmiar przynoszący brak, aby się docenić. Tzn. myślałam, że docenię się robiąc to wszystko... a okazuje się, że docenię się robiąc mniej, ale z szacunkiem do siebie.
Wiem, że etosy pracy i osiąganie to efekt oprogramowania, ale ewidentnie czasem trzeba sięgnąć przysłowiowego dna, żeby naprawdę zmartwychwstać...
W wielu kwestiach. Fajnie, gdy do tego nie dochodzi, ale niektórzy - w tym ja - potrzebują solidnego trzaśnięcia po głowie, a nie głaskanka...
Obym pamiętała o tym, przy innej okazji ;)