05/12/2025
Czasem jesteśmy dla innych jak rośliny doniczkowe, które próbują rosnąć w ciemności.
Dajemy światło, podlewamy, przesadzamy w lepszą ziemię…
A ta druga strona?
Dalej stoi w miejscu.
Dalej nie widzi problemu.
Dalej nie chce być uratowana.
I to jest jeden z najbardziej bolesnych momentów — kiedy odkrywasz, że ktoś wcale nie potrzebuje Twojego światła, tylko Twojej obecności jako podpórki, na której może się oprzeć, niczego nie zmieniając.
Psychologicznie wchodzimy wtedy w rolę Ratownika.
Wydaje się szlachetna, ale tak naprawdę często ukrywa nasze własne lęki:
✔ lęk przed odrzuceniem
✔ lęk przed samotnością
✔ lęk przed tym, że jeśli przestanę “pomagać”, to nie będę potrzebna
✔ lęk, że może kiedyś ktoś nas jednak doceni
Niektórzy ludzie nie chcą być uratowani. Nie dlatego, że są źli. Czasem dlatego, że nie mają gotowości. Czasem dlatego, że zmiana wymagałaby konfrontacji z bólem, na którą nie mają odwagi. A czasem dlatego, że im wygodnie tam, gdzie są.
Czasem więc największym aktem miłości do siebie jest wycofać się. Nie z gniewem, nie z żalem. Z akceptacją, że każdy ma swoją własną gotowość i swój własny czas.
Opuścić warto wtedy, gdy czujesz, że:
🌿 przestałaś być partnerką, a stałaś się terapeutką
🌿 Twoje wsparcie nie buduje, tylko podtrzymuje ich bezczynność
🌿 tracisz energię szybciej, niż możesz ją odzyskać
🌿 Twoja pomoc bardziej rani Ciebie, niż pomaga im
🌿 zauważasz, że walczysz o potencjał, a nie o rzeczywistość
Prawdziwa zmiana rodzi się w człowieku, który jej chce.
Ty możesz być inspiracją, możesz być lustrem, możesz być światłem.
Ale nie możesz być ratownikiem dla kogoś, kto nie chce wyjść z wody.