Psychoterapia w UK - Beata Wójtowicz-Bryndza

Psychoterapia w UK - Beata Wójtowicz-Bryndza Gabinet otwarty:
wtorki, środy i czwartki Psychoterapia to podróż. Najwspanialsza z podróży, w jaką kiedykolwiek wyruszyłam. Podróż w głąb siebie. Zapraszam

Podróż, która wciąż zadziwia, podczas której człowiek odkrywa nowe przestrzenie, możliwości i uczucia. Czasem bywa trudno, jak to w podróży, można się pogubić, zmęczyć, czasem trzeba zawrócić ale nadzieja wciąż prowadzi dalej, na nowe ścieżki. Za kolejnym zakrętem pojawiają się nowe możliwości, można odnaleźć na nowo swoje korzenie, zacząć czerpać ze źródła swoich zasobów, wreszcie odnaleźć i obdarzyć miłością siebie i innych. Nie odbędę tej Podróży za Ciebie, ale mogę Ci towarzyszyć. Jestem psychologiem i psychoterapeutą rekomendowanym przez Polskie Towarzystwo Psychoterapii Integratywnej. Jako psychoterapeuta kształcę się zgodnie z wytycznymi Ministerstwa Zdrowia i Polskiej Rady Psychoterapii w Polskim Instytucie Psychoterapii Integratywnej w Krakowie, który jest członkiem European Association of Psychotherapy. Moja podróż wciąż trwa, stale poszerzam umiejętności uczestnicząc w różnych szkoleniach, konferencjach naukowych i superwizując swoją pracę pod kierunkiem certyfikowanych psychoterapeutów. Jestem członkiem Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Integratywnej, w swojej pracy kieruję się jego kodeksem etycznym oraz wytycznymi European Association for Psychotherapy. Ukończyłam między innymi:

Psychoterapia par
Integratywna MetaSystemowa psychoterapia zaburzeń depresyjnych
Integratywna psychoterapia zaburzeń lękowych
Integratywna psychoterapia krótkoterminowa
Psychoterapia jedzących za dużo
Praca z ciałem w zdrowieniu i osobistej przemianie
Diagnoza kliniczna DSM-5
Hipnoza kliniczna

Zapraszam osoby, poszukujące pomocy, które:

cierpią z powodu ciągłego lub napadowego lęku, niepokoju
mają problemy rodzinne, konflikty
czują się smutne, zmęczone, nieszczęśliwe
chciałyby coś zmienić w swoim życiu ale nie są w stanie,
mają problemy związane z pracą zawodową
cierpią na zaburzenia odżywiania (bulimia, anoreksja, objadanie się)
borykają się z trudnościami związanymi z emigracją
nie mogą zajść w ciążę bez wyraźnych przyczyn medycznych
mają trudności w związku, w relacjach z innymi ludźmi
stoją w obliczu trudnej decyzji, straty, rozstania
potrzebują wsparcia w sytuacji kryzysowej
borykają się z problemami somatycznymi bez medycznego podłoża
chcą odnaleźć szczęście w związku, pracy, miłości i poprawić jakość swojego życia
Gabinet psychoterapeutyczny jest miejscem bezpiecznym. Zapewniam pełną anonimowość a spotkania ze mną odbywają się w atmosferze pełnego zaufania. Tak jak każdy pacjent jestem człowiekiem z własną historią, różnymi doświadczeniami i przeżyciami. Nieobce mi są trudności w życiu i w kontaktach z innymi. Psychoterapia umożliwiła mi dokonanie wielu zmian w życiu, zmian na lepsze.

19/08/2024

Możliwe, że jeśli małe zdenerwowane dziewczynki byłyby wysłuchane zamiast uciszane, nie byłoby tak wielu zranionych kobiet zmagających się ze zrozumieniem i pokochaniem samych siebie.

Możliwe, że jeśli zapłakani mali chłopcy byliby pocieszani zamiast zawstydzani, nie byłoby tak wielu gniewnych mężczyzn, zmagających się z wyrażaniem emocji i współczuciem.

I vice versa.

Możliwe, że jeśli dziecięce emocje byłyby zrozumiane zamiast karane, nie byłoby tak wielu zamkniętych w sobie dorosłych ludzi, zmagających się z relacjami i zrozumieniem samych siebie.

Dzieci potrzebują odczuć wszystkie swoje emocje, bez strachu przed odrzuceniem, aby dojrzeć w zgodzie z samym sobą.

Bycie twardym wobec dzieci, nie powoduje, że są silniejsze. Ludzie stają się silniejsi dzięki współczuciu i zrozumieniu.
Niezależnie od płci czy wieku.

- Lelia Schott

Rysunek: Lisa Aisato

12/02/2023

"Na początku depresji warto postępować z chorym, jak z osobą chorą somatycznie. Pozwolić mu leżeć, spać lub podejmować tylko te rodzaje aktywności, które sam wybierze.
Stopniowo, co jakiś czas warto zachęcać chorego do próby podjęcia małego działania. Pierwszą reakcją będzie prawdopodobnie odmowa. Można próbować kolejnej zachęty, obiecać swoją pomoc i wsparcie. Czasami drobne sukcesy mogą nieznacznie poprawić samopoczucie. Namawiając do aktywności trzeba zawsze kierować się aktualnym stanem chorego, a także umieć odróżnić odmowę płynącą z pierwszego odruchu osoby, która nie wierzy we własne siły, od prawdziwej niemożności wykonania najprostszej czynności.
Wszelkie standardowe pocieszenia:„nie przejmuj się tak”, „inni mają większe zmartwienia”, zapraszanie gości czy kupowanie prezentów zwykle nie odniosą efektu, a niekiedy odwrotny do zamierzonego. Również wymuszanie aktywności wypowiedziami typu: „weź się w garść”, „musisz się zmobilizować i przełamać” poza zwiększeniem poczucia winy i przeświadczenia o braku wsparcia i zrozumienia nie przyniosą ulgi. Bliscy muszą być przygotowani na to że depresja nie jest zaburzeniem ustępującym w ciągu kilkunastu dni. Wymaga cierpliwości i rozłożenia sił osoby udzielającej wsparcia.
Osoby które przeszły depresję, mówią że najbardziej pomagała im spokojna i życzliwa obecność bliskich oraz ich wewnętrzne przekonanie, że depresja minie."

Iwona Koszewska, Ewa Pragłowska, „O depresji, o manii, o nawracających zaburzeniach nastroju”
fot zero take

https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=5891786030864694&id=170305096346178
10/02/2023

https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=5891786030864694&id=170305096346178

„Kazali nam wierzyć, że miłość, ta prawdziwa, zjawia się tylko jeden raz w życiu i do tego zazwyczaj przed trzydziestym rokiem życia. Nie powiedziano nam, że miłość nie jest sterowana i nie przychodzi w ściśle określonym czasie.
Kazali nam wierzyć, że każdy z nas jest połówką pomarańczy, że życie ma sens tylko wtedy, gdy znajdziemy tę drugą połowę. Nie powiedziano nam, że rodzimy się w całości, że nikt w naszym życiu nie zasługuje na to, by nieść na swoich barkach odpowiedzialność za dopełnienie naszych braków: rozwijamy się w sobie. Jeśli jesteśmy w dobrym towarzystwie, to jest to po prostu przyjemniejsze.
Kazali nam uwierzyć w formułę 'dwa w jednym': dwoje ludzi, którzy myślą tak samo, zachowują się tak samo, że jedynie tak to działa. Nie powiedziano nam, że to ma swoją nazwę: anulowanie siebie; że jedynie osoby o własnej osobowości mogą budować zdrowe związki.
Kazali nam wierzyć, że małżeństwo jest koniecznością i że pragnienia 'nie o czasie' muszą być stłumione. Wmówili nam, że piękni i szczupli są bardziej kochani, że ci, którzy uprawiają mało seksu są zacofani, a ci, którzy uprawiają go zbyt wiele nie są godni zaufania.
Kazali nam wierzyć, że istnieje tylko jeden przepis na szczęście, taki sam dla wszystkich, i ci, którzy starają się go ominąć, skazani są na marginalizację. Nie powiedziano nam, że ten przepis nie działa, frustruje ludzi, alienuje ich i że istnieją inne alternatywy.
Ach, nie powiedzieli nam nawet tego, że nikt nigdy nam tego nie wyjaśni. Każdy z nas odkryje to na własną rękę.”

John Lennon, tłumacz nieznany
fot Jack Mitchell, 1980

14/05/2022

"Niektórzy z nas mają nadzieję, że znajdą w małżeństwie matkę lub ojca dokładnie takich, jakich mieli sami - lub krańcowo różnych. Inni - że małżeństwo wypełni dziurę ziejącą w ich sercach bezwarunkową miłością, której nigdy nie zaznali. Jeszcze inni - że małżeństwo pozwoli im tak całkowicie scalić się z drugą osobą, że już nigdy więcej nie poczują się bezradni ani samotni. A kolejni - że małżeństwo wreszcie pomoże im odnaleźć brakujące części siebie.
Bądź mi ojcem, matką, kochaj mnie bezgranicznie, stop się ze mną w jedno, ochroń mnie, dopełnij. Zapewnij zadośćuczynienie za niedole dzieciństwa, odpłać mi za cierpienia. Te wygórowane oczekiwania, uporczywe dziedzictwo naszej głęboko zakorzenionej przeszłości, będą z pewnością ścierać się z nieuniknionymi ograniczeniami, jakie niesie ze sobą życie małżeńskie. Dopóki zaś pozostaną nieświadome, będziemy przez nie wysuwać niemożliwe do spełnienia żądania, którym nie będzie w stanie sprostać nasz przytłoczony, zbity z tropu, zraniony lub rozwścieczony partner - a on w końcu może uznać, że nie wytrzyma dłużej w tym małżeństwie."
Judith Viorst, "Małżeństwo dla zaawansowanych"
fot Brooke Cagle

20/02/2022

"Im bliższa osoba, tym bardziej w relacji z nią uaktywniają się wzorce i oczekiwania, często pochodzące z dzieciństwa. Te oczekiwania zostaną nieuchronnie zawiedzione, ponieważ nie sposób je zaspokoić w dorosłym partnerskim życiu. Wtedy pojawia się rozczarowanie. Na przykład pacjentka E. zgłosiła się na terapię w związku z tym, że stworzona przez nią rodzina nie jest taka, jaką chciała mieć. Wymarzyła sobie, że jej dom będzie przeciwieństwem domu rodzinnego, pełnego wrzasków i pogardy. Męża poznała na studiach medycznych. Miała nadzieję, że razem stworzą trójce swych dzieci bezpieczny, ciepły i pełen miłości dom, w którym nikt na nikogo nie podniesie głosu. Po kilku latach pacjentka jest bardzo rozczarowana, bo przepracowany i zmęczony mąż bywa zniecierpliwiony, pokrzykuje na nią, czasem na dzieci, a ona nie ma tyle czasu dla rodziny, ile, jej zdaniem, powinna mieć. Czuje się źle, ma trudności ze snem, obwinia na zmianę męża i siebie.
Pacjent B. przychodzi na terapię, bo żona zagroziła mu rozwodem z powodu jego ciągłego wycofania, uciekania w pracę i w gry komputerowe. B. przyznaje, że na ogół jest wycofany. Unika kontaktów z żoną, także seksualnych. Poczuł się bardzo rozczarowany swym małżeństwen, bo myślał, że wreszcie jest dla kogoś ważny. Tymczasem niegdyś bardzo zakochana w nim żona teraz poświęca wiele czasu synkowi i swojej nowej pracy; dla niego nie ma tyle uwagi co wcześniej.
Zarówno pani E., jak i pan B. weszli w dorosłe życie z określonymi nadziejami naprawczymi – w ich związkach miało się wydarzyć to, czego zabrakło w ich rodzinach pochodzenia. Takie nadzieje nie mogą się ziścić, ponieważ nie da się w życiu dorosłym przeżyć szczęśliwego dzieciństwa. Niekiedy trudno nam to uznać. Jeśli ktoś nie potrafi przyjąć tego do wiadomości, czeka go bolesne rozczarowanie. Wybitna psychoterapeutka Martha Stark nazywa taki stan nieustępliwą nadzieją – powodowani nią, wciąż czekamy na coś, czego zabrakło nam w dzieciństwie, i wciąż od nowa czujemy się rozczarowani. Trudno nam uznać, że niektórych naszych potrzeb nie zaspokoi nic i nikt, bo są one zabarwione wczesnodziecięcą rozpaczą, teraz już niemożliwą do ukojenia. Nie da się zmienić historii osobistej, ale czasem udaje się zobaczyć ją w innym świetle, a przede wszystkim można ograniczyć jej negatywny wpływ na nasze dorosłe życie. Można to dostrzec w trakcie grupowej pracy psychologicznej, na przykład podczas grup otwarcia, jakie organizujemy w naszym Laboratorium Psychoedukacji
Tragicznym wariantem rozczarowania bliską osobą jest rozczarowanie własnym dzieckiem, które nie spełnia naszych wyobrażeń. Czasami ten proces rozpoczyna się już na początku, tuż po pojawieniu się niemowlaka, który jest „niedobry”, „zupełnie inny niż był jego brat”, „brzydki”, i budzi w nas uczucia dalekie od naszej wizji szczęśliwego macierzyństwa. Potem możliwe są kolejne rozczarowania: córeczką, która nie uczy się najlepiej i wciąż domaga się słodyczy czy nieśmiałym, spokojnym synkiem. Aż wreszcie dochodzi do relacji symetrycznej – zawodzi nas opryskliwy nastolatek, który z kolei jest bardzo zawiedziony swoimi rodzicami i chętnie nie miałby z nimi nic wspólnego, bo są tacy obciachowi. Możemy być rozczarowani swoim dzieckiem z wielu powodów, które nie mają wiele wspólnego z samym dzieckiem i tym, jakie ono jest. Raczej wynikają ze stanu ducha rodzica – na przykład syn okazuje się bardzo podobny fizycznie do swojego ojca, który porzucił jego matkę. Albo ojciec wymarzył sobie córeczkę sportsmenkę, a ona w rezultacie licznych kontuzji musi wycofać się z treningów. Albo też synek jest lękliwy i płacze na widok psa, a w oczekiwaniu ojca czy matki miał być dzielnym małym mężczyzną. Dla dziecka doświadczenie, że zawodzi rodzica, jest niszczące psychicznie. Bo jeśli nawet mama czy tata nie są z nas zadowoleni, to ktokolwiek inny tym bardziej nie będzie. Trudno dobrze żyć z takim bagażem."

Zofia Milska-Wrzosińska, fragment tekstu dla czasopisma Charaktery
fot unsplash

09/02/2022

"Matki umartwiają się w imię swoich dzieci od zarania dziejów. Żyjemy w taki sposób, jak gdyby ta, która zniknie najbardziej, kochała najmocniej. Zostałyśmy uwarunkowane, by udowadniać swoją miłość, powoli przestając istnieć.
Co za okropny ciężar dla dzieci do udźwignięcia - wiedzieć, że są powodem, dla którego ich matka przestała żyć. Co za okropny ciężar dla córek do udźwignięcia – wiedzieć, że jeśli postanowią zostać matkami, to będzie też ich los. Bo jeśli pokażemy im, że męczeństwo jest najwyższą formą miłości, tak właśnie się stanie. W końcu będą czuły się w obowiązku kochać tak samo, jak kochały je ich matki. Będą wierzyły, że mają pozwolenie żyć tylko na tyle kompletnie, na ile pozwalały sobie żyć ich matki.
Jeśli wciąż będziemy przekazywać naszym córkom dziedzictwo męczeństwa, na kim to się skończy? Która kobieta będzie mogła wreszcie żyć? I kiedy zaczyna się ten wyrok śmierci? Przy ślubnym ołtarzu? Na porodówce? Czyjej porodówce – naszych dzieci, czy naszej własnej? Kiedy nazywamy męczeństwo miłością, uczymy nasze dzieci, że początek miłości oznacza koniec życia. To dlatego Jung twierdził: „Nie ma większego ciężaru dla dziecka niż nieprzeżyte życie jego rodzica”.

Glennon Doyle: Nieposkromiona
fot Janko Ferlič

18/08/2021

Justyna Dąbrowska: Co jest potrzebne, żeby ludzie mogli stworzyć szczęśliwy związek?
prof. Bogdan de Barbaro: No, spróbujmy pomarzyć... Żeby potrafili ze sobą rozmawiać o tym, z czym im dobrze, a z czym źle. Żeby dziecko nie przesłoniło im siebie nawzajem. Żeby podejmując role rodziców, nie odsunęli na drugi plan, albo jeszcze dalej, roli małżonków. Żeby nie dali sobie odebrać poczucia sprawstwa w swojej własnej rodzinie. I żeby w razie trudności nie dociekali, kto winien, tylko przyjrzeli się sprzężeniom zwrotnym w swoim małżeństwie. Żeby umieli o trudnych sprawach dyskutować, np. ile chcą czasu spędzać razem, a ile osobno. A więc żeby zadbali i o bliskość, i o wolność. Żeby umieli szczerze mówić o swoich potrzebach. A jeśli chodzi o podejście do wychowania dziecka - żeby była to melodia grana na cztery ręce. Nie muszą uderzać w te same klawisze, ale to nie może być kakofonia.

J.D.: Czy wystarczy, żeby się kochali?
BdB: Na ogół tak się uważa. Ale to nieprawda. Miłość wszystkiego nie rozwiąże. Mnie jest bliższa koncepcja małżeństwa jako wspólnego twórczego zadania. Nieustającego zadania. Trzeba mu się przyglądać, eksperymentować, uważać, żeby nie zepsuć. Nie przyjmować za pewnik, że skoro jest nam dobrze, to raz na zawsze, a jak coś zaczyna zgrzytać, to znaczy, że musimy się rozstać, bośmy się nie dobrali...
Miłość nie wystarczy, bo może być obciążona nieumiejętnością komunikacji, naszą niedojrzałością, egocentryzmem, zależnością od rodziców. Mogłaby wystarczyć, gdyby była w pełni i absolutnie dojrzała, ale takie miłości są głównie w podręcznikach, a czasem w poezji. Dlatego przy miłości trzeba się trochę natrudzić.

fragment rozmowy dla miesięcznika Dziecko
fot Renee Fisher

17/02/2021

„Ukrywanie najgłębszych uczuć pochłania ogromne ilości energii, wysysa motywację do osiągania ważnych celów i pozostawia cię znudzonym i zamkniętym w sobie. Tymczasem hormony stresu nie przestają zalewać twojego organizmu, wywołując bóle głowy i mięśni, kłopoty trawienne i seksualne oraz irracjonalne zachowania, które mogą krzywdzić ludzi w twoim otoczeniu, a ciebie samego wprawić w zakłopotanie. Tylko jeśli określisz źródło tych reakcji, twoje uczucia mogą ci posłużyć do identyfikacji problemów wymagających pilnej interwencji. Ignorowanie wewnętrznej rzeczywistości pożera też samoświadomość, poczucie własnego „ja” i celu. Jak długo utrzymujesz „to” w sekrecie i blokujesz uczucia, w gruncie rzeczy jesteś w stanie wojny z samym sobą.”

Bessel van der Kolk. Strach ucieleśniony

12/01/2021

„Kiedy bohaterka mówi „nie” kolejnemu heroicznemu zadaniu, pojawia się potworny dyskomfort. Uważa się, że jedyną alternatywą dla heroizmu jest folgowanie sobie, pasywność i nieważność. W tej kulturze oznacza to śmierć i rozpacz. Nasza kultura wspiera ścieżkę prowadzącą do zdobycia pozycji: więcej, lepiej, szybciej. Większość ludzi boi się, że przeciwnością tej pychy jest niewidzialność, i nie wie, jak ma postępować. Kiedy kobieta przestaje działać, musi nauczyć się, w jaki sposób po prostu być. Bycie nie jest luksusem; jest dyscypliną. Bohaterka musi uważnie słuchać swojego prawdziwego wewnętrznego głosu. Oznacza to uciszenie innych głosów, lękliwie powtarzających, co powinna zrobić. Musi być gotowa na to, by wytrzymać w napięciu, aż wyłoni się nowa forma. Inaczej ucina wzrost, uniemożliwia zmianę i odwraca transformację. Bycie wymaga odwagi i poświęcenia. (...) Bycie wymaga zaakceptowania samej siebie, pozostania wewnątrz siebie i powstrzymania się od udowadniania swojej wartości poprzez działanie. Jest to dyscyplina, za którą świat zewnętrzny nie przyznaje żadnego poklasku; bycie kwestionuje produkowanie dla samej produkcji”.

Maureen Murdock – „Podróż bohaterki”

19/11/2020

(...) To częsty scenariusz w gabinecie terapeutycznym. Praca idzie dobrze, widać pierwsze postępy, jesteśmy zadowoleni. Ale w którymś momencie przychodzi kryzys. Może się pojawić w różnych przebraniach…
(...) Czasem terapeuta, dotąd wspierający i empatyczny, zaczyna nam się wydawać oschły i daleki. Zaczynamy mieć wątpliwości, czy spotkania mają sens, czy coś nam dają. Spóźniamy się albo odwołujemy sesje pod jakimś pretekstem. Robi się trudno. Niestety, wiele osób w takim momencie przerywa terapię. A szkoda, bo często ten trud okazuje się później niespodziewanie owocny. W terapii psychodynamicznej czy psychoanalitycznej właśnie ten kryzysowy etap jest kluczowy dla całego leczenia. Kiedy zaczynamy się złościć na terapeutę, nie mamy ochoty przychodzić, rozmawiać, to znak, że terapia działa. Praca może się wręcz przenieść na głębszy poziom — jeżeli damy sobie na to szansę. Bo jeśli zrezygnujemy w tym momencie, możemy stracić to, co najcenniejsze.(...)
Do tego potrzeba odwagi, bo zadziała to leczniczo tylko wtedy, gdy otwarcie powiemy terapeucie o naszych uczuciach i podejmiemy nad nimi wspólną refleksję. Może to być szczególnie trudne, jeśli przyjęliśmy wobec terapii postawę pilnego ucznia i dokładaliśmy starań, by spełniać (domniemane) oczekiwania i nie sprawiać kłopotu.(...)
To duża szansa, choć będzie trzeba też ponieść koszty. W czasie takiego kryzysu nasze samopoczucie może się pogorszyć. Mogą czasowo się nasilić objawy, z powodu których rozpoczęliśmy leczenie. Niektórzy będą reagować obniżonym nastrojem, inni będą przeżywać dużo złości i frustracji. Nasilenie nieprzyjemnych uczuć może być różne, od: “Jest trochę trudniej, ale dam radę” po: “Więcej tam nie pójdę!”."

"ŻEBY BYŁO LEPIEJ, CZASEM NAJPIERW MUSI BYĆ GORZEJ. O KRYZYSIE W TERAPII."
https://notatkiterapeutyczne.pl/zeby-bylo-lepiej-najpierw-musi-byc-gorzej-o-kryzysie-cdb00b1585dd

23/09/2020
22/09/2020

Cveta Dimitrova: Mówi się, że sama relacja terapeutyczna jest lecząca.
Anna Król-Kuczkowska: Tak, ale o tyle, o ile umożliwia komuś dobre korzystanie z innych niż terapeutyczna relacji, a jeśli takich w danym momencie nie ma, to ich nawiązanie. Najbardziej leczące w naszym życiu są codzienne doświadczenia z innymi ludźmi, a nie interakcja trwająca pięćdziesiąt minut, raz w tygodniu. Oczywiście, podczas pracy przyglądam się czy dana osoba zaczyna być wobec mnie bardziej otwarta, czy łatwiej jest jej mi zaufać, czy ma odwagę odsłaniać swoje niepiękne cechy, które przecież każdy z nas ma. Ale ważniejsze jest dla mnie to, czy jej relacje z otoczeniem się zmieniają. Czy na przykład nauczyła się mniej destrukcyjnie lub impulsywnie reagować na odmowę, albo czy w momencie silnego kryzysu w związku potrafi przywołać w pamięci dobre momenty z partnerem, co zapobiega gwałtownym odejściom i zerwaniu więzi. Najważniejsze owoce psychoterapii zbieramy poza gabinetem, choć to relacja terapeutyczna je katalizuje.

CD: Czyli nie tylko likwiduje objawy, ale...
AKK: Prowadzi do większej dojrzałości wewnętrznej, zdolności do lepszego radzenia sobie, większej refleksyjności. Co więcej, jak pokazują badania, psychoterapia psychodynamiczna przynosi coraz większe korzyści jeszcze przez pół roku do roku po jej zakończeniu. Potem efekt się stabilizuje i zazwyczaj nie maleje. (...) Jeśli zmiana zaszła nie tylko na poziomie symptomów, ale całego funkcjonowania osobowości, to dana osoba nie tylko ma lepszy nastrój – czyli na przykład zmniejszyły się u niej objawy depresyjne – ale lepiej też siebie rozumie i zyskuje większy szacunek do siebie. Co z kolei ułatwia rozumienie innych i prowadzi do poprawy relacji z nimi. To działa jak samonapędzający się mechanizm, kontynuacja procesu, który rozpoczął się w terapii. Pacjent gromadzi coraz więcej dobrych doświadczeń, i to nie tylko w dosłownym sensie. Bo dobre doświadczenie niekoniecznie musi oznaczać doświadczenie pozytywne. Ktoś taki zyskuje umiejętność wyciągania wniosków także z rzeczy trudnych, np uczy się zaopiekowania się sobą, albo proszenia o pomoc innych. Nawet, jeśli te nowe kompetencje chwilami ulegają osłabieniu, to trwa to o wiele krócej i łatwiej się z takiego stanu wydobyć.

fragment rozmowy z książki "Psychoterapia dziś."

Address

Oswestry
SY112TS

Website

Alerts

Be the first to know and let us send you an email when Psychoterapia w UK - Beata Wójtowicz-Bryndza posts news and promotions. Your email address will not be used for any other purpose, and you can unsubscribe at any time.

Contact The Practice

Send a message to Psychoterapia w UK - Beata Wójtowicz-Bryndza:

Share

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram