Ja i moj Zodiak

Ja i moj Zodiak Swoisty dzienniczek z życia z moim zodiakiem - rakiem. Zodiak, ktory towarzyszy mi z obowiazku od urodzenia, a z ktorym ucze sie zyc z wlasnego wyboru...

Wykorzystaj swoją szansę...Ogólnie nigdy nie doradzam innym osobom chorym na raka, jak mają żyć, co jeść, czego wprost p...
06/08/2017

Wykorzystaj swoją szansę...

Ogólnie nigdy nie doradzam innym osobom chorym na raka, jak mają żyć, co jeść, czego wprost przeciwnie nie tykać, co robić, jak myśleć itd. Nie robię tego, ponieważ uważam, że każdy chory powinien szukać własnej drogi do zdrowienia, a jak wiadomo każdy z nas jest jednostką indywidualną... To, co pomaga mnie - niekoniecznie da ukojenie Tobie Droga Czytelniczko. Jednakże ciśnie mi się na język (toteż na klawiaturę) kilka moich nie tyle wskazówek, co wytycznych, co mnie pomogło lżej przejść przez najgorsze momenty leczenia choroby onkologicznej. Wiesz dobrze Droga Czytelniczko, że moje wypociny pisane są z dwóch oczywistych powodów, piszę to wszystko przede wszystkim dla Ciebie, byś kiedyś znajdując się w podobnej sytuacji (bądź ktoś z Twoich bliskich) nie czuła się w tym wszystkim zagubiona. Po drugie (a może po primo), piszę to zwłaszcza dla siebie, bo skrobnięcie swoich uczuć to najlepszy sposób na uzewnętrznienie lęków, radości czy innych emocji, które przecież kłębią się w umyśle każdej osoby chorej na raka..

1. Znajdź osoby z podobnym problemem. Nagle okazuje się, że Wiesia ma te same lęki co Ty, a Helena na samą myśl o kontrolnym usg czy rezonansie dostaje takich samych torsji. Znajdziesz wokół siebie osoby, z którymi zawiążesz nawet przyjaźnie, przesympatyczne znajomości. Wypijecie razem niejedną butelkę tańszego czy droższego wina. To Wy będziecie ze szczęścia (po udanych wynikach kontrolnych) świętować tak, jakby kolejny dzień miał już nie nadejść. W końcu to z Nimi będziesz się tulić i smarkać z zabeczenia, gdy odchodzi któraś z Waszych onkokoleżanek... Tak to właśnie wygląda. I choć nie zawsze znajomości te będą miały szansę dalekosiężnego bytu (bo łączy Was przecież „tylko” ta sama choroba), to na pewno znajomości te nauczą Cię wiele. Pomogą Ci choć na krótkie chwile zapomnieć o Tym, co Cię spotkało i upewnisz się, że są na tym świecie osoby, które podobnie jak Ty bardzo cierpią – i czują, że ich życie jest zawieszone na cienkim włosku...

2. Przygarnij zwierzę. Tak dobrze widzisz. Tak wiem, nie każdy ma warunki do tego, żeby tak po prostu kupić psa itd. Jednakowoż uważam, że posiadanie pupila w takim momencie życia jak choroba onkologiczna – jest niezwykłą pomocą i bodźcem prowadzącym do zdrowienia, czy zapomnieniu o chorobie. Bertę przygarnęłam, gdy jeszcze ostatni wlew chemioterapii krążył w moich żyłkach. Generalnie potrzebę posiadania psa czułam już przed chorobą, ale wówczas miałam mnóstwo wymówek. A to praca, a to brak czasu, a to tamto, a to pstro... Gdy zachorowałam, wiedziałam, że wszelkie wymówki idą w kąt, a ja przygarnę psa i będę z nim chodziła na długie spacery, będę kochać, troszczyć się i traktować jak prawowitego członka swojej rodziny. Tak jak sobie postanowiłam – tak zrobiłam. Berta pojawiła się u nas jesienią i wprowadziła do naszej rodziny tyle radości. Zrozumieliśmy, że w naszej rodzinie, w naszym domu brakowało jednego puzzla – a nim był pies. To z nią są najlepsze spacery w lesie... Ja chudłam z miesiąca na miesiąc, moja pochemijna i posterydowa forma szlifowała się z Bertą niczym diament u niezłego jubilera... Polecam każdej osobie po diagnozie rak czworonoga – uwierz – nie znajdziesz momentu na zamartwianie...

3. Rusz dupę. Rusz dupę bo leczenie onkologiczne i leki podczas niego konsumowane powodują takie tycie, że sama będziesz zaskoczona ile można utyć przez 3 miesiące. Tak. Uwierz mi na słowo. Po ostatniej chemioterapii, gdy stanęłam na wadze – rozpłakałam się. Nie wierzyłam, że można doprowadzić się do takiego stanu. Pierwsze kilometry truchtem zrobiłam tuż po ostatniej chemii. Chciałam bardzo. Chciałam tak bardzo – że w tej sportowej chcicy aż się skontuzjowałam, nie dając mięśniom szansy na choć dwudniową regenerację po treningu. To zniechęca. Serio, na pewno coś o tym wiesz. Ale ja się nie poddawałam. Byłam na chorobowym, więc z nudów zakładałam dresy i słuchawki na uszy i biegłam przed siebie. Dlaczego biegłam? Bo jest udowodnione, że regularny sport (minimum 3 razy w tyg, trwający min 40 min, z tętnem ok 135 uderzeń na minutę) zwiększa nasze szanse na przeżycie o kilkanaście procent. Pomyślisz „co to kuwa kilkanaście %”. Ano dla nas liczy się nawet 10%. Ale nie zrozumiesz tego. I nie mam o to do Ciebie pretensji. Niedługo później mąż zakupił mi rower stacjonarny, więc treningi mogłam wykonywać w domowych pieleszach. Do dziś pedałuję... Może już nie tak często jak kiedyś. Ale pedałuję... Dzięki temu mniej bolą mnie stawy i kości, ja czuję się znacznie lepiej, trzymam wagę i mam zdecydowanie lepszą sylwetkę niż kiedyś... Polecam...

4. Chwyć się roboty... Są osoby, które mają to szczęście, że w momencie zachorowania miały wspaniałą pracę. Więc robiły wszystko, by najzwyczajniej w świecie tej pracy nie stracić. Znam nawet takie koleżanki z rakiem, co praktycznie cały okres leczenia onkologicznego były czynne zawodowo i chwała im za to. Ja osobiście przez 1,5 roku byłam nieczynna zawodowo. Najpierw pół roku L4, później rok świadczenia rehabilitacyjnego. Owszem odpoczęłam za wszystkie czasy. Doszło do tego, że sprzątałam ponownie dom, który na błysk był posprzątany dnia poprzedniego, lub wykładałam z szafy poukładane pięknie ubrania i dla rozrywki układałam je na nowo... Pomyślisz „niedojebanie mózgowe”... nie zaprzeczę.
Dostałam rentę i w zasadzie spotkałam się nawet z takimi tekstami, że ktoś mi zazdrości, bo kasa na konto przychodzi, a ja mogę sobie siedzieć w domu i nie mieć codziennego obowiązku wychodzenia do nudnej pracy. Ja odpowiem tak. Może i dla niektórych takie rozwiązanie jest fajne... Ale uwierz mi na słowo – tylko na chwilę... Później siedzisz i myślisz... Gdy zostaje Ci czasu po dniu spędzonym z koleżankami, z dzieckiem, mężem, z fejsbukiem, instagramem, blatem kuchennym, grządką i tarasem to te ostatnie 15 minut spędzasz na myśleniu o przerzutach... Ja wiem, że obecnie mamy w Polsce czasy pincet +, że matki specjalnie nie chwytają się roboty z obawy, że stracą te pieniądze... Ale jak mam być szczera do bólu (a dobrze wiesz, że właśnie taka jestem, gdy coś dla Ciebie piszę – takie zachowanie zalatuje mi mocno brakiem ambicji. Tak zajebistym brakiem ambicji...
I nie możemy tu wrzucać wszystkich onkopacjentów do jednego wora. Bo przykłądowo ja poszłam do pracy, bo czuję się dobrze. Nie każda kobieta czuje się na siłach by iść do pracy po przebytym leczeniu raka. Więc trzeba i takie kobiety zrozumieć. Ja piszę, że w moim przypadku pójście do pracy było świetnym posunięciem – wręcz posunięciem czysto terapeutycznym, zwłaszcza, gdy idziesz do pracy, o której marzyłaś... a u mnie tak właśnie jest obecnie...

5. Żyj z całych sił. To nie jest moment na zaszycie się w sypialni z garścią psychotropów i dennymi romansidłami w ręku. To jest chwila, gdy każda z nas docenia najmniejszą drobnostkę. Wychodzę z domu. Koleżanka mówi „ale paskudnie na polu”, ja zaś mówię „w końcu się orzeźwiło”. Małe sukcesy smakują znacznie lepiej niż kiedyś. Porażki nie ruszają mnie jak kiedyś. Wręcz nie robią na mnie wrażenia. Bardziej szanuję ludzi. Bardziej akceptuję innych ludzi. Mam znacznie większą wrażliwość do ludzi chorych, cierpiących i zagubionych. Daję ludziom więcej szans. Długo o nich zabiegam, ale gdy po długim czasie, czuję się odpychana – sama odchodzę w cień, mając jednocześnie świadomość, że nie ja będę tego żałować w ostatecznym rozrachunku. Czuję się taka mądrzejsza życiowo. Czuję, że to doświadczenie, które mi dano pomogło mi w pewien sposób zobaczyć siebie z innej perspektywy. Mam świadomość swojego ciała, swoich umiejętności i wiedzy. Być może to narcystyczne, jednakże w końcu mam świadomość, że jestem mądrą kobietą. Że swoim doświadczeniem mogę pomagać innym...
Czerpię z życia. To nie podlega dyskusji.

Dobrze wiem, że nie ma nic pewnego po przejściu raka. Dlatego śmieszą mnie teksty w mediach typu „wygrała z rakiem”. A skąd oni to niby wiedzą?? Rak może wrócić nawet po 20 latach. Tu nie ma nic pewnego. Ale czy przeżywanie tego w czymś mi pomoże?

Jest dobrze, jak jest. :D żyjcie z całych sił :*

https://www.youtube.com/watch?v=r3P_soU6b_I

Album: Dżem Released: September 1, 2004 Recorded: March 15 - April 8, 2004 Music: Jerzy Styczyński Lyrics: Maciej Balcar Dżem is a Polish blues rock band fro...

O yess. A jeszcze jak dodam, z kim te pierdoly wypisywalam. Hehe.. czlowiek madrzeje jednak z wiekiem...
01/08/2017

O yess. A jeszcze jak dodam, z kim te pierdoly wypisywalam. Hehe.. czlowiek madrzeje jednak z wiekiem...

Powrót do przeszłości.

Via: Klasyczne Memy

wiesz, jak bardzo kocham życie?Wiesz dobrze Droga Czytelniczko, że czasem mamy lepsze, czasem gorsze dni. Światopogląd c...
26/07/2017

wiesz, jak bardzo kocham życie?

Wiesz dobrze Droga Czytelniczko, że czasem mamy lepsze, czasem gorsze dni. Światopogląd czy szeroko pojęty sposób dostrzegania dobrych stron życia zmienia się wprost proporcjonalnie przykładowo do zmian nastroju podczas kobiecego 'suczego napadu' vel PMS-u. A tymczasem Lusinda, doświadczona gnojem pod nazwą "Rak" szczerzy swe śnieżnobiałe (naturalnie) uzębienie każdego dnia. I to nie tak, że biorę jakieś narkotyczne psychotropy, czy ładuję w żyłę dzień w dzień. Serio, musisz uwierzyć mi na słowo, że ja po prostu zmieniłam się o jakieś 180 stopni. Dziś zupełnie inaczej patrzę na kontakty międzyludzkie, całkiem inaczej podchodzę do jakiegokolwiek nawiązywania relacji. Utarte wśród onkooszołomów zdanie "przewartościowałam swoje życie" może właśnie zrozumieć jedynie Ten, kto przeszedł mega ciężkie chwile w swoim życiu. I to nie musi być rakiem. Bo zrozum Droga Czytelniczko, że równie bolesnym dramatem może być utrata kogoś bliskiego, rozstanie z ukochanym czy też zupełnie inna, nawet najbardziej abstrakcyjna sytuacja w naszym życiu. Dla każdej osoby na tym globie dramatem będzie inna sytuacja. Dla mnie osobistym dramatem była choroba i śmierć mamy a później cios w tej samej postaci tylko skierowany we mnie... Chciałabym abyś poprzez ten wpis zrozumiała, że każdy człowiek jest inny i spróbować pojąć, jak wiele krzywdy zwykłym słowem może wyrządzić jeden człek drugiemu, czasem nawet nieświadomie.

Życie jest takie wspaniałe. I byłam durną dzidą, że nie cieszyłam się kiedyś takimi prozaicznymi sytuacjami. Musiałam zachorować na Raka by nauczyć się życia na nowo, by nauczyć się radować z drobnostek i nie przejmować niewielkimi porażkami. Jaką dzidą trzeba być by ranić ludzi, osądzać, wysnuwać niekonstruktywne wnioski. Ja taka byłam. Oceniałam kogoś z góry, oceniałam często nie poznawszy kogoś wcześniej.
Dziś mam pokorę. Dziś wiem, że ludzie dobrzy są z natury. Czasem się gubią... Ale wierzę do końca w ludzi...

Chciałabym, byś przemyślała ten wpis Droga Czytelniczko. Byś nie musiała jak ja zmienić się dopiero doświadczywszy traumy w swoim życiu. To bez sensu, serio! To jest ten czas, ta chwila. Im wcześniej zrozumiesz jak piękne jest życie, tym będziesz szczęśliwsza. Wszystko będzie układać się po Twej myśli. Wszystko będzie jakieś takie łatwiejsze...

Nie bój się kochać siebie, życia i ludzi...

Nie trać czasu

02/05/2017

Zmiany na lepsze...

Od pewnego czasu mniej mnie w internetach. I chyba dobrze. Od pewnego czasu moja uwaga skupiona jest zupełnie gdzie indziej. Od pewnego czasu jestem paradoksalnie bliżej chorych niż kiedykolwiek wcześniej. Można powiedzieć, że robię zupełnie coś innego niż dotychczas. Istne przebranżowienie. Tak. Właśnie tak to wygląda. Kiedyś (już chorując na raka) obiecałam sobie, że jeśli dane mi będzie wrócić do życia zawodowego - będzie to zupełnie coś innego niż dotychczas. Rzygałam już tym syfem korporacyjnym, rzygałam tym systemem wciskania kitu ludziom, robienia im krzywdy dla targetu czy wyższej premii lub awansu. Kiedyś to wciskanie kitu nawet mnie cieszyło. Uważałam bowiem, że to normalne, że w ten sposób się zarabia, a ja jestem wprost do tego stworzona - Pani Bankowiec, usrana wręcz robotą po pachy, ambitna, umiejąca rozmawiać z klientem i dążąca do wyznaczonych sobie celów, nie zrażająca się ogromem informacji i fałszu sianego na wszystkie strony. Handel - kiedyś mój konik. Sprzedawać usługi, wciskać, cisnąć, podnosić poprzeczkę - cała Ja.

Dziś, w końcu dostrzegłam co sprawia mi największą przyjemność. Gdy pracując i zarabiając pieniądze, które jak wiadomo są bardzo potrzebne w życiu - robisz coś dobrego i masz doskonałą tego świadomość.

Jestem pedagogiem osób chorych - niepełnosprawnych umysłowo, intelektualnie, psychicznie i fizycznie. I to jest to, czego potrzebowałam.

Dziś jadąc do pracy cieszę na samą myśl o niej, nigdy tak nie miałam. I chyba sprawdza się teraz powiedzenie - „Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu.” – Konfucjusz

24/03/2017

dobro zawsze wraca

09/03/2017

na spóźniony dzień kobiet... :D dawka pozytywnej energii :D

jestem ZA legalną marihuaną leczniczą
26/02/2017

jestem ZA legalną marihuaną leczniczą

Dołączajcie do wydarzenia i zapraszajcie znajomych. Zróbmy szum i pokażmy, że się nie zgadzamy! Nikt z nas nie wie kiedy potrzebne będzie takie uśmierzenie bólu, nikt z nas nie wie czy to nie będzie jedyna możliwość leczenia. Każdy może zachorować!
https://www.facebook.com/events/318069441923206/

Gdy na raka chorujesz Ty, a z Tobą cała Twoja rodzina i bliscy...Jeśli w swojej najbliższej rodzinie wystąpiła ciężka ch...
25/01/2017

Gdy na raka chorujesz Ty, a z Tobą cała Twoja rodzina i bliscy...

Jeśli w swojej najbliższej rodzinie wystąpiła ciężka choroba, wiesz doskonale z czym kolokwialnie mówiąc to się „je”.
Klasyk wręcz – fizycznie ty przechodzisz całą otoczkę raka, a psychicznie chorują Twoi bliscy.

Pierwszy tego schematyczny wprost przykład miałam podczas raka mamy. Pal licho, że gdy mama zachorowała byłam jeszcze nieopierzoną kobietką, mało znającą się na prawdziwym życiu. Dopiero jej choroba stała się najbardziej drastycznym doświadczeniem, które co noc dosłownie spędzało mi sen z powiek. Uczucie przerażenia i lęku przed stratą najbliższej mi osoby mieszało się z jakże nieudolnymi próbami manifestacji hasła „mama będzie zdrowa”. Z perspektywy czasu teraz wiem, że 3 lata choroby mamy to istna choroba psychiczna całej mojej rodziny...
Choroba najbliższej osoby poważnie zmienia Ciebie i Twoje otoczenie. Jeśli z osobą chorą prócz sympatii wiąże Cię więź krwi starasz się spędzać z Nią jak najwięcej chwil, wszak nie wiesz, kiedy nastąpi moment jej odejścia. Moje ówczesne życie prawie zupełnie podporządkowałam faktowi choroby Natalci. Zakodowane miałam, że po pracy w te pędy zmierzałam do Sułkowic by być z mamą, pograć z Nią w karty, wypielęgnować, oklepać etc. I tak zazwyczaj wspólnie z kochaną bratową zamieniałyśmy się by zawsze ktoś przy Mamie był. Oczywiście bracia i siostra również starali się pomóc, jednakże muszę szczerze przyznać się Tobie Droga Czytelniczko, że najbliżej Mamy w tym trudnym okresie byłam właśnie ja i moja bratowa Ewelina. Razem z Eweliną towarzyszyłyśmy Mamie podczas zabiegu mastektomii koczując na korytarzu bloku operacyjnego, podczas każdej chemii (a wzięła ich tyle, że nie jestem w stanie zliczyć), podczas dializ, radioterapii i w każdej cięższej dla Niej chwili. Nawet podczas kontroli zawsze byłyśmy przy niej by nie poczuła się w tej chorobie opuszczona. Mamcia miała cholerne szczęście w tym wszystkim, bowiem naprawdę nie pozwoliłyśmy z Eweliną, by kiedykolwiek odczuła, że choruje „sama”. Chorowałyśmy razem z Nią już podczas diagnozy. Chorowałyśmy razem z Nią gdy wymiotowała podczas chemioterapii. Chorowałyśmy razem z Nią w ostatnich miesiącach Jej życia, gdy Ona - zawsze pełna życia i aktywna musiała wówczas być przypięta do łóżka i być zależną od innych. Chorowałyśmy razem z Nią właśnie wtedy, gdy w ostatniej dobie Jej życia my wiernie klęczałyśmy przy jej łóżku, trzymałyśmy za rękę, masując jej zimne już stopy. Nawet chorowałyśmy razem z Nią, gdy miało moment jej ostatnie tchnienie 15 sierpnia 2011 roku o 2:15 w nocy mówiąc Jej jak bardzo ją kochamy i że nigdy Jej nie zapomnimy... Chorowałyśmy razem z Nią...

Bo chcę Ci przez to Droga Czytelniczko uświadomić, że nie ma i nie będzie nic ważniejszego dla osoby ciężko chorującej niż obecność w tym całym dramacie innych osób. Osób szczerych i dobrych. Osób, które nie muszą Ci włazić w odbytnicę, ale dzięki którym będzie łatwiej odnaleźć się w tym wszystkim i zaznać spokój. Nie bez przyczyny osoba chora na raka zazwyczaj szuka „pocieszenia” w grupach wsparcia, stowarzyszeniach czy fundacjach. Uwierz mi na słowo, łatwiej przejść przez to piekło wiedząc, że dla kogoś jesteś istotna, a problem Twój nie jest bzdurną błahostką...

Rodzina, to Ona powinna być głównym fundamentem Twojego spokoju w chorobie. Więc dziękuję Bogu każdego dnia za mojego męża, który jest dla mnie niesamowitym oparciem. Dziękuję za każdą dobrą duszę, dzięki której choć na moment zapominam o powadze całej sytuacji. Jest tak wiele dobrych ludzi w moim otoczeniu, które interesują się moim stanem zdrowia, które są ze mną mimo wszystko. Ale są też tacy, którzy chyba w obawie przed „zarażeniem się rakiem” znikają... Byli kiedyś i nagle uciekają znajdując milion argumentów z tyłka wziętych... Na szczęście mnie trafiła się tylko jedna taka osoba...

Odnoszę czasem wrażenie, że ludzie boją się raka. Boją się nie tyle „zarażenia”, co chcą, by nie wykrakać sobie czegoś złego przez słuchanie chorej osoby. Chcą by ich „bańka szczęścia” nigdy nie uległa pęknięciu, więc zapobiegawczo unikają kontaktów z osobami ciężko chorymi, lub po prostu z dnia na dzień uciekają z ich życia... Niestety wiele tracą takim zachowaniem, bowiem można się wiele nauczyć obcując z ciężko chorą osobą. Można wyszlifować wrażliwość – cechę jakże zanikającą w realiach 21 wieku. Można nauczyć się cierpliwości, pokory i czegoś, co jest najważniejsze – bezinteresowności. A jak wiesz – ona jest dziś cechą niszową...

Może zastanawiasz się co zrobić ze swoim procentem? Mam dla Ciebie rozwiązanie tego problemu.Oddaj swój 1% by wspomóc le...
23/01/2017

Może zastanawiasz się co zrobić ze swoim procentem?

Mam dla Ciebie rozwiązanie tego problemu.
Oddaj swój 1% by wspomóc leczenie mojej koleżanki, która podobnie jak ja choruje na raka piersi, ale z różnych przyczyn tych pieniędzy potrzebuje bardziej niż ktokolwiek inny.

Dziękuję Ci w imieniu moim i Anuk Iwaniuk. Pamiętaj, że dobro powraca po trzykroć.

Wczoraj utworzono mi subkonto w fundacji Avalon. Jeśli chcecie mi pomóc ustrzelić raka, możecie przekazać swój 1% podatku na moją walkę! Będę bardzo wdzięczna za każdy grosik!

Możesz się śmiać...Możesz się śmiać, możesz szydzić... Możesz nawet jeśli chcesz mieć mnie za kompletną idiotkę, hipokry...
19/01/2017

Możesz się śmiać...

Możesz się śmiać, możesz szydzić... Możesz nawet jeśli chcesz mieć mnie za kompletną idiotkę, hipokrytkę, taką co zmysły postradała.

To co czuję od jakiegoś czasu nikt i nic mi nie zabierze. Jestem pełna świadomości, więc zmysłów nie postradałam.

W tym wszystkim, w tej całej chorobie, w tym całym bagnie, które przeszłam zaufałam Bogu.

I zupełnie mnie to nie śmieszy. Serio. Wprost przeciwnie. Mam wielu znajomych. Wśród nich są ateiści, osoby innych wyznań.
Ostatnio pisałam o moich odczuciach z koleżanką, która jest ateistką. Jest niezwykle mądrą dziewczyną (również przeszła to co ja). I sama wyznała mi, że podziwia każdą osobę, która zaufała Bogu, powierzyła mu te wszystkie problemy.

I jakże to mądre jest.

Tak jest ze mną. Muszę Ci na wstępie wyjaśnić. Nigdy nie byłam świętojebliwą katoliczką, przesadnie demonstrująca swoją wiarę i religię... Dużo myślałam o Bogu, o sensie wiary w Niego, o istocie przeżywania wszelkiego typu obrzędów gdy mama chorowała na raka. Wtedy tak bardzo pragnęłam, by mama wyzdrowiała. Tak się nie stało. Ta trauma mocno mnie poróżniła z Bogiem. Ale przyszedł czas w pewnym sensie nawrócenia, gdy to ja musiałam nauczyć się żyć z rakiem. To nie jest tak, że teraz jestem psychofanatyczką katolicyzmu i całej jego otoczki. Sens wiary w Boga zrozumiałam tak naprawdę dopiero gdy choroba dotknęła mnie personalnie. Wcześniej wiara moja była w pewnym sensie incognito. Niby wierzyłam, bo przecież tak zostałam wychowana, chodziłam do kościoła, z tym, że Słowa Bożego nie rozumiałam a wiarę traktowałam jak coś "co trzeba w niedzielę odbębnić" i mieć spokój święty.
Nieee. to nie jest wiara. To z wiarą ma tyle wspólnego co ja z budową maszyn rolniczych, czyli serio niewiele.

I możesz myśleć o mnie cokolwiek chcesz. To Twój problem. Nie mój.
Mnie daje ukojenie wiara w Boga.
Mnie uspakaja czytanie Słowa Bożego.
Mnie pociesza różaniec.
Mi pomaga Bóg.

I powiem Ci jedno. Jest mi łatwiej. Naprawdę jest mi łatwiej przez to wszystko przechodzić czując tą Opiekę nad sobą. Ty mozesz wierzyć w cokolwiek. Akceptuję Ciebie w zupełności. Możesz też w nic nie wierzyć i również znajdziesz w mojej osobie akceptację. Bo dla mnie nie ma znaczenie kim jesteś, kto Cię wychował. Nie oceniam Cię przez pryzmat mojej wiary, bo do wiary, cóż, trzeba dojrzeć. Niekoniecznie to, co mnie daje ukojenie - będzie tym samym dla Ciebie.

Nie namawiam Cię do wiary w Boga, nie naciskam, nie demonstruje zasad wiary, w którą wierzę ja.
Więc pozwól mnie cieszyć się tym, bo to mnie uspakaja i w pewnym sensie uzdrawia. Uzdrowienie to nie tylko wyleczenie raka. Bóg uzdrawia również psychicznie, z nałogów, uzależnień, zniewolenia i zmartwienia. Niepojęta łaska wciąż dosięga nas. Niezależnie od sfery tego zasięgu. Pamiętaj, wszystko jest po coś...

"Żyjemy w biegu, goniąc za wiatrem
Szukamy sensu wokół nas..."

https://www.youtube.com/watch?v=KbYElqAolcg

Dziękuję - sł., muz. Karolina Kupczyk, Michał Kupczyk Kolejny klip promujący naszą najnowszą płytę "bo jesteś". Płyta stanowi zapis koncertu który odbył się ...

Adres

Barwałd Dolny
34-124

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Ja i moj Zodiak umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Ja i moj Zodiak:

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram