13/09/2024
Człowiek - ja, opadam z sił, żeby za chwilę się podnieść. Myślałam, że tak ma wyglądać życie. Ryjesz zębami niczym po upadku z motocyklu na żużlu. Jedziesz, czujesz jak boli, wiesz, że kiedyś to się zatrzyma. Ale boleć będzie dalej.
Perspektywa uciemiężonej. Ofiary. „Tak ma być. Tak ma to wyglądać i patrzcie jakie to trudne.”
Dzisiaj pytam się siebie: serio?!
Dzisiaj perspektywa się zmienia.
Dzisiaj widzę coś zupełnie innego.
Widzę, że mój syn, jakkolwiek w trudnym stanie by nie był - jest darem. Ogromnym, jasnym, ciepłym Darem. Zmiany, które zaszły po jego pojawieniu się przeobraziły wszystko. Nie zmyślam - wszystko.
Jaki to był proces? Do tej pory, dzisiaj, mogę ci powiedzieć, że ciągły, sinusoidalny, z przeważającą (w przeszłości) tendencją spadkową.
Proces
…walki - trwał prawie nieustannie, pomimo innych przeplatających się, ogromnej, bojowej walki, przez zasieki niewiedzy, wąwozy bezradności, fronty niechcianych „rozmów” z systemem.
…trzymania gardy - bo trzeba było bronić dziecko, siebie, swoje dziecko. Chronić wszystko co się da, za wszelką cenę. Nawet za cenę siebie samej.
…ataku - gdy ktoś mówił nie to, co chciałam usłyszeć, albo gdy bolało za mocno.
…zamartwiania się - okropny proces, pełen łez, niejednokrotnie powodujący chęć sięgnięcia po alkohol w zbyt dużej ilości (na szczęście musiałam jeździć autem i nigdy nie zdobyłam się na ten brak odwagi)
…trzymania się - pionu, poziomu, czegokolwiek. Bo jak inaczej? Ja nie dam rady? To patrz!!!
…wstawania z kolan z przytupem - pt. teraz zobacz ile mam siły, ile jeszcze mogę. Często okupiony nieprzespanymi nocami, kilkudniowymi migrenami (do porzygu), brakiem równowagi jakiejkolwiek.
…upadku - to bolało najbardziej, bo w ciszy, samotnie, gdy prawie nikt nie widział - oprócz córki (największe ała). Bez mojej zgody na ten upadek.
…wyparcia - „ja nie mam wcale tak źle, dam radę, ogarnę” - w przeważającej części. Ten proces dawał siłę napędową do parcia do przodu „po trupach”, bez wytchnienia łapiąc się nowych rzeczy, za wszelką cenę. Wszelką.
…paraliżu - zamrożenia, zatrzymania. Braku sił, który powodował stany depresyjne, na które sobie nie pozwalałam, bo „mam dla kogo żyć”
…wkurwu - że ja, zwykła ja, muszę to przechodzić. Łapać mdlejącego dwulatka, w tym samym czasie karmić czterolatkę. Szukać odpowiedzi w sekundach na pytanie „co mu jest????!!!”, widzieć jak cierpli, płacze z bólu, bije się po głowie. Znowu mdleje, bo jelita nie dają rady. Potem napady padaczkowe - „co robić?” Czemu tak to wygląda?
…głębokiego smutku - że nie wiem jak mu pomóc, że wyczerpałam wszystkie moje zasoby i nadal nie umiem. Nie wiem. Nie mam siły.
…stykania się - prawdziwie mocny czas patrzenia na rzeczy, sprawy takie jakie są, bez próby naprawienia.
…żalu - przeogromnego. Poczucia żałoby, że nie miałam i nie mam zdrowego dziecka. Dziecka które skacze i biega jak „wszystkie”.
Które mając ponad rok zaczyna mówić, czterolatka uczącego się jeździć na rowerze, rolkach, łyżwach, bawiącego się razem, z innymi. Pytającego „mamo a co to?”. Pewnie mogłabym tak długo. No nie mam, mam zupełnie inne, wyjątkowe w tych wszystkich „on nie…”
…spotkania - mojego ze sobą w tym spotkania. Bardzo to trudne. Fizycznie i psychicznie. Mieć chore dziecko, z niepełnosprawnościami. Bardzo mocno to trudne, na wielu poziomach.
…smutku - że nie zmienię. Ani przeszłości, ani teraźniejszości. Że bez koloryzowania, upiększania wyglada to właśnie tak.Takie to jest. Zwykłego już smutku, pomieszanego może ze współczuciem.
Było tego od groma - pewnie wyszłaby niezła książka. Aż w końcu
…proces względnej akceptacji - „naprawdę takie to wszystko jest”. Trudne, pełne obaw, smutku, zamartwiania się o Teośka i Polę, o to jak będzie. Ale też moment zauważania postępów, pięknych, wzruszających. Moment WIDZENIA, że się da. Moment docenienia siebie - w końcu!!!
Czy moje emocje różnią się od twoich? Wydarzenia z życia pewnie tak, ale czy emocje? Z trudnymi przeżyciami też da się dobrze żyć. Da się iść do przodu. Już „nie po trupach”, ale z planem, z celami małymi, które pomogą zrealizować ten większy. Ze względną równowagą.
Bardzo tego wszystkiego dużo. Ale pewnie u ciebie też 😉
Da się. Naprawdę się da. I każdy z tych etapów jest potrzebny. I pewnie się będzie jeszcze nie raz przeplatał, ale dotknęłam. Chwyciłam ten stan spokoju. W dzikości całej mojej - kto zna, ten wie 😁. Poczułam w sobie spokój. Taki względny, ruchomy, ale chyba wiem, gdzie go szukać => 🧠♥️👁👂
Wracam czasem to tego filmiku 😢 https://youtu.be/wbC2UIOmLFM?si=rmGeV6t_QtBEK7wJ
I dzisiaj mam radość (też zapewne chwilową). Mimo, że Teodor nie jeździ na rowerze, nie śpiewa piosenek i nie chodzi z nami na wystawy, czy do kina. Idziemy dalej. Tempem jakie będzie nam dane, tyle czasu ile będzie mi z nim dane, z nimi…
Bez obsesji i topienia się. Z pomocą, która płynie.
Teraz Teoś jedzie z tatą na turnus do Wrocławia ☺️ 💪
Idziemy dalej 😌