27/11/2025
Jak wena złapie to nie ma zmiłuj 🫢😅
Kto wytrwały przeczyta, temu piątkę przybiję 😄
Spotkanie
Na końcu Polski, wśród łąk, w otoczeniu lasów, z daleka od miast rośnie klon. A na jego korzeniach wyrasta dom, pachnący gliną, drewnem i świeżo parzoną kawą o poranku. Każdy kąt jest otulony uwagą i czułością domowników. Każdy przedmiot, mebel jest tam nieprzypadkowy. I mimo że każdy z nich, jak i sam dom posiadają swoje dawne, lub jeszcze starsze historie, to w tym momencie i w tym miejscu splatają się w jedność. W harmonijną całość dającą przestrzeń dla zdrowia, miłości i rozwoju.
Każde okienko jest obrazem, tym niepowtarzalnym bo zmieniającym się co godzinę. Zatroskany przybysz mógłby wędrować ze swym krzesłem od jednego do drugiego goniąc światło dnia, by na koniec zatopić się w granacie dziewiczego nieba wpatrując się w świetlne punkty tworzące mistyczne gwiazdozbiory. Taki obraz mógłby napełniać jego serce nadzieją, a wspomnienia magią i ciepłem.
W ciągu dnia gdy domownicy pogrążeni są w swoich sprawach, dom oddaje się własnej codzienności. Z wielkim wytężeniem kumuluje ciepło na zimniejsze dni, ale i z dziecięcą lekkością zaprasza słoneczne światło i bawi się z nim, przeskakującym z okna do okna. Ta zabawa mogłaby przypominać kota goniącego "świetlne zajączki". To zaświeci na drewniany stół, to na malowaną filiżankę, pomarańczę która łapie barwę niespotykaną w palecie malarzy, czy dawno odłożoną książkę...
I tak muska to słońce nasz dom, gilgocząc każdym promieniem. Wspominany przybysz jest świadkiem tej frywolnej zabawy, ale by nie zakłócać rytmu miejsca, wychodzi na wymarzony spacer w okoliczne lasy i łąki.
Pierwszy podmuch powietrza niesie z sobą zapis zimy i wspomnienie minionej jesieni. Wilgotne drobinki powietrza są dalece odmienne od górskiego surowego podmuchu, który tak dobrze znał.
Przestrzeń zaprasza barwą, otwartością, horyzontem rozciagajacym się poza pole widzenia. Przechodząc niczym przez drzwi bajkowej szafy stawia pierwsze kroki w mazurskiej Narnii.
Zmrożony staw powstały z dołu po wydobyciu gliny też nie pojawił się tu przez przypadek, wszystko ma tu swoje miejsce i głębokie znaczenie, którego nie sposób jest pojąć po tak krótkiej znajomości z miejscem. Ta tajemnica tym bardziej ciągnie przybysza w dalszą podróż, w której odkrywa coraz to nowe puzzle tej poruszającej scenerii.
Stapajac po zmrożonej, twardej trawie przemierza polne ścieżki oraz wiejskie drogi wraz z psim towarzyszem wędrówki mijając wyjątkowo nieliczne domostwa. Głęboki dźwięk ciszy przerywa szczekanie psa u płotu, a za moment dźwięk piły w starej stodole stolarza.
Okazuje się że przybysz ma jeszcze jednego przyjaciela tejże przygody - to promienie słońca, które wyszły z nim na spacer by oświetlać leśne dukty i rozległe polany.
Fizia, psi przewodnik wycieczki prowadzi kompana w dalsze nieznane rejony Ściborskiej Narnii. Po wejściu na rozświetloną leśną polanę wędrowiec zatrzymuje się u jej szczytu pochłaniając w zachwycie promienie słońca. Samoistnie wyczuwa tętno ziemii, jej ciepło, gęstość. Miejsce jakby samo chciało go na moment zatrzymać, a on jak gdyby zaczynał zapuszczać korzenie w głąb czarnej, nieznanej ziemii...
Z czasem zaczyna odkrywać historię, czuć miejsce, a oczami wyobraźni spoglądać niczym na klatki ze starego filmu. Wędrowiec stoi pośrodku dzikiej polany, która kiedyś była uprawnym polem, dającym życie ludziom graniczącej z nim wioski. Wśród drzew, gęstych zarośli zauważa dawne zabudowania, kamienne ruiny niewielkich domostw. Zawsze w takich chwilach nachodzi go refleksja jakie mogło być życie w tym miejscu, jacy byli to ludzie i ich codzienność. Już wyleczył się dawno temu z "bajki o minionej przeszłości", wie że życie wcale nie musiało być tu kolorowe. Inne trudy, wyzwania, niebezpieczeństwa, których niesposobny jest znać w swojej niemalże miastowej egzystencji. Ale mimo wszystko intryguje go autentyczność i surowość wyobrażonego życia wymarłej już wioski.
Tę wielominutową zadumę przerywa dziwny dźwięk który nie był mu znajomy. Stado wielkich ptaków nadleciało obsiadając gęsto łyse drzewa wyrastające wśród kamiennych ruin.
Jeden z ptaków zaczął krążyć nad głową wędrowca. Jego czerń kontrastujaca z blekitem nieba oraz imponująca rozpiętość skrzydeł dawało poczucie bliskiego spotkania z nie lada osobnikiem. Kruk zataczał coraz to mniejsze kręgi, zbliżając się z każdym nowym zakrętem do "intruza". Ptasi koledzy zasępieni na drzewach wtórowali mu zachrypłymi okrzykami. Cała ta sceneria była dla naszego bohatera równocześnie zachwycająca jak i niepokojąca.
Kiedy czarnodziuby kruk był zatrważająco nisko nad jego głową, psi towarzysz wyruszył na ratunek umiejętnie strasząc przeciwnika. Wędrowiec ma dużą pokorę wobec zastanych miejsc, więc pod rozwagę bierze dalszą wędrówkę - czy to znak że nie jest tu mile widziany?
Mimo wszystko z lekko przyspieszonym oddechem postanawia jeszcze choć chwilę pospacerować wokół porośnietych zabudowań. Z każdym krokiem stado ciemnych ptaków podąża za nim, prowadząc go przez pola w stronę gęstego lasu, klucząc niezmiennie nad jego głową.
I wyjaśnieniem tego całego spektaklu mogło stać się odkrycie na jego drodze, która usłana była kilkoma pokaźnymi kośćmi z fragmentami świeżego mięsa. Czyżby nie miasta kruki strzegły, lecz swojej zacnej zdobyczy..?
Napełniając się widokiem świetlistych wąwozów i pagórków decyduje się opuścić tajemniczą wioskę, wraz z żegnajacym ją słońcem.
Ciepło domu otula go po długim, mroźnym spacerze, a gorąc kominka ogrzewa zziębnięte dłonie. Głuchy trzask palonego drewna zmienia się z czasem w radosne rozmowy z domownikami powracającymi z dziennych wojaży. Myśl o pożegnaniu z magicznym miejscem i jego ludźmi przychodzi mu z trudem.
Rozstania zwykle są trudne, szczególnie te gdzie serce zdążyło się mocno zatopić.
Serce przybysza już dawno temu pierwszy raz zabiło w tych bajecznych terenach, a jego miłość uśpiona wiele lat czekała na moment gdy znów będzie mógł powrócić po ten ciepły i prawdziwy kawałek siebie.
Pełen wzruszenia po pożegnaniu na peronie, które przypominało sceny z dalekiej przeszłości, czy ze starych poruszających filmów Wędrowiec zasiadł w tłocznym przedziale pociągu. Ciemność za oknem kieruje go w stronę dawno nieotwieranej książki, schowanej na dnie wypchanej walizki.
Nie pamiętając na czym skończył parę miesięcy temu, otwiera książkę w miejscu wściekle różowej zakładki, a jego oczom ukazuje się poniższa nazwa rozdziału i towarzysząca mu sentencja:
KRUK
"Kiedy serce szlocha za tym, co straciło duch cieszy się tym, co odnalazł. "
Aforyzm Suficki
Momentalnie przeczytana setencja zaczyna sięgać dużo, dużo głębiej niczym korzenie najstarszego drzewa Ściborskiej Puszczy.
Karolinie,
Martyna