Psychoterapia Angelika Ścieszka-Knapik

Psychoterapia Angelika Ścieszka-Knapik Gabinet psychoterapii,diagnoza psychologiczna,przyjmuję młodzież, dorosłych,pary,rodziny. Jestem psychologiem i psychoterapeutą . prof. dr hab.

Gabinet psychoterapii oferuje pomoc psychologiczną/psychoterapeutyczną dla :
-dla młodzieży, dorosłych, dla par,rodzin.
-prowadzę konsultacje, badania psychologiczne oraz psychoterapię w nurcie systemowym oraz psychodynamicznym, pod stałą superwizją.
- osób doświadczających uczucia przygnębienia, cierpienia, niechęci do życia,
- stanów lękowych, fobii, depresji,
- będących w sytuacji, które wydają się nie mieć wyjścia,w kryzysie.
-praca z traumą met.EMDR.
- przeżywających trudności w relacjach z innymi ludźmi: konflikty partnerskie, trudności w tworzeniu związku,
- z zaburzeniami odżywiania,
- z problemami egzystencjalnymi (starzenie się, lęk przed śmiercią, uczucie osamotnienia),
- z problemami związanymi z utratą (śmierć
bliskiej osoby, utraty prokreacyjne),
- z zaburzeniem snu,
- z nieuzasadnionymi medycznie objawami somatycznymi,
- mających trudności wychowawcze ze swoimi dziećmi. Studiowalam psychologię na SWPS w Katowicach oraz ukończyłam 5letni Kurs Psychoterapii.Obecnie pracuję w Szpitalu oraz w Poradni Zdrowia Psychicznego w Cieszynie, jak również w prywatnym gabinecie, gdzie prowadzę psychoterapię indywidualną oraz terapię par,rodzin. Swoje umiejętności psychologiczno – psychoterapeutyczne nabyłam na Kursie Psychoterapii w podejściu systemowo-psychodynamicznym pod kier. Barbary Józefik w Krakowie. W trakcie Szkoły Psychoterapii zgłębiałam wiedzę teoretyczną dotyczącą psychopatologii, psychiatrii oraz historii i teorii psychoterapii. Nabyłam tam także umiejętności praktyczne potrzebne do prowadzenia długoterminowej psychoterapii zaburzeń nerwicowych, depresyjno-lękowych, osobowościowych w nurcie psychodynamicznym,jak również będąc na stażu w Zakładzie Terapii Rodzin i Psychosomatyki w Szpitalu Uniwersyteckim na ul. Kopernika w Krakowie oraz w Ośrodku Leczenia Nerwic i Zaburzeń Odżywiania "Dąbrówka" na Oddz.dziennym w Gliwicach. Pracuję pod stałą superwizją. Pracuję psychoterapeutycznie z młodzieżą, dorosłymi oraz parami, jak również jako psycholog w szpitalu z osobami m.in. geriatrycznymi, badając funkcje poznawcze i prowadząc terapię wspierającą.

https://www.facebook.com/share/p/18dHbi1ACm/
14/09/2025

https://www.facebook.com/share/p/18dHbi1ACm/

🧠 14 września – Światowy Dzień Chorych na Schizofrenię

Schizofrenia występuje u ok. 1% populacji i najczęściej dotyka osób przed 30. rokiem życia – w okresie największej aktywności zawodowej, społecznej i osobistej.
To choroba psychiczna, która wpływa na sposób myślenia, odczuwania i postrzegania rzeczywistości.

Objawy, które powinny niepokoić:
🌀 halucynacje (np. głosy lub obrazy, których inni nie widzą)
💬 urojenia – przekonania niezgodne z rzeczywistością
❗ zaburzenia myślenia i mowy
🧩 trudności w odczuwaniu emocji i koncentracji
🚪 wycofanie z życia społecznego

Dlaczego warto mówić o schizofrenii głośno?
Bo wciąż wiąże się z nią stygmatyzacja, niezrozumienie i strach.

Ludzie zmagający się z tą chorobą często doświadczają:
🚫 odrzucenia
🚫 wykluczenia
🚫 dyskryminacji w pracy i życiu codziennym

To nie schizofrenia jest zagrożeniem
❌ Zagrożeniem jest brak wiedzy, izolacja i brak wsparcia.

Zamiast się bać – zrozummy.
Zamiast oceniać – wspierajmy.

W Mazowieckim Centrum Neuropsychiatrii:
🔸 pomagamy diagnozować i leczyć schizofrenię
🔸 prowadzimy terapię indywidualną, grupową i rodzinną
🔸 wspieramy w powrocie do życia społecznego
🔸 edukujemy bliskich, szkoły i całe środowisko
Bo nikt nie powinien być sam w chorobie.

📢 Pamiętajmy:
Schizofrenia to choroba – nie wybór i nie "wymysł".

🔖

"Młodzi dorośli w burzliwych czasach.Nieznośna lekkość bytu" -konferencja i radość z bycia z moją ekipą z Reverie:)
13/09/2025

"Młodzi dorośli w burzliwych czasach.Nieznośna lekkość bytu" -konferencja i radość z bycia z moją ekipą z Reverie:)

W niektórych zawodach psychiczna słabość może być zabójcza, więc mężczyźni tym bardziej się do niej nie przyznają. W moi...
10/09/2025

W niektórych zawodach psychiczna słabość może być zabójcza, więc mężczyźni tym bardziej się do niej nie przyznają. W moim środowisku miewamy globusa, co wszyscy rozumieją, i na wieść, że jest nam źle, słyszymy: „Ojejku, to ja jutro zadzwonię, odpoczywaj”, i jest luz. Wyobrażam sobie jednak prawnika albo biznesmena, któremu oponenci zaraz by wywlekli, że jest niestabilny psychicznie, że bierze leki. I chcesz z nim robić interesy? Przecież nie wiadomo, co z tego będzie.

Mężczyźni unikają terapii, bo nie dość, że wstydzą się opowiadać o swoich słabościach, to jeszcze muszą się odsłonić przed obcymi ludźmi.
– Miałem kilka podejść do terapii i na początku rzeczywiście trudno mi było otworzyć się przed obcym człowiekiem. Przeszło mi, bo wierzę w naukę. Jeśli boli mnie nerka, to idę do nefrologa, zatem dlaczego, gdy nie radzę sobie z emocjami, mam nie pójść do psychiatry czy psychoterapeuty. Czym to się różni? Tak samo wpływa na komfort mojego codziennego życia jak prawidłowo funkcjonująca nerka, a może nawet i bardziej. Bo jeśli cierpię psychicznie, to boli nie tylko mnie, ale także wszystkich dookoła, na których się wyżywam."

Tomasz Organek w rozmowie z Dorotą Wodecką

KIEDY OJCA NIE MA...Brak ojca odciska piętno nie tylko na osobistym i psychicznym rozwoju dziecka, ale także na jego spo...
07/09/2025

KIEDY OJCA NIE MA...

Brak ojca odciska piętno nie tylko na osobistym i psychicznym rozwoju dziecka, ale także na jego społecznym funkcjonowaniu.
W teraźniejszość dorosłego, którego ojciec był (psychicznie czy fizycznie) nieobecny wbijają się odłamki utraconej przeszłości – tej, która mogłaby zaistnieć, gdyby tata naprawdę BYŁ. To echa niespełnionych pragnień, nieprzeżytych chwil, niewypowiedzianych słów i gestów, które nigdy nie znalazły swojego adresata. One brzmią w sercu takiego człowieka przez całe jego życie.
Ojciec, który jest fizycznie, ale jakby go nie było – pochłonięty uzależnieniem, depresją czy niekończącą się pracą – zostawia swoje dzieci z pustką. PUSTKĄ w miejscu, które powinno być najczulej wypełnione jego miłością.

Osłabienie więzi z ojcem ma swoje kulturowe korzenie w odległej przeszłości. Dziś obserwujemy jej powszechne załamanie, ale równocześnie coraz wyraźniejsze dążenie do odbudowy i przywrócenia jej znaczenia.

Koncepcja SYNDROMU MARTWEGO OJCA wywodzi się od André Greena, francuskiego psychoanalityka z połowy XX wieku. Choć pierwotnie pisał on o "syndromie martwej matki", w późniejszym czasie stosował to określenie również do nieobecnego, depresyjnego i pogrążonego w wewnętrznej martwocie mężczyzny.

Słowo MARTWOTA odnosi się do nieświadomych i nieznanych ojcowskich zranień, emocjonalnego braku, który zakłóca jego zdolność do relacyjności i opieki nad dzieckiem. Zmartwienia ojca, jego wycofanie, nieobecność i depresyjność przechodzą na dziecko. Uwewnętrzniając obumarłego ojca dziecko samo siebie WYGASZA. Zamiast przeżywać własne życie, pozostaje związane z obojętnym, wycofanym obrazem rodzica. To wpływa na jego ciało, psychikę i relacje jakie buduje z innymi ludźmi.
Ojciec, którego NIE MA pozostaje żywy w swojej nieobecności i jednocześnie obecny w zgubnych konsekwencjach swojej martwoty.
Doświadczenie nieobecnego ojca powoduje niepokojącą, trudną do przyjęcia utratę znaczenia. André Green opisuje to następująco:

"(...) nieistnienie wspomnień, nieistnienie w umyśle, nieistnienie kontaktu, nieistnienie uczuć - każde z nich zagęszcza się w postaci luki. Jednak ta luka nie odnosi się do zwykłej próżni lub tego, co zostało utracone - staje się substratem tego, co rzeczywiste."

NIEOBECNOŚĆ stanowi sytuację pośrednią między OBECNOŚCIĄ a STRATĄ. Innymi słowy, a także z perspektywy zorientowanej na rozwój osobowości, NIEOBECNOŚĆ tkwi w samym centrum OBECNOŚCI (i) UTRATY.

Co niezwykłe, umysł potrafi ocalić i przywrócić to, co było związane z utraconym obiektem – nawet jeśli samego obiektu już nie ma. Stworzenie świadomej przestrzeni dla uczuć i emocji wymaga ich rozpoznania i przemiany. To droga, która prowadzi przez przyznanie się do żalu, odróżnienie tego, co wciąż żywe, od tego, co już martwe, i odzyskanie własnej odrębności.

André Green pisał o życiu psychicznym opartym na utracie: nieobecny inny wyznacza rozwojową możliwość, ale jednocześnie staje się cmentarzem tam, gdzie "nieobecność jest zbilansowana, złożona i paradoksalna."
Z jednej strony, jeśli nieobecność jest związana z nieznanym, nieoznaczonym i pustym ojcem, pozbawione wsparcia ego dziecka może rozbić się na kawałki. Z drugiej jednak - nieobecność może okazać się przestrzenią dla ożywienia życia psychicznego.
Terapia może pomóc pogłębić pamięć i spleść ze sobą wyobrażenia nie zawsze oparte na rzeczywistości, po to aby nie dopuścić do ich całkowitej utraty. Tymbardziej, że brak reprezentacji ważnych osób i zdarzeń w umyśle daje przestrzeń mieszkalną nie tylko dla jałowości, próżni i bezsensu ale też dla niszczących, wewnętrznych postaci. Innymi słowy dla destrukcyjności. Pod nieobecność ojca dziecko zostaje odcięte od swoich instynktów a jego osobowość zakorzenia się w BRAKU.
U N I E O B E C N I A się. Uwewnętrzniona utrata pragnie świadomego rozpoznania.
Aby rozpoznać i uzdrowić tak rozległe rany, niezbędne jest długotrwałe leczenie i głęboki, wewnętrzny proces.

"To, co zostało wyparte i zaniedbane, domaga się poznania. Oznacza to dostrzeżenie i wskazanie deficytów w zaniedbanej części osobowości, aby psychika mogła zacząć się samoregulować, a leczenie tym samym rozpocząć." (Sartre)

Leczenie jest bolesne, bo przebiega wzdłuż ścieżki wytyczonej przez deficyt, próżnię, dojmujący brak, nieskończoną tęsknotę i dręczącą pustkę. Poprzez pracę wyobraźni, procesy introjekcji i identyfikacji "utracony (ojcowski) obiekt" zostaje niejako wzięty w psychikę, gdzie zaczyna żyć nowym, wewnętrznym życiem.
Okazuje się, że akceptacji straty w świecie zewnętrznym towarzyszy rekonstrukcja odpowiadającego jej obiektu w świecie wewnętrznym.
Wyzwolenie od UTRATY i NIEOBECNOŚCI porusza zdolność do czerpania przyjemności ze świata i zwyczajnego życia.

I trochę inaczej o nieobecności czyli kiedy JESZCZE kogoś NIE MA:

"(...) mama odpowiadała, że jest smutna, bo jeszcze się nie urodziłam, a ona już do mnie tęskni.
-Jak możesz do mnie tęsknić, skoro mnie jeszcze nie ma? - pytałam.
Wiedziałam już, że tęskni się za kimś, kogo się utraciło, że tęsknota jest efektem straty.
-Ale może też być odwrotnie-odpowiadała.
-Jeżeli się do kogoś tęskni, to ON JUŻ JEST.
(...) Zrozumiałam swoim dziecięcym umysłem, że jest mnie więcej, niż sobie do tej pory wyobrażałam. I nawet jeżeli powiem: "Jestem NIEOBECNA", to i tak na pierwszym miejscu znajduje się: JESTEM - najważniejsze i najdziwniejsze słowo świata." (Tokarczuk)

➡️Kohon, G., The Greening of Psychoanalysis: André Green in Dialoques with Gregorio Kohon [w:] The Dead Mother: The Work of André Green, Kohon G. (ed), London: Routledge, 1999, s.8
➡️Sartre, J.-P., Egzystencjalizm jest humanizmem [w:] Problem bytu i nicości, tłum: Kowalska, M., Krajewski, J.Warszawa:deAgostini Polska, 1998, s.158
➡️Schwartz, S.E., Nieobecny ojciec, wpływ braku ojca na córkę-pragnienie i rana,przekład. A. Rychwał-Chybowska, wyd. Raven - Instytut Studiów Kulturowych, Czeladź, 2025
➡️Tokarczuk, O. Czuły narrator, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2020 s.262-263
Rzeźba autorstwa Tomasza Górnickiego "Wojciech Korfanty" w Muzeum Śląskim w Katowicach.Za Ślaskiw Koło PTPP



KIEDY OJCA NIE MA...

Brak ojca odciska piętno nie tylko na osobistym i psychicznym rozwoju dziecka, ale także na jego społecznym funkcjonowaniu.
W teraźniejszość dorosłego, którego ojciec był (psychicznie czy fizycznie) nieobecny wbijają się odłamki utraconej przeszłości – tej, która mogłaby zaistnieć, gdyby tata naprawdę BYŁ. To echa niespełnionych pragnień, nieprzeżytych chwil, niewypowiedzianych słów i gestów, które nigdy nie znalazły swojego adresata. One brzmią w sercu takiego człowieka przez całe jego życie.
Ojciec, który jest fizycznie, ale jakby go nie było – pochłonięty uzależnieniem, depresją czy niekończącą się pracą – zostawia swoje dzieci z pustką. PUSTKĄ w miejscu, które powinno być najczulej wypełnione jego miłością.

Osłabienie więzi z ojcem ma swoje kulturowe korzenie w odległej przeszłości. Dziś obserwujemy jej powszechne załamanie, ale równocześnie coraz wyraźniejsze dążenie do odbudowy i przywrócenia jej znaczenia.

Koncepcja SYNDROMU MARTWEGO OJCA wywodzi się od André Greena, francuskiego psychoanalityka z połowy XX wieku. Choć pierwotnie pisał on o "syndromie martwej matki", w późniejszym czasie stosował to określenie również do nieobecnego, depresyjnego i pogrążonego w wewnętrznej martwocie mężczyzny.

Słowo MARTWOTA odnosi się do nieświadomych i nieznanych ojcowskich zranień, emocjonalnego braku, który zakłóca jego zdolność do relacyjności i opieki nad dzieckiem. Zmartwienia ojca, jego wycofanie, nieobecność i depresyjność przechodzą na dziecko. Uwewnętrzniając obumarłego ojca dziecko samo siebie WYGASZA. Zamiast przeżywać własne życie, pozostaje związane z obojętnym, wycofanym obrazem rodzica. To wpływa na jego ciało, psychikę i relacje jakie buduje z innymi ludźmi.
Ojciec, którego NIE MA pozostaje żywy w swojej nieobecności i jednocześnie obecny w zgubnych konsekwencjach swojej martwoty.
Doświadczenie nieobecnego ojca powoduje niepokojącą, trudną do przyjęcia utratę znaczenia. André Green opisuje to następująco:

"(...) nieistnienie wspomnień, nieistnienie w umyśle, nieistnienie kontaktu, nieistnienie uczuć - każde z nich zagęszcza się w postaci luki. Jednak ta luka nie odnosi się do zwykłej próżni lub tego, co zostało utracone - staje się substratem tego, co rzeczywiste."

NIEOBECNOŚĆ stanowi sytuację pośrednią między OBECNOŚCIĄ a STRATĄ. Innymi słowy, a także z perspektywy zorientowanej na rozwój osobowości, NIEOBECNOŚĆ tkwi w samym centrum OBECNOŚCI (i) UTRATY.

Co niezwykłe, umysł potrafi ocalić i przywrócić to, co było związane z utraconym obiektem – nawet jeśli samego obiektu już nie ma. Stworzenie świadomej przestrzeni dla uczuć i emocji wymaga ich rozpoznania i przemiany. To droga, która prowadzi przez przyznanie się do żalu, odróżnienie tego, co wciąż żywe, od tego, co już martwe, i odzyskanie własnej odrębności.

André Green pisał o życiu psychicznym opartym na utracie: nieobecny inny wyznacza rozwojową możliwość, ale jednocześnie staje się cmentarzem tam, gdzie "nieobecność jest zbilansowana, złożona i paradoksalna."
Z jednej strony, jeśli nieobecność jest związana z nieznanym, nieoznaczonym i pustym ojcem, pozbawione wsparcia ego dziecka może rozbić się na kawałki. Z drugiej jednak - nieobecność może okazać się przestrzenią dla ożywienia życia psychicznego.
Terapia może pomóc pogłębić pamięć i spleść ze sobą wyobrażenia nie zawsze oparte na rzeczywistości, po to aby nie dopuścić do ich całkowitej utraty. Tymbardziej, że brak reprezentacji ważnych osób i zdarzeń w umyśle daje przestrzeń mieszkalną nie tylko dla jałowości, próżni i bezsensu ale też dla niszczących, wewnętrznych postaci. Innymi słowy dla destrukcyjności. Pod nieobecność ojca dziecko zostaje odcięte od swoich instynktów a jego osobowość zakorzenia się w BRAKU.
U N I E O B E C N I A się. Uwewnętrzniona utrata pragnie świadomego rozpoznania.
Aby rozpoznać i uzdrowić tak rozległe rany, niezbędne jest długotrwałe leczenie i głęboki, wewnętrzny proces.

"To, co zostało wyparte i zaniedbane, domaga się poznania. Oznacza to dostrzeżenie i wskazanie deficytów w zaniedbanej części osobowości, aby psychika mogła zacząć się samoregulować, a leczenie tym samym rozpocząć." (Sartre)

Leczenie jest bolesne, bo przebiega wzdłuż ścieżki wytyczonej przez deficyt, próżnię, dojmujący brak, nieskończoną tęsknotę i dręczącą pustkę. Poprzez pracę wyobraźni, procesy introjekcji i identyfikacji "utracony (ojcowski) obiekt" zostaje niejako wzięty w psychikę, gdzie zaczyna żyć nowym, wewnętrznym życiem.
Okazuje się, że akceptacji straty w świecie zewnętrznym towarzyszy rekonstrukcja odpowiadającego jej obiektu w świecie wewnętrznym.
Wyzwolenie od UTRATY i NIEOBECNOŚCI porusza zdolność do czerpania przyjemności ze świata i zwyczajnego życia.

I trochę inaczej o nieobecności czyli kiedy JESZCZE kogoś NIE MA:

"(...) mama odpowiadała, że jest smutna, bo jeszcze się nie urodziłam, a ona już do mnie tęskni.
-Jak możesz do mnie tęsknić, skoro mnie jeszcze nie ma? - pytałam.
Wiedziałam już, że tęskni się za kimś, kogo się utraciło, że tęsknota jest efektem straty.
-Ale może też być odwrotnie-odpowiadała.
-Jeżeli się do kogoś tęskni, to ON JUŻ JEST.
(...) Zrozumiałam swoim dziecięcym umysłem, że jest mnie więcej, niż sobie do tej pory wyobrażałam. I nawet jeżeli powiem: "Jestem NIEOBECNA", to i tak na pierwszym miejscu znajduje się: JESTEM - najważniejsze i najdziwniejsze słowo świata." (Tokarczuk)

➡️Kohon, G., The Greening of Psychoanalysis: André Green in Dialoques with Gregorio Kohon [w:] The Dead Mother: The Work of André Green, Kohon G. (ed), London: Routledge, 1999, s.8
➡️Sartre, J.-P., Egzystencjalizm jest humanizmem [w:] Problem bytu i nicości, tłum: Kowalska, M., Krajewski, J.Warszawa:deAgostini Polska, 1998, s.158
➡️Schwartz, S.E., Nieobecny ojciec, wpływ braku ojca na córkę-pragnienie i rana,przekład. A. Rychwał-Chybowska, wyd. Raven - Instytut Studiów Kulturowych, Czeladź, 2025
➡️Tokarczuk, O. Czuły narrator, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2020 s.262-263
Rzeźba autorstwa Tomasza Górnickiego "Wojciech Korfanty" w Muzeum Śląskim w Katowicach



Uczymy nasze dzieci wrażliwości,empatii.StopHejtowi!
30/08/2025

Uczymy nasze dzieci wrażliwości,empatii.StopHejtowi!

‼️Dziś dotarła do nas smutna wiadomość. Kolejne dziecko - Antek, 12-latek z Małopolski nie wytrzymał ciężaru hejtu, którego doświadczał ze strony swoich rówieśników.

Chłopiec był podobno wyśmiewany przez rówieśników z różnych powodów – między innymi dlatego, że nie nosił markowych ubrań.

Podczas naszych wykładów w szkołach często rozmawiamy o tym, że wartość człowieka nie zależy od tego, jakim autem jeżdżą jego rodzice, jakie buty nosi czy w jakim domu mieszka.

Pamiętamy historię, kiedy po jednym z warsztatów w województwie kujawsko-pomorskim podszedł do nas nastolatek i powiedział do prowadzącej spotkanie:

– Na co dzień ubieram się w ciuchy z second handu, ale mam te buty za tysiąc złotych o których dziś Pani opowiadała.

Prowadząca zapytała go:

– Dlaczego musisz mieć tak drogie buty, skoro ubierasz się w lumpeksie?

Chłopak spuścił wzrok i odpowiedział:

– Wie Pani… ja nawet tych butów nie lubię. One wcale mi się nie podobają.

– To po co je kupiłeś? – dopytywała.

Na co odparł krótko, ale do bólu szczerze:

– Żeby zyskać szacunek kolegów w klasie.

❗️To częsty, bolesny i niestety prawdziwy powód, dla którego młodzi ludzie proszą rodziców o zakup drogich rzeczy.

To pokazuje, że młodzież często nie chce luksusu – chce akceptacji. A kupowanie drogich rzeczy staje się dla nich sposobem na uniknięcie hejtu, szyderstwa i odrzucenia.

Nie ma nic złego w tym, że kogoś stać na drogie ubrania czy markowe buty. Ale jest ogromnym złem to, że ktoś wykorzystuje swój status, by ranić innych. Bo dla jednych buty za 1000 zł są „zwykłym wydatkiem”, a dla innych – tygodniowym, a nawet dwutygodniowym utrzymaniem rodziny.

🔥🔥Za kilka dni rozpoczyna się nowy rok szkolny. To dobry moment, aby usiąść ze swoim dzieckiem i porozmawiać. Wytłumaczyć mu, że człowieka nie definiuje metka na ubraniu. Że prawdziwy szacunek zdobywa się sercem, nie portfelem. Że nikt nie ma prawa gardzić drugim człowiekiem tylko dlatego, że ma mniej.

Nie milczmy. Reagujmy.

Uczmy nasze dzieci empatii i wrażliwości. Bo od tego zależy ich życie. 🥹♥️

Zapraszam na konsultacje na terapię grupowąZa Konteksty:"Terapia grupowa? Tylko nie to!10 najczęstszych obaw, mitów i pr...
29/08/2025

Zapraszam na konsultacje na terapię grupową
Za Konteksty:"Terapia grupowa? Tylko nie to!
10 najczęstszych obaw, mitów i przesądów.

1. Terapia grupowa = grupa wsparcia

Pamiętacie “Podziemny krąg” albo “Był sobie chłopiec” i to, jak tam wyglądały grupy? Przymus mówienia, niechciany kontakt fizyczny, ciągłe “współczujące” kiwanie głowami i to skandowanie: Single parents single together! Nie, nie i jeszcze raz nie. Terapia grupowa to zupełnie co innego.

2. Na terapii grupowej trzeba opowiedzieć całe swoje życie. Ze szczegółami!
Musisz wyrzucić z siebie absolutnie wszystko i jeszcze cię dopytają. To będzie straszny wstyd, a nawet jak zdołasz jakoś się przed tym obronić, to będziesz czuł zawstydzenie, słuchając jak inni dzielą się intymnymi detalami…

Nie. Wcale nie trzeba opowiadać o swojej przeszłości. I nie trzeba mówić dużo. Jedni będą mówić więcej, drudzy mniej, inni dopiero po jakimś czasie. Tak, jak potrzebują.

3. Terapeuci zmuszają do mówienia
Albo grupa zmusza. Jest presja na dzielenie się, a jak odmówisz, to zrobi się nieprzyjemnie…

Stop. W dobrej terapii o to też chodzi, żeby nauczyć się rozpoznawania i zaznaczania własnych granic. Mówienia i niemówienia w zgodzie z nimi. Jasne, że dobrze jest odważyć się na to, żeby się odzywać. Im bardziej się zaangażujemy, tym więcej dobrego wyniesiemy z grupy. Ale zmuszanie nie wchodzi w skład żadnej etycznie prowadzonej terapii.

4. Terapia grupowa to gorsza terapia
Jest mniej kontaktu z terapeutą, niż w terapii indywidualnej, więc jest to mniej leczące.

Gdyby założyć, że źródłem pomocy są wyłącznie terapeuci, to tak, tak by było. Ale w terapii grupowej pomoc niesie przede wszystkim sama grupa. Na różne sposoby. Rolą terapeutów jest dbanie o bezpieczeństwo i usprawnianie komunikacji, pomaganie grupie w tym, by była jak najskuteczniejsza. Brzmi dziwnie? Tutaj opowiadałam więcej o czynnikach leczących. Trzeba jeszcze dodać, że dla niektórych terapia w grupie może okazać się bardziej efektywna niż indywidualny kontakt z terapeutą. Więc w niektórych przypadkach nie tylko nie jest gorsza, ale wręcz lepsza.

5. Grupa terapeutyczna polega na opowiadaniu i słuchaniu historii

Oczywiście, historie z życia mogą się pojawić, ale to nie jest główny cel i treść pracy. W grupie prowadzonej psychodynamicznie lub “po yalomowsku” głównym zadaniem jest skoncentrowanie się na tu i teraz, czyli na interakcjach między uczestnikami, tak by każdy z uczestników mógł dowiedzieć się czegoś o swoich schematach relacyjnych.

6. Opowiadanie o sobie na forum to obciach

To nie obciach. To odwaga.

7. Brudy pierze się w domu

Gdyby to pomagało, nikt nie potrzebowałby terapii. Paradoksalnie często najłatwiej jest rozmawiać o sobie z obcymi ludźmi. Z tymi, których nie spotkamy nigdzie indziej i od których nie jesteśmy w żaden sposób życiowo zależni. Z tego wynika zasada, że uczestnicy grupy terapeutycznej nie powinni się wcześniej znać. Nie dotyczy to grup wsparcia, warsztatów i wszelkich form psychoedukacji. Grupa terapeutyczna oraz trening interpersonalny wymagają jednak, by ten warunek był spełniony. Dlatego nie można zapisać się na terapię grupową z koleżanką.

8. Terapia grupowa jest tylko dla uzależnionych

Nie tylko. Też dla: nieśmiałych, bojących się oceny, obawiających się odrzucenia, zahamowanych, wiecznie wchodzących w konflikty, samotnych, nadopiekuńczych…

9. Grupa terapeutyczna polega na realizowaniu planu

Na wiele osób zadziałałoby to pewnie uspokajająco, ale grupa terapeutyczna jako taka nie ma jasnej struktury. Nie ma listy rzeczy, które “powinny się wydarzyć”. Dlatego każda grupa jest inna i mogą dziać się w nich różne rzeczy, zależnie od tego, czego aktualnie potrzebują uczestnicy.

10. W grupie wszyscy mówią prosto z mostu, co o kim myślą

Można obawiać się konfrontacji, usłyszenia od innych, jak nas postrzegają. Po to jednak są terapeuci, by dbać o bezpieczeństwo. Jeżeli ktoś jest obcesowy albo robi coś destrukcyjnego, ich rolą jest reagowanie. Więc tak, w grupie mogą wydarzać się trudne rzeczy, ale dzieje się to w bezpiecznych warunkach i chodzi o to, by je przepracować — by np. konflikt mógł się zakończyć wyjaśnieniem i porozumieniem, odnowieniem relacji, i by jego uczestnicy dzięki temu przestali się obawiać różnicy zdań.

Joanna Piekarska, Notatki terapeutyczne
Fot: Kadr z filmu Rocketman

Za Konteksty.Miejsce psychoterapii

Terapia grupowa? Tylko nie to!
10 najczęstszych obaw, mitów i przesądów.

1. Terapia grupowa = grupa wsparcia

Pamiętacie “Podziemny krąg” albo “Był sobie chłopiec” i to, jak tam wyglądały grupy? Przymus mówienia, niechciany kontakt fizyczny, ciągłe “współczujące” kiwanie głowami i to skandowanie: Single parents single together! Nie, nie i jeszcze raz nie. Terapia grupowa to zupełnie co innego.

2. Na terapii grupowej trzeba opowiedzieć całe swoje życie. Ze szczegółami!
Musisz wyrzucić z siebie absolutnie wszystko i jeszcze cię dopytają. To będzie straszny wstyd, a nawet jak zdołasz jakoś się przed tym obronić, to będziesz czuł zawstydzenie, słuchając jak inni dzielą się intymnymi detalami…

Nie. Wcale nie trzeba opowiadać o swojej przeszłości. I nie trzeba mówić dużo. Jedni będą mówić więcej, drudzy mniej, inni dopiero po jakimś czasie. Tak, jak potrzebują.

3. Terapeuci zmuszają do mówienia
Albo grupa zmusza. Jest presja na dzielenie się, a jak odmówisz, to zrobi się nieprzyjemnie…

Stop. W dobrej terapii o to też chodzi, żeby nauczyć się rozpoznawania i zaznaczania własnych granic. Mówienia i niemówienia w zgodzie z nimi. Jasne, że dobrze jest odważyć się na to, żeby się odzywać. Im bardziej się zaangażujemy, tym więcej dobrego wyniesiemy z grupy. Ale zmuszanie nie wchodzi w skład żadnej etycznie prowadzonej terapii.

4. Terapia grupowa to gorsza terapia
Jest mniej kontaktu z terapeutą, niż w terapii indywidualnej, więc jest to mniej leczące.

Gdyby założyć, że źródłem pomocy są wyłącznie terapeuci, to tak, tak by było. Ale w terapii grupowej pomoc niesie przede wszystkim sama grupa. Na różne sposoby. Rolą terapeutów jest dbanie o bezpieczeństwo i usprawnianie komunikacji, pomaganie grupie w tym, by była jak najskuteczniejsza. Brzmi dziwnie? Tutaj opowiadałam więcej o czynnikach leczących. Trzeba jeszcze dodać, że dla niektórych terapia w grupie może okazać się bardziej efektywna niż indywidualny kontakt z terapeutą. Więc w niektórych przypadkach nie tylko nie jest gorsza, ale wręcz lepsza.

5. Grupa terapeutyczna polega na opowiadaniu i słuchaniu historii

Oczywiście, historie z życia mogą się pojawić, ale to nie jest główny cel i treść pracy. W grupie prowadzonej psychodynamicznie lub “po yalomowsku” głównym zadaniem jest skoncentrowanie się na tu i teraz, czyli na interakcjach między uczestnikami, tak by każdy z uczestników mógł dowiedzieć się czegoś o swoich schematach relacyjnych.

6. Opowiadanie o sobie na forum to obciach

To nie obciach. To odwaga.

7. Brudy pierze się w domu

Gdyby to pomagało, nikt nie potrzebowałby terapii. Paradoksalnie często najłatwiej jest rozmawiać o sobie z obcymi ludźmi. Z tymi, których nie spotkamy nigdzie indziej i od których nie jesteśmy w żaden sposób życiowo zależni. Z tego wynika zasada, że uczestnicy grupy terapeutycznej nie powinni się wcześniej znać. Nie dotyczy to grup wsparcia, warsztatów i wszelkich form psychoedukacji. Grupa terapeutyczna oraz trening interpersonalny wymagają jednak, by ten warunek był spełniony. Dlatego nie można zapisać się na terapię grupową z koleżanką.

8. Terapia grupowa jest tylko dla uzależnionych

Nie tylko. Też dla: nieśmiałych, bojących się oceny, obawiających się odrzucenia, zahamowanych, wiecznie wchodzących w konflikty, samotnych, nadopiekuńczych…

9. Grupa terapeutyczna polega na realizowaniu planu

Na wiele osób zadziałałoby to pewnie uspokajająco, ale grupa terapeutyczna jako taka nie ma jasnej struktury. Nie ma listy rzeczy, które “powinny się wydarzyć”. Dlatego każda grupa jest inna i mogą dziać się w nich różne rzeczy, zależnie od tego, czego aktualnie potrzebują uczestnicy.

10. W grupie wszyscy mówią prosto z mostu, co o kim myślą

Można obawiać się konfrontacji, usłyszenia od innych, jak nas postrzegają. Po to jednak są terapeuci, by dbać o bezpieczeństwo. Jeżeli ktoś jest obcesowy albo robi coś destrukcyjnego, ich rolą jest reagowanie. Więc tak, w grupie mogą wydarzać się trudne rzeczy, ale dzieje się to w bezpiecznych warunkach i chodzi o to, by je przepracować — by np. konflikt mógł się zakończyć wyjaśnieniem i porozumieniem, odnowieniem relacji, i by jego uczestnicy dzięki temu przestali się obawiać różnicy zdań.

Joanna Piekarska, Notatki terapeutyczne
Fot: Kadr z filmu Rocketman

W Kontekstach stworzyliśmy specjalny rodzaj doświadczenia grupowego, weekendowa pre-Grupa, aby skonfrontować swoje wyobrażenia, mity i przekonania z rzeczywistością. Myślisz o terapii grupowej i zatrzymują Cię utarte twierdzenia? Spróbuj grupy korzystając z pre-Grupy
Szczegóły i link do zapisów w komentarzu

Zaburzenia okresu dojrzewania nie przypominają, naszym zdaniem, tych które wystepują w dzieciństwie lub w wieku dorosłym...
29/08/2025

Zaburzenia okresu dojrzewania nie przypominają, naszym zdaniem, tych które wystepują w dzieciństwie lub w wieku dorosłym, choć w przypadku pewnych zaburzeń (takich jak anoreksja, otyłość oraz niektóre perwersje) pojawieniu się objawów towarzyszą podobne fantazje bez względu na okres występowania. Załamanie rozwojowe w adolescencji definiujemy jako nieświadome odrzucenie działa seksualnego i związane z tym poczucie pozostawania biernym w konfrontacji z jego żądaniami, prowadzące do ignorowania faktu posiadania genitaliów określonej płci lub zaprzeczenia temu, a w bardziej poważnych przypadkach – poczucia, że własne genitalia nie są takie, jakie jednostka pragnie posiadać. Jest to załamanie procesu włączenia obrazu fizycznie dojrzałego ciała do reprezentacji własnej osoby.

Moses Laufer, M. Eglé Laufer, Okres dojrzewania i załamanie rozwoju. Perspektywa psychoanalityczna.

Tego rodzaju wiedza nie jest twoim obowiązkiem drogi rodzicu nastolatka. Dlatego czasem w okresie adolescencji twoje dziecko potrzebuje kogoś, kto rozumie procesy jakoe w nim zachodzą, oraz tego, aby móc rozmawiać o tym przystępnym językiem i w bezpiecznych warunkach. Tym kimś mogą być terapeuci specjalizujący się w problemach nastolatków oraz inni nastolatkowie, rówieśnicy, tak, aby twoje dziecko nie czuło się w tym odosobnione.

Obraz: Henri Matisse, Nu bleu IV, Nice, 1952

Zaburzenia okresu dojrzewania nie przypominają, naszym zdaniem, tych które wystepują w dzieciństwie lub w wieku dorosłym, choć w przypadku pewnych zaburzeń (takich jak anoreksja, otyłość oraz niektóre perwersje) pojawieniu się objawów towarzyszą podobne fantazje bez względu na okres występowania. Załamanie rozwojowe w adolescencji definiujemy jako nieświadome odrzucenie działa seksualnego i związane z tym poczucie pozostawania biernym w konfrontacji z jego żądaniami, prowadzące do ignorowania faktu posiadania genitaliów określonej płci lub zaprzeczenia temu, a w bardziej poważnych przypadkach – poczucia, że własne genitalia nie są takie, jakie jednostka pragnie posiadać. Jest to załamanie procesu włączenia obrazu fizycznie dojrzałego ciała do reprezentacji własnej osoby.

Moses Laufer, M. Eglé Laufer, Okres dojrzewania i załamanie rozwoju. Perspektywa psychoanalityczna.

Tego rodzaju wiedza nie jest twoim obowiązkiem drogi rodzicu nastolatka. Dlatego czasem w okresie adolescencji twoje dziecko potrzebuje kogoś, kto rozumie procesy jakoe w nim zachodzą, oraz tego, aby móc rozmawiać o tym przystępnym językiem i w bezpiecznych warunkach. Tym kimś mogą być terapeuci specjalizujący się w problemach nastolatków oraz inni nastolatkowie, rówieśnicy, tak, aby twoje dziecko nie czuło się w tym odosobnione. W Kontekstach trwają konsultacje do grupy dla osób w wieku 16-18 lat, szczegóły w komentarzu

Obraz: Henri Matisse, Nu bleu IV, Nice, 1952

"To właśnie w okresie dojrzewania „dopada nas” przeszłość. Chodzi o to, że życie psychiczne człowieka - choć można je dz...
23/08/2025

"To właśnie w okresie dojrzewania „dopada nas” przeszłość. Chodzi o to, że życie psychiczne człowieka - choć można je dzielić na okresy takie jak niemowlęctwo, dzieciństwo, dojrzewanie, dorosłość, wiek średni i wiek podeszły - jest procesem ciągłym, w którym każda faza ma swoje szczególne właściwości i wnosi pewien wkład w życie psychiczne i rozwój jednostki. Szczególny wkład adolescencji można podsumować następująco: to czas, w którym ustala się psychiczny obraz siebie z konkretną i stałą tożsamością płciową. W tej fazie - jednostka poprzez relacje, doświadczenia społeczne I seksualne, edukację i pracę - szuka odpowiedzi na pytanie: co można zaakceptować z perspektywy jej sumienia i ideałów, a co trzeba absolutnie (bez względu na koszty psychiczne) odrzucić lub od zaspokojenia czego należy się powstrzymać."

Skłonności samobójcze nastolatków. Pod redakcją Mosesa Laufera. Przekład: Agnieszka Pałyniczko – Ćwiklińska. Oficyna Ingenium. Warszawa 2020.
fot Maxim Tolchinskiy

- ,,Uzależnieni od lęku"? To tytuł pana książki. No jak to?  - Byłem do niego w stu procentach przekonany, choć zdawałem...
23/08/2025

- ,,Uzależnieni od lęku"? To tytuł pana książki. No jak to?
- Byłem do niego w stu procentach przekonany, choć zdawałem sobie sprawę, że niektórych może zanie­pokoić. Chciałem: dać czytelnikom jasno do zrozu­mienia, że to nie będzie kolejny poradnik w stylu ,,jak pozbyć się lęku w pięciu krokach raz na zawsze" - to zresztą niemożliwe.
Wierzę natomiast całym sercem, że nam ludziom, łatwo jest się uzależnić od pewnych aspektów lęku, ponieważ niesie on ze sobą ogromną obietnicę.

- Niektóre osoby lękowe przyznają, że sam proces zdrowienia może być dla nich uzależniający w takim sensie, że bez przerwy go kontrolują: “Jak mi idzie? Czy zdrowieję? W ilu procentach?".
- Kiedy widzę, że ktoś w ten sposób nad­miernie się sobie przygląda, niezależnie od tego, jaki rodzaj lęku mu towarzyszy, wiem, że pod spodem kryje się to samo, fundamentalne zmartwienie: "Czy wszystko będzie ze mną w porządku, czy przetrwam?". Ludzie się monitorują, ponieważ nie ufają temu, że jest dobrze tak jak jest. Zresztą podręcznikowa definicja nad­miernego lęku mówi, że jest to nietolerancja niepewności. Myślę, że to całkiem nie­złe podsumowanie problemu.

- Ja słyszałam inną - że to zaburzenie związane z nieustającym wątpieniem.
- Osobiście nie lubię słowa zaburzenie, kie­dy mowa o lęku, bo nie uważam, by osoby, które starają się jakoś zarządzić tą prze­straszoną, a czasem przerażoną częścią sie­bie, były zaburzone. Świadczy to o tym, że są po prostu ludźmi.
Osoby żyjące z nadmiernym lękiem są najczęściej bardzo wrażliwe, empatyczne, odpowiedzialne. Czasem aż za bardzo. Troszczą się o bliskich, przejmują losem in­nych ludzi, świata. Większość z nich ma bardzorozwiniętą świadomość moralną i poczucie sprawiedliwości. Wielka szko­da, że te cechy często nie mają miejsca, by w pełni rozwinąć skrzydła.

- Może z tego powodu łatwiej im czuć lęk niż np. gniew albo niezadowolenie?
- Ważna uwaga. Kiedy u osób, z którymi pracuję, objawy się stabilizują i zaczyna­my się głębiej przyglądać lękowi, często się okazuje, że pod spodem skrywają się inne, stłumione emocje. Często Jest to właśnie złość. Takim osobom trudniej ją poczuć, a jeszcze trudniej wyrazić, bo mogłyby ko­goś urazić, zdenerwować czy jakoś skrzyw­dzić. Niezależnie od tego, jak się lęk prze­jawia, zawsze mnie ciekawi, co jest podspodem. Traktuję go jako objaw.
Grupie, z którą właśnie zacząłem pracować, powiedziałem: “Mogę was nauczyć stu nowych technik pracy z oddechem, jak sobie poradzić z niepożądanymi myślami. Ale, jeśli nie uda mi się zmienić waszej re­lacji z lękiem, to znaczy, że zmarnowałem wasz czas".

- Powtarza pan, że powinniśmy traktować lęk jak sprzymierzeńca, a nie jak wroga. Tylko jak to zrobić?
- Uznając go za ważną część siebie, która zasługuje, by siedzieć przy wspólnym stole razem z innymi emocjami. A kiedy się od­zywa, zauważyć jego obecność: "Widzę, że tu jesteś. Rozumiem, że chcesz mnie chro­nić. Czego ode mnie potrzebujesz?".
Lękowe ja może na to odpowiedzieć, np. “Proszę, nie wychodź dzisiaj wieczo­rem. Jest niebezpiecznie, nie poradzisz so­bie." Naszym zadaniem jest wtędy je zapewnić: “Słyszę cię, ale uwierz mi, że wszystko jest ok."

- Proszę powiedzieć więcej o tej obietnicy bezpieczeństwa, którą niesie lęk, bo wydaje się to paradoksalne.
- Ludzie doświadczają lęku na wiele sposobów. Jedni czują go mocniej w ciele. U innych przejawia się on katastroficznym myśleniem, ciągłym zastanawianiem się „a co, jeśli?”. U jeszcze innych myśli skupiają się wokół jednego tematu, np. zdrowia. Może to być też mieszanka wszystkich tych objawów.
Większość z nas zamieszkuje mała, przestraszona istota – nasze lękowe ja, tak to widzę. Ono się w nas pojawia z wielu powodów - uwarunkowań rodzinnych, kulturowych, religijnych. Na skutek traum, trudnych doświadczeń. Na to wszystko mogą się nałożyć biochemiczne zmiany zachodzące w ciele, np. związane z menopauzą. Lęk może też być pochodną neuroróżnorodności, np. ADHD. Jest zawsze wieloczynnikowy.
I kiedy to nasze lękowe ja jest przytłoczone, niepewne, zagubione, daje o sobie znać. U mnie niepokój zwykle zaczyna się od drżenia w żołądku, napięcia. Kiedy je czuję, wiem, że już przyszedł. Dlatego warto dobrze się poznać, w tym swoje ciało, żeby móc rozpoznawać takie momenty.
Wychodzę z założenia, że lękowe „ja” jest naszą częścią, czy nam się to podoba, czy nie. Czasem przysparza nam kłopotów, ale to od nas zależy, jaką relację z nim zbudujemy.

- Większość osób żyjących z zaburzeniami lękowymi chce jednego – pozbyć się go. A później drzwi i okna zabić deskami, żeby nie wrócił.
- Prowadziłem przedwczoraj warsztat. Na początek poprosiłem uczestników, żeby jednym słowem wyrazili jakie uczucia żywią do swojego lęku. “Nienawiść”, „niechęć”, „wyniszczający”, „mroczny” – usłyszałem. Było też parę przekleństw. Dla mnie to jest klucz! Jeśli postrzega się swoje lękowe ja wyłącznie jako negatywny aspekt siebie, jako coś absolutnie strasznego, to tym się ono staje.

- A za co je lubić?
- Choćby za to, że tak jak powiedziałem, jego celem jest nas strzec. Lękowe ja jest wyczulone na zagrożenie, a że czuje się za nas odpowiedzialne, to nas o tym informuje. Podkręca nasze zmysły, zwiększa czujność, uważając, że jeśli będziemy hiperostrożni, w pełnej gotowości, jeśli będziemy nadmiernie rozmyślać, to będziemy bezpieczni. Może też postąpić inaczej – całkowicie nas zdysocjować lub odrealnić, jak to się dzieje np. w napadzie paniki, ale to również robi z myślą o naszym bezpieczeństwie.
Jednym słowem, chce dla nas dobrze, lecz uczucia, które ze sobą niesie, są często trudne, nieprzyjemne.

Z OWENEM O’KANE'EM*, BRYTYJSK.IM PSYCHOTERAPEUTĄ, ROZMAWIAŁA AGNIESZKA-JUCEWiCZ
fot Amir Sani.Za Laboratorium Psychoedukacj

- ,,Uzależnieni od lęku"? To tytuł pana książki. No jak to?
- Byłem do niego w stu procentach przekonany, choć zdawałem sobie sprawę, że niektórych może zanie­pokoić. Chciałem: dać czytelnikom jasno do zrozu­mienia, że to nie będzie kolejny poradnik w stylu ,,jak pozbyć się lęku w pięciu krokach raz na zawsze" - to zresztą niemożliwe.
Wierzę natomiast całym sercem, że nam ludziom, łatwo jest się uzależnić od pewnych aspektów lęku, ponieważ niesie on ze sobą ogromną obietnicę.

- Niektóre osoby lękowe przyznają, że sam proces zdrowienia może być dla nich uzależniający w takim sensie, że bez przerwy go kontrolują: “Jak mi idzie? Czy zdrowieję? W ilu procentach?".
- Kiedy widzę, że ktoś w ten sposób nad­miernie się sobie przygląda, niezależnie od tego, jaki rodzaj lęku mu towarzyszy, wiem, że pod spodem kryje się to samo, fundamentalne zmartwienie: "Czy wszystko będzie ze mną w porządku, czy przetrwam?". Ludzie się monitorują, ponieważ nie ufają temu, że jest dobrze tak jak jest. Zresztą podręcznikowa definicja nad­miernego lęku mówi, że jest to nietolerancja niepewności. Myślę, że to całkiem nie­złe podsumowanie problemu.

- Ja słyszałam inną - że to zaburzenie związane z nieustającym wątpieniem.
- Osobiście nie lubię słowa zaburzenie, kie­dy mowa o lęku, bo nie uważam, by osoby, które starają się jakoś zarządzić tą prze­straszoną, a czasem przerażoną częścią sie­bie, były zaburzone. Świadczy to o tym, że są po prostu ludźmi.
Osoby żyjące z nadmiernym lękiem są najczęściej bardzo wrażliwe, empatyczne, odpowiedzialne. Czasem aż za bardzo. Troszczą się o bliskich, przejmują losem in­nych ludzi, świata. Większość z nich ma bardzorozwiniętą świadomość moralną i poczucie sprawiedliwości. Wielka szko­da, że te cechy często nie mają miejsca, by w pełni rozwinąć skrzydła.

- Może z tego powodu łatwiej im czuć lęk niż np. gniew albo niezadowolenie?
- Ważna uwaga. Kiedy u osób, z którymi pracuję, objawy się stabilizują i zaczyna­my się głębiej przyglądać lękowi, często się okazuje, że pod spodem skrywają się inne, stłumione emocje. Często Jest to właśnie złość. Takim osobom trudniej ją poczuć, a jeszcze trudniej wyrazić, bo mogłyby ko­goś urazić, zdenerwować czy jakoś skrzyw­dzić. Niezależnie od tego, jak się lęk prze­jawia, zawsze mnie ciekawi, co jest podspodem. Traktuję go jako objaw.
Grupie, z którą właśnie zacząłem pracować, powiedziałem: “Mogę was nauczyć stu nowych technik pracy z oddechem, jak sobie poradzić z niepożądanymi myślami. Ale, jeśli nie uda mi się zmienić waszej re­lacji z lękiem, to znaczy, że zmarnowałem wasz czas".

- Powtarza pan, że powinniśmy traktować lęk jak sprzymierzeńca, a nie jak wroga. Tylko jak to zrobić?
- Uznając go za ważną część siebie, która zasługuje, by siedzieć przy wspólnym stole razem z innymi emocjami. A kiedy się od­zywa, zauważyć jego obecność: "Widzę, że tu jesteś. Rozumiem, że chcesz mnie chro­nić. Czego ode mnie potrzebujesz?".
Lękowe ja może na to odpowiedzieć, np. “Proszę, nie wychodź dzisiaj wieczo­rem. Jest niebezpiecznie, nie poradzisz so­bie." Naszym zadaniem jest wtędy je zapewnić: “Słyszę cię, ale uwierz mi, że wszystko jest ok."

- Proszę powiedzieć więcej o tej obietnicy bezpieczeństwa, którą niesie lęk, bo wydaje się to paradoksalne.
- Ludzie doświadczają lęku na wiele sposobów. Jedni czują go mocniej w ciele. U innych przejawia się on katastroficznym myśleniem, ciągłym zastanawianiem się „a co, jeśli?”. U jeszcze innych myśli skupiają się wokół jednego tematu, np. zdrowia. Może to być też mieszanka wszystkich tych objawów.
Większość z nas zamieszkuje mała, przestraszona istota – nasze lękowe ja, tak to widzę. Ono się w nas pojawia z wielu powodów - uwarunkowań rodzinnych, kulturowych, religijnych. Na skutek traum, trudnych doświadczeń. Na to wszystko mogą się nałożyć biochemiczne zmiany zachodzące w ciele, np. związane z menopauzą. Lęk może też być pochodną neuroróżnorodności, np. ADHD. Jest zawsze wieloczynnikowy.
I kiedy to nasze lękowe ja jest przytłoczone, niepewne, zagubione, daje o sobie znać. U mnie niepokój zwykle zaczyna się od drżenia w żołądku, napięcia. Kiedy je czuję, wiem, że już przyszedł. Dlatego warto dobrze się poznać, w tym swoje ciało, żeby móc rozpoznawać takie momenty.
Wychodzę z założenia, że lękowe „ja” jest naszą częścią, czy nam się to podoba, czy nie. Czasem przysparza nam kłopotów, ale to od nas zależy, jaką relację z nim zbudujemy.

- Większość osób żyjących z zaburzeniami lękowymi chce jednego – pozbyć się go. A później drzwi i okna zabić deskami, żeby nie wrócił.
- Prowadziłem przedwczoraj warsztat. Na początek poprosiłem uczestników, żeby jednym słowem wyrazili jakie uczucia żywią do swojego lęku. “Nienawiść”, „niechęć”, „wyniszczający”, „mroczny” – usłyszałem. Było też parę przekleństw. Dla mnie to jest klucz! Jeśli postrzega się swoje lękowe ja wyłącznie jako negatywny aspekt siebie, jako coś absolutnie strasznego, to tym się ono staje.

- A za co je lubić?
- Choćby za to, że tak jak powiedziałem, jego celem jest nas strzec. Lękowe ja jest wyczulone na zagrożenie, a że czuje się za nas odpowiedzialne, to nas o tym informuje. Podkręca nasze zmysły, zwiększa czujność, uważając, że jeśli będziemy hiperostrożni, w pełnej gotowości, jeśli będziemy nadmiernie rozmyślać, to będziemy bezpieczni. Może też postąpić inaczej – całkowicie nas zdysocjować lub odrealnić, jak to się dzieje np. w napadzie paniki, ale to również robi z myślą o naszym bezpieczeństwie.
Jednym słowem, chce dla nas dobrze, lecz uczucia, które ze sobą niesie, są często trudne, nieprzyjemne.

Z OWENEM O’KANE'EM*, BRYTYJSK.IM PSYCHOTERAPEUTĄ, ROZMAWIAŁA AGNIESZKA-JUCEWiCZ
fot Amir Sani

Adres

Ulica Barlickiego 15/26
Bielsko-Biała
43-300

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Psychoterapia Angelika Ścieszka-Knapik umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Psychoterapia Angelika Ścieszka-Knapik:

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram

Kategoria