21/10/2025
Kiedyś pociąg, którym jechał wykładowca KUL-u, ksiądz Karol Wojtyła, spóźnił się. Czekający na egzamin studenci, wobec braku egzaminatora, rozeszli się. Pozostał tylko jeden ksiądz, który nie znał Wojtyły, nie chodził na jego wykłady, a do egzaminu przygotowywał się z pożyczonych notatek. Po dwóch godzinach wpadł niewiele starszy od zdającego, zziajany Wojtyła. Ksiądz student, ucieszony, że nie będzie zdawał sam, zapytał:
- Stary ty też na egzamin?
- Na egzamin - przytaknął ksiądz Wojtyła.
- Facet się spóźnia, wszyscy się rozeszli, a ja czekam, bo muszę zdawać dzisiaj - wyjaśnił student.
- A co, nie znasz Wojtyły? - zapytał nowo przybyły.
- Nie, to podobno nudny facet, nie chodziłem na jego wykłady, mówili, że abstrakcyjne i bardzo trudne - tłumaczył student.
Od słowa do słowa rozmowa przekształciła się w… powtórkę materiału. Wojtyła pytał, słuchał i tak jasno tłumaczył zawiłe problemy filozoficzne, że student powiedział w pewnym momencie:
- Stary, jaki ty jesteś obkuty! Proszę cię, kiedy przyjdzie ksiądz profesor, nie wchodź przede mną na egzamin, bo po tobie na pewno obleję.
Jakież było jego przerażenie, kiedy usłyszał:
- Daj indeks, jestem Wojtyła.
Ksiądz zdał na czwórkę z plusem - wspomina ówczesna studentka, Krystyna Sajdok, a KUL-owska młodzież, która powtarzała sobie tę opowieść, zapałała do profesora Wojtyły wielką sympatią.