12/11/2025
Ciekawy artykuł mi wpadł. Myślę, że zainteresuje każdego, kto potrzebuje chodzić biegać, myśleć i budować pojemność na siebie i życie w ruchu i przestrzeni.
Artykul „The Walking Drive” autorstwa Lily Meyersohn, opublikowany w TAP Magazine opisuje współczesny rozwój i znaczenie terapii w ruchu, czyli terapii spacerowej (walking therapy) -formy pracy psychoterapeutycznej odbywającej się podczas wspólnego spaceru pacjenta i terapeuty. Artykuł łączy wątki kliniczne, historyczne i psychoanalityczne, pokazując, że chodzenie może stać się nie tylko alternatywą dla terapii w gabinecie, lecz także sposobem przywrócenia cielesności, relacyjności i zakorzenienia w świecie.
Po krótce opiszę treść, a link do artykułu wstawiam w komentarzu.
Nowe rozumienie popędu tzw. 'pulsion viatorique'
Meyersohn rozpoczyna od koncepcji Gérarda Haddada, który zaproponował nowy rodzaj popędu 'pulsion viatorique", czyli popęd wędrowny / chodzenia. Zanim człowiek staje się istotą mówiącą, jest istotą chodzącą; ruch jest pierwotną formą istnienia. Wspomina, że w micie o Edypie była mowa o okaleczonych przez ojca stopach, które uniemożliwiały mu chodzenie. To mit, który ma szczególne znaczenie dla psychoanalizy.
Rozwój terapii spacerowej
Okazuje się, że coraz więcej terapeutów z różnych nurtów włącza spacery do swojej praktyki – w parkach Nowego Jorku, na plażach Los Angeles, w wiejskich krajobrazach Wielkiej Brytanii.
Powody:
*wzmacnianie przymierza terapeutycznego,
*obniżanie hierarchii i napięć w relacji,
*przywrócenie kontaktu z naturą i światem społecznym,
*fizyczna ulga wobec ograniczeń terapii „na krześle”
*Wielu pacjentów, zmęczonych terapią online po pandemii, szuka dziś terapii w ruchu i obecności przy naturze.
Kontener i przestrzeń terapeutyczna
Psychoanaliza tradycyjnie operuje pojęciem „kontenera” (Bion) - zamkniętej przestrzeni, w której analityk utrzymuje i przetwarza emocje pacjenta.
Okazuje sie, że terapeutyczne „trzymanie” może mieć miejsce także w otwartej przestrzeni, gdzie krajobraz i natura stają się współ-kontenerem.
Przykład: brytyjska terapeutka Lara Just opisuje, że na zewnątrz „uważność” działa inaczej: natura uczestniczy w relacji, rozszerzając ją w triadę: pacjent-terapeuta-świat.
Mam teraz w myślach wiele obrazów rodziców, którzy chodzą po pokoju, mieszkaniu, spacerują długie godziny na dworze z małym dzieckiem kołysając je lub kładąc w wózku. Czy to może tworzenie psychicznego kontenera? Co dzieje się w naszych umysłach, gdy chodzimy i przetrawiamy silne stany emocjonalne niemowląt? Dlaczego chodzimy? Jak chodzenie pomaga nam w myśleniu? W przetwarzaniu pierwotnych stanów? W czuciu?
Nie dla odcieleśnienia
Według psychoanalityka Fernando Castrillona, coraz więcej młodych pacjentów „mówi poprzez ciało”. Cierpi somatycznie, zanim znajdzie słowa.
Terapia w ruchu pozwala przywrócić jedność psyche i somy, zamiast traktować ciało instrumentalnie, terapeuta i pacjent doświadczają go jako części procesu symbolizacji.
Dla Castrillona „kiedy pacjent chodzi, on mówi” jego ciało uczestniczy w akcie mówienia.
Spacer ujawnia też fizyczność relacji: obecność ciała, oddechu, granic, wstydu. Chodzenie obok siebie, bez kontaktu wzrokowego, może redukować lęk i poczucie oceniania, paradoksalnie zbliżając tę formę do klasycznej sytuacji freudowskiej z kanapą, gdzie pacjent mówi bez patrzenia na analityka.
Freud i pierwsi „chodzący analitycy”
Choć psychoanaliza kojarzona jest z kanapą, Freud sam prowadził „analizy w ruchu” - np. z kompozytorem Gustavem Mahlerem, podczas czterogodzinnego spaceru w 1910 r. po kanałach w Lejdzie.
Freud i jego następcy (Reich, Ferenczi) rozumieli znaczenie ciała, lecz w rozwoju instytucjonalnym psychoanaliza oddzieliła się od ruchu i przestrzeni publicznej, wybierając zamknięty gabinet jako „kontrolowane środowisko”.
To ciekawe, bo jak myślę o Freudzie, ale także o innych myślicielach to także pojawia mi się obraz myślenia i chodzenia. A więc w ruchu!
Terapia spacerowa w opiece środowiskowej
Nie każdemu taka metoda służy, ale bywa skuteczna w pracy z osobami po traumie, z psychozami czy z pacjentami, którzy źle znoszą zamknięcie.
Czasem to właśnie otwarta przestrzeń daje poczucie kontenerowania, szczególnie osobom, dla których ściany kojarzą się z instytucjonalnym przymusem czy więzieniem.
Castrillon przywołuje przykład pacjenta z psychozą, który dopiero podczas spaceru zaczął mówić - ruch uruchomił symbolizację.
I faktycznie w ramach szpitali psychiatrycznych wiele placówek stara się o to by możliwy byl ruch. Ale myślę, że tutaj w Polsce niebardzo w gabinetach jeszcze przychodzi nam to do głowy, szczególnie w przypadku osób dorosłych. Terapeuci dziecięcy naturalnie ruch mają wpisany w gabinet, ale czy często wychodzą z dziećmi i młodzieżą na spacer prowadząc terapię?
Rozmawiając i chodząc?
W Ameryce Południowej, zwłaszcza w Argentynie i Brazylii, od lat 60. rozwija się metoda terapeutycznego towarzyszenia (TA). Jest tk forma „chodzącej terapii” zorientowanej psychoanalitycznie. Terapeuci towarzyszą pacjentom w ich codziennych aktywnościach, nie ograniczając pracy do gabinetu. Celem jest zanurzenie się w świecie pacjenta, nie jego adaptacja do normy.
Ciało, przestrzeń i gest stają się częścią komunikacji tak jak u pacjenta nieposługującego się mową, który „wybierał drogę” jako formę wypowiedzi.
Terapia uliczna (Street Therapy)
W USA najbliższym odpowiednikiem TA są programy mobilnych zespołów terapeutycznych pracujących z osobami bezdomnymi i psychotycznymi.
Przykład: Natalie Casagran Lopez z Nowego Jorku prowadzi sesje z pacjentami na ulicach - czasem rozmawiają, idąc między samochodami czy siedząc na krawężniku.
Miasto staje się środowiskiem trzymającym, a terapeuta uczy się reagować na rytm pacjenta i jego terytorium. Takie „zanurzenie” w świecie pacjenta pozwala uniknąć przymusu asymilacji i daje szansę na transformację doświadczenia miejsca naznaczonego cierpieniem.
Meyersohn pokazuje, że chodzenie w terapii nie jest modą ani „fitnessową” alternatywą dla gabinetu, lecz powrotem do pierwotnego wymiaru psychicznego doświadczenia, czyli do ruchu, ciała i przestrzeni wspólnej. Te myśli wzbudzają wiele pytań i wątpliwości, ale trzeba przyznać, że są bardzo ożywcze i inspirujące.
Myślę, tez o tym co mówią od lat ciała psychoterapeutów siedzących godzinami w fotelach. Chorobą zawodową stają się bóle kręgosłupa. Trawiąc emocje w unieruchomionym ciele coś działa nie tak. Z drugiej strony nie zawsze chodzić można. Nie zawsze trzeba. A czasem koniecznych jest wiele sesji, by ruch w życiu pacjenta mógł się dopiero pojawić. Jednak połączenie przestrzenności ruchu fizycznego i psychicznego w psychoterapii otwiera ciekawe horyzonty.
Co myślicie? Hmm?
Grafika z artykułu w The American Psychoanalyst - TAP (link w komentarzu) autorstwa Tati Nguyễn