14/10/2025
„Nauczyciel – zawód marzeń"
W Polsce każdy wie jedno: nauczyciel ma dobrze. Przychodzi rano do szkoły, wypije kawkę, trochę pogada w pokoju nauczycielskim, o czternastej już po pracy, a potem dwa miesiące wakacji. Cud, miód i orzeszki. Tylko że nikt nie wspomina, że te „fajne godziny lekcyjne” to wierzchołek góry lodowej stresu, odpowiedzialności i codziennego hałasu, w którym nawet najtwardszy człowiek zaczyna słyszeć dzwonki we własnej głowie.
Bo rzeczywistość nauczyciela to nie biurowa sielanka z kawką przy laptopie. To życie w rytmie dzwonka, w nieustannym szumie, z trzydziestką młodych ludzi w jednej sali i z pytaniem „czy to na ocenę?” powtarzanym średnio co cztery minuty. W tym chaosie trzeba być uśmiechniętym, skupionym i czujnym – bo każde słowo, gest czy spojrzenie mogą być zinterpretowane, omówione, a czasem… zgłoszone.
Urlop? Oczywiście, że jest – tyle że nie wtedy, kiedy się chce. W szkole nie ma mowy o „biorę tydzień wolnego w maju, bo taniej nad morzem”. Tu kalendarz jest święty, a odpoczynek przypada dokładnie wtedy, kiedy szkoła ma przerwę. Niezależnie od tego, czy to pasuje, czy nie. Zachorować? Można, ale i tak człowiek ma w głowie te wszystkie sprawdziany, oceny i maila od rodzica z tytułem „Pilne”.
A odpowiedzialność? Ogromna. Bo w rękach nauczyciela nie są raporty ani produkty – tylko ludzie. Młodzi, emocjonalni, wrażliwi, często pogubieni. Każdy z nich to osobna historia, temperament i nastroje, które potrafią się zmieniać szybciej niż pogoda w kwietniu. A nauczyciel musi to wszystko ogarnąć. Zauważyć, zrozumieć, zareagować, nie urazić, nie przekroczyć granicy, a jednocześnie być konsekwentnym i „sprawiedliwym”.
I to wszystko – pod czujnym okiem rodziców, dyrekcji, kuratorium i opinii publicznej. W każdym innym zawodzie, gdy ktoś zachowuje się niegrzecznie, możesz po prostu powiedzieć: „Puknij się w łeb”. W szkole? Absolutnie nie. Bo ustawa, bo dobro dziecka, bo regulamin, bo empatia, bo trzeba zrozumieć. Więc zamiast wybuchnąć – uśmiechasz się i liczysz w myślach do dziesięciu. Czasem do stu.
Papierologia? Oczywiście. Dzienniki, plany, protokoły, arkusze, sprawozdania, ewaluacje, analizy i samooceny. Wszystko w kilku wersjach, podpisane, zeskanowane i odłożone do segregatora. I co chwilę nowy dokument, bo „zmieniły się przepisy”. A Ty się zastanawiasz, czy kiedykolwiek ktoś to wszystko naprawdę czyta.
A hałas? To temat, który rzadko się porusza, a powinien. Bo kilka godzin dziennie wśród rozmów, śmiechów, krzeseł, stukania i dzwonków potrafi wyssać energię skuteczniej niż nocna zmiana. Po takim dniu człowiek wraca do domu i marzy tylko o jednym – o ciszy. Takiej prawdziwej. Bez dzwonka, bez głosów, bez „proszę pani, bo on…”.
A te słynne wakacje? Tak, są. Ale po dziesięciu miesiącach w szkolnym zgiełku to bardziej rehabilitacja psychiczna niż błogie lenistwo. Czas na odzyskanie głosu, kręgosłupa, odporności i – przede wszystkim – wiary, że we wrześniu znowu się uda.
I tu właśnie tkwi największy paradoks: wszyscy patrzą na nauczyciela i mówią z lekką zazdrością – „A, to ma dobrze, luzik, krótkie dni, długie wakacje”. Tylko że chętnych do tego „luzu” jakoś brakuje. Bo kiedy ktoś zobaczy, że to nie tylko siedzenie w klasie, ale codzienny maraton stresu, odpowiedzialności i papierów – nagle okazuje się, że ten zawód to nie wakacje, a wyzwanie z misją w tle.
Tak, nauczyciel ma dobrze. Ma dobrze, jeśli po roku hałasu, setkach lekcji, tysiącach pytań i tonie formalności wciąż potrafi się uśmiechnąć, wejść do klasy i wierzyć, że to, co robi, naprawdę ma sens. Bo ma!