12/10/2025
Kasia była jedną z tych kobiet, które przez lata nauczyły się być silne, bo nie miały wyboru. Samotna matka dwójki dzieci codziennie wstawała przed piątą rano, żeby przygotować śniadanie, zaprowadzić dzieci do szkoły i zdążyć na zmianę w sklepie. Zawsze uśmiechnięta dla klientów, ale w środku zmęczona, wypalona, bez wiary, że kiedykolwiek coś się zmieni. Pamiętam ten moment, kiedy na jednej z naszych pierwszych rozmów powiedziała cicho: „Ja już nawet nie marzę. Bo marzenia bolą.”
Te słowa zostały ze mną na długo bo widziałam w nich coś więcej niż smutek. Widziałam wspaniałą kobietę, która całe życie dawała innym, zapominając o sobie. Która brała na siebie wszystko, odpowiedzialność, lęk, ciężar przetrwania, i wierzyła, że tak wygląda miłość. Że matka powinna się poświęcić…. że kobieta nie ma prawa chcieć za dużo.
Kasia odmawiała sobie wszystkiego. Nawet drobnych rzeczy, które dawałyby jej chwilę radości. Pamiętam, jak wspomniała o tym, że pewnego dnia w upalne lato stała z dziećmi pod budką z lodami. Dzieci wybrały swoje smaki, a ona, mimo że też miała ochotę, powiedziała: „Nie, dziękuję”.
Nie dlatego, że nie lubiła lodów, ale dlatego, że nie potrafiła wydać kilku złotych na siebie.
Bo w jej głowie działał program: „ty nie jesteś ważna” ”zrobię wszystko żeby dzieci miały ode mnie lepiej” itd.
Program, który przekazywały jej pokolenia kobiet, żyjących z lęku, z niedostatku, z poczuciem winy.
Kiedy zaczęłyśmy pracować razem, nie mówiłyśmy od razu o pieniądzach.
Zaczęłyśmy od wnętrza, od tych cichych głosów w jej głowie, które szeptały: „nie zasługujesz”, „nie dasz rady”, „pieniądze to nie dla takich jak ty przecież nie masz wykształcenia”” co będzie jak zabraknie na rachunki”
Po ustawieniach Kasia uczyła się je rozpoznawać i uczyła się zatrzymywać w momencie, kiedy chciała znowu zrezygnować z siebie.
I krok po kroku, sesja po sesji, zaczęła tworzyć nową ścieżkę w swoim umyśle.
To, co kiedyś było automatycznym odruchem, poczucie winy, strach, wstyd, zaczęło się rozpuszczać.
Zamiast „nie mogę”, pojawiło się „a może spróbuję”.
Zamiast „nie stać mnie”, zaczęło brzmieć „jestem warta więcej”.
I wtedy wszystko zaczęło się układać.
Nie z dnia na dzień...ale stopniowo, realnie, trwale.
Kasia zaczęła słyszeć w pracy, że jest wyjątkowa, że ma w sobie coś więcej.
Zaczęła wierzyć, że może zrobić coś swojego.
Najpierw dorabiała po godzinach, pomagając znajomym w organizacji zakupów i planowaniu domowego budżetu. Potem pojawił się pomysł na mały sklep.
Nie znała się na biznesie, ale znała siebie coraz lepiej.
I to wystarczyło, by ruszyć.
Dziś, pięć lat później, Kasia zarabia miliony, nie dlatego, że miała szczęście.
Dlatego, że zmieniła siebie.
Z kobiety, która nie kupowała sobie lodów, bo „nie może”, stała się kobietą, która z wdzięcznością przyjmuje obfitość, inwestuje,
Kiedy już wyszła z mentalnej biedy i rozmawiałyśmy, powiedziała mi:
„Nie wiesz, jak to jest, kiedy pierwszy raz kupujesz sobie coś tylko dlatego, że chcesz. Bez wyrzutów i kalkulowania. To nie chodzi o pieniądze. To chodzi o wolność.”
I dokładnie o to chodzi w mojej pracy.
Nie uczę ludzi, jak zarabiać więcej…. uczę ich, jak przestać wierzyć w to, że muszą cierpieć, że nie mają talentów, że zła karma, zły układ palnet….więc oni nie mogą mieć
Pomagam im zmienić wewnętrzne ustawienia, żeby pieniądze, miłość i sukces przestały być nagrodą, a stały się naturalnym stanem.
Czasem wystarczy jedno zdanie, jedna historia, żeby coś w środku zaczęło się budzić.
Nie jako emocja, ale jako ciche „już dość” życia w trybie przetrwania i udawania, że nie potrzebujesz więcej.
Bo prawdziwa zmiana nie przychodzi z głowy, ona rodzi się w sercu.
Nie musisz wiedzieć, jak zacząć, wystarczy, że powiesz sobie: „teraz moja kolej”.
Resztą zajmiemy się razem.
Kasiu, dzięki za "koszyk trunków"💕💕💕
MariOla Bołtryk 🌱