02/12/2025
Dla tych, którzy byli ale i dla tych, którzy nie byli- załączamy tekst Macieja Musiała, który odczytał w piątek, po projekcji filmu Outsider.Freud
Dziękuję wszystkim, którzy byli.
Kamienica przy Bergasse 19 w Wiedniu przez ponad 40 lat była domem i miejscem pracy Freuda. Wchodząc po schodach, na 1 piętrze, po lewej stronie znajdowało się mieszkanie Freuda i jego rodziny. Po prawej, wejście do gabinetu i towarzyszących pomieszczeń. Dwie strony, blisko siebie, choć wydaje się, że życie Freuda było podporządkowane psychoanalizie. Zarówno po lewej, jak i prawej stronie biegło życie unormowane, we względnie trwałym rytmie, stałym settingu. Nie było ono jednak wolne od dramatów; osobistych, rodzinnych, związanych z wrogim otoczeniem.
Twórca filmu Yair Quedar z głębokim wyczuciem oddał splot życia Freuda „w cieniu utraconych obiektów” wraz z jego miłością, pasją i ambicją. Obraz filmowy przenika oniryczno-fantazyjna tonacja, która nadaje trójwymiarową głębię sylwetce Freuda oraz rozważaniom o jego życiu i twórczości. Postrzeżenie Freuda jako Outsidera jest niezwykle inspirujące.
W mojej krótkiej wypowiedzi chciałbym wskazać na dwie kwestie, które uznaję za wyraz „outsiderskości”. Zanim je rozwinę dodam od razu, że generalnie uważam, że po to, aby psychoanaliza była psychoanalizą musi być outsiderska. Z istoty jest niewygodna, bo zagraża trwaniu w strefie komfortu: pozbawia iluzji racjonalności i panowania nad sobą – uświadamiając, że podlegamy nieświadomym motywom.
Po pierwsze, kilka uwag na temat „autoanalizy”. Tym określeniem Freud nazywał swoją pracę wewnętrzną, która jednocześnie rozwijała się jako rodzaj pracy naukowej. Była to aktywność absolutnie outsiderska, nie mająca precedensu. Iście faustowski akt. Autoanaliza stała się z czasem ważnym motywem psychoanalitycznej mitologii.
W korespondencji z Flissem Freud zdawał relacje z pracy „w głąb siebie”; o pochłonięciu światem wewnętrznym i pułapkach tej pracy. Jak wiele dla niego znaczyła, wyraził w słowach; „Żyję tylko dla pracy wewnętrznej, podczas gdy praktyka lekarska idzie beznadziejnie nędznie” (Gay, 1998/2003). Owa autoanaliza była jak praca snu – ruchem regresywnym / outsiderskim, w którym podmiot zanurza się w sferze halucynacji, fantazji, życzeń, wspomnień. Następnie wyłania się w ruchu progresywnym, dzięki któremu poszczególne jakości psychiczne uzyskują kształt myśli (Freud, 1900/2007).
Proces tej wewnętrznej pracy przybierał różne oblicza. Freud pisał do Flissa: „Nastroje zmieniają się jak krajobrazy za oknem pociągu”. Raz Freud doświadczał silnego pobudzenia. Notował wtedy: „To fermentuje we mnie i wrze”, by następnie pogrążyć się w zastoju i zniechęceniu. W końcu, pełen niepokoju i poruszenia, miał wrażenie, że tkwi w jakimś „kokonie, z którego może wyłonić się nie wiadomo jaka bestia”. Długimi okresami pogrążał się stanie zagubienia, by nagły błysk zrozumienia oświetlał związki między rzeczami i wydobywał z bezznaczeniowej otchłani. (Gay, 1998/2003).
Jednak podkreślał: „Prawdziwa autoanaliza jest niemożliwa. Gdyby tak było, nie byłoby choroby.” Z czasem tę formę pracy wewnętrznej określał skromniej jako „samoobserwacja”. Zaznaczał, że „poddanie się analizie u innej osoby to znacznie lepsza droga do samopoznania”. Ta ścieżka potrzebuje drugiej osoby, spojrzenia z trzeciej pozycji, z innej perspektywy. Potrzebuje drugiej osoby wraz z jej nieświadomością, która będzie rezonować na nieświadomość podmiotu.
Kilka lat po okresie „autoanalizy”, Freud opracuje niezwykle nośną koncepcję nieświadomości jako instrumentu / organu receptywnego (Freud, 1912). Analityk nastawia ów instrument, jak nieświadome ucho, w stronę nieświadomości pacjenta, nastraja się na niego oraz przekształca to, co odbiera w postaci pochodnych; snów, fantazji, pomyłek słownych, nietypowych reakcji. Tylko pochodne nieświadomości są dostępne poznawaniu. Innymi słowy, analityk nieświadomie rozumie znaczenie materiału klinicznego, ale to, czy pozwoli sobie być ich świadomym, zależy od tego, na ile wykonał swoją pracę osobistą, nie w autoanalizie, lecz odbywając własną psychoanalizę. Oczywiście pacjent również posiada taki instrument, który pozwala mu rozpoznawać wyrazy nieświadomości drugiej osoby.
Jeśli „autoanaliza” Freuda była outsiderską, niekonwencjonalną aktywnością naukową, to rdzeń postawy analitycznej musi posiadać taki charakter.
Historia terapii Anny O. prowadzonej przez Josefa Breuera, starszego kolegę Freuda, której przebieg został przerwany w wyjątkowych okolicznościach, odegrała istotną rolę w kształtowaniu poglądów Freuda na temat postawy analitycznej i wyzwaniach stojących przed psychoanalitykiem.
Anna O. miała liczne objawy histeryczne; cierpiała na bezsenność, paraliże kończyn, czasowo halucynowała. Pacjentka była bardzo związana z ojcem, którym opiekowała się w chorobie. Breuer był zafascynowany terapią Anny O. Był pod wrażeniem jej osobowości i wdzięku. Stan pacjentki poprawiał się w obecności lekarza. Pod jego nieobecność chorowała.
Istniały dwie wersje zakończenia/przerwania terapii. Oficjalna wersja mówiła o psychicznej stabilizacji pacjentki i ustąpieniu niektórych objawów. Jednak rok później Breuer wyjawił Freudowi to, co rzeczywiście wydarzyło się wtedy między pacjentką i lekarzem. Breuer przerwał terapię nagle, gdy zastał pacjentkę w trakcie histerycznego porodu urojonej ciąży. Anna O. rozkojarzona, trzymająca się za brzuch, miała mówić: „Właśnie rodzi się dziecko doktora B”. Breuer przerażony salwował się ucieczką. Niektóre źródła wskazują również, że Breuer był pod presją zazdrosnej żony, wobec której nie krył swojej fascynacji pacjentką.
Znamienny był komentarz Freuda. W liście do Stefana Zweiga w 1932 roku napisał: „Przy wszystkich swoich wielkich zdolnościach intelektualnych Breuer nie miał w swojej naturze nic faustowskiego. Ogarnęła go konwencjonalna trwoga, uciekł i przekazał pacjentkę koledze.” Tak więc według Freuda, Breuer nie miał w sobie nic z ducha Fausta; gotowości do przekraczania granic poznania, konfrontacji z tym, co niepokojące, odwadze do mierzenia się z moralnym i społecznym potępieniem. Psychoanalityk bowiem musi dać się zawładnąć psychicznemu funkcjonowaniu pacjenta, następnie przepracować swój stan wewnętrzny i wraz z pacjentem opracować to, co dzieje się między nimi. Innymi słowy, ważne, aby analityk był dostępny przeniesieniowej miłości i nienawiści, lękowi i erotyzacji, zawiści, bezsilności, rozpaczy czy innym stanom psychicznym. Wymaga to odwagi, tolerancji i wytrzymałości, pomieszczania siebie, własnych reakcji na pacjenta i rozumienia.
Terapia Anny O. uznawana jest za początek psychoanalizy i przeszła do historii jako „leczenie rozmową”, jak trafnie nazwała ją sama pacjentka. Freud twierdził, że Breuer „miał klucz w ręku”, ale nie potrafił / nie chciał z niego skorzystać. Był to czas, w którym konceptualizacja kluczowego dla przebiegu analizy zjawiska przeniesienia (1905-1912) i przeciwprzeniesienia, jako wrażliwego organu receptywnego (1909-1914) kiełkowała w umyśle Freuda. Ta kształtująca się idea potrzebowała jeszcze przeżycia na własnej skórze przerwania terapii przez pacjentkę Dorę oraz namysłu nad miłosnym/erotycznym rozegraniem między Carlem Gustawem Jungiem a Sabiną Spilrein.
Suplement.
Anna O. nazywała się Berta Pappenheim, Berta tak jak matka Breuera, która zmarła gdy miał 3 latka. Można przypuszczać, że kontakt z pacjentką nieświadomie pobudzał edypalne tęsknoty Breuera za matką.
Freud opowiedział historię o Breuerze swojej żonie, Marcie, która zidentyfikowała się z żoną Breuera i „wyraziła nadzieję, że nigdy jej coś takiego nie spotka. Freud zganił żonę za przypuszczenie, że inna kobieta miałaby zakochać się w jej mężu”. Sarkastycznie dodał: „Aby do tego doszło, trzeba być Breuerem” (Jones, 1953, Bergstein, 2021).