01/11/2024
Kilka słów dla sportowców którzy odeszli, ale zwłaszcza dla tych którzy pozostali.
Podczas odbywającego się w sierpniu biegu św Dominika zmarł biegacz. Komentarze pod opisującym to artykułem na portalu trojmiasto pl pokazały nie tylko, że jako społeczeństwo nie mamy w sobie empatii, ale również wiele mitów na temat zdrowia sportowca.
Dlatego też poniżej rozprawimy się z kilkoma mitami i półprawdami.
1) Na tych biegach ulicznych ciągle ktoś umiera.
Ile jest zgonów związanych ze sportem? Tak naprawdę nikt nie wie dokładnie. Nie ma w Polsce(ani w większości krajów) rejestru takich zdarzeń. Co więcej, zgony związane ze sportem nie muszą mieć miejsca na wydarzeniu sportowym. Mogą zdarzyć się na treningu, lub do kilkunastu godzin po zawodach. Jeżeli dodamy do tego epizody, kiedy zawodnika udało się uratować, sprawa komplikuje się jeszcze bardziej.
Nie oznacza to jednak, że nie podejmowano próby „policzenia” takich zdarzeń. Analizowano doniesienia medialne, dane ubezpieczeniowe. Zależnie od źródła częstotliwość występowania nagłej śmierci sercowej wśród sportowców wyczynowych waha się między 1/1milion do 1/500 tyś rocznie. Dane te dotyczą jednak jedynie sportowców wyczynowych i szacuje się że pomijają nawet do 80% zdarzeń.
Tak więc możemy jedynie powiedzieć że nagłe zgony sercowe związane że sportem się zdarzają.
2) Tych zgonów na biegach ulicznych jest coraz więcej
I znowu. Nie mamy jednoznacznych liczb do porównania. Trzeba jednak pamiętać o 2 faktach. Po pierwsze różnych imprez sportowych jest teraz znacznie więcej niż 30 lat temu. Po drugie przez to że każdy ma teraz w kieszeni aparat i kamerę, rozpowszechnienie informacji o takim zdarzeniu jest znacznie większe i szybsze niż kiedyś. Może to dawać złudne wrażenie osaczenia negatywnymi wiadomościami.
3) Trzeba wprowadzić obowiązkowe badania zawodników. Wtedy nie będzie tragedii.
Twierdzenie takie bierze się ze złudnego przeświadczenia, że jesteśmy w stanie wszystko kontrolować. W rzeczywistości tak nie jest. Dzięki badaniom sportowców możemy znacznie zmniejszyć ryzyko powikłań sercowych. Nie możemy jednak zapobiec wszystkim. Nawet najbardziej zaawansowane badania nie wykluczą wszystkich zgonów sercowych.
Dość dobrze opisane są przypadki tzw. commotio cordis, czyli wstrząśnienia serca. To sytuacja, kiedy banalny uraz klatki piersiowej (np. uderzenie piłką, kierownicą roweru lub krążkiem hokejowym) powoduje zatrzymanie krążenia. Nie jest to wynik żadnej choroby czy patologii, ale zbieg nieszczęśliwych wypadków.
Odpowiednio duża siła musi zadziałać na klatkę piersiową zawodnika dokładnie w ułamku sekundy kiedy następuje repolaryzacja mięśnia serca pomiędzy jego skurczami(to tak w dużym uproszczeniu żeby nie zanudzać szczegółami fizjologii), co prowadzi do zatrzymania akcji serca.
4) Nie ma sensu się badać, każdy biegnie na własną odpowiedzialność.
To właściwie aż 3 stwierdzenia w jednym zdaniu. Po pierwsze zgon na trasie biegu nie jest sprawą tylko zawodnika. To też tragedia dla jego bliskich i (o czym się zapomina) innych uczestników. Ale to rozważania z zakresu etyki lub filozofii, więc odłóżmy je na bok.
Drugie i trzecie twierdzenie są bliskie sobie. Żeby podjąć decyzję o ponoszeniu za coś odpowiedzialności trzeba znać ryzyko. Bez badań nie znamy tego ryzyka. Każdy zakłada że jest zdrowy i niezniszczalny. I tu przechodzimy do kolejnego mitu.
5) Czuję się dobrze, nic mi nie dolega, więc nie musze się badać.
Nie jest to niestety prawda. Większość nagłych zatrzymań krążenia u osób < 35 roku życia wynika ze schorzeń, które mogą nie dawać objawów, takich jak kardiomiopatie, kanałopatie czy inne choroby elektryczne serca. Pierwszym objawem może być zgon. U zawodników po 35 roku życia większość przypadków wynika z choroby niedokrwiennej serca. Jej objawy mogą być dyskretne lub nieswoiste. Nie raz spotykałem się z pacjentami, którzy byli przekonani że mają zwykłą zgagę lub bóle kostne a ostatecznie był to zespół wieńcowy.
6) Jestem wysportowany, odżywiam się zdrowo więc choroby serca mnie nie dotyczą.
I znowu ulegamy złudnemu przeświadczeniu że kontrolujemy w pełni nasze zdrowie i życie. Po pierwsze nie wszystkie choroby układu krążenia wynikają z niezdrowego trybu życia. Wiele z nich to kwestia genów. Z kolei przy chorobach takich jak choroba wieńcowa, możemy minimalizować ryzyko ale nie możemy zmniejszyć go do zera. Np. dla zdrowego mężczyzny w wieku 40 lat z prawidłowym cholesterolem i ciśnieniem tętniczym ryzyko epizodu naczyniowego(zawału lub udaru) w najbliższych 10 latach wyliczone wg skali SCORE2 to 1%, ale dla tego samego człowieka w wieku 60 lat już 5 % 70lat- 8% a 85 lat- 25%. Jeżeli weźmiemy natomiast pod uwagę jeszcze kraj zamieszkania, to niestety dla Polski ryzyko rośnie do następujących wartości: 40lat-1%, 60 lat-6%, 70 lat-12%, 85 lat- 36%. Istnieją po prostu tzw. niemodyfikowalne czynniki ryzyka jak płeć wiek, obciążenia rodzinne, przynależność etniczna. Ale nadal mówimy o szacowaniu ryzyka nie o pewności.
Dodatkowo, jak pisałem w poprzednim punkcie, nie zawsze będziemy czuli że coś jest nie tak. Czasami zbyt intensywny trening, ćwiczenie w trakcie infekcji, zła/nieodpowiednia suplementacja mogą spowodować odległe powikłania. Czasami nieprawidłowości z którymi osoba nieaktywna może bezobjawowo przeżyć 80 lat, u zawodnika poddającego swój organizm maksymalnym wysiłkom mogą doprowadzić do progresji choroby lub nawet zabić. Tak jest np. z wadami zastawkowymi czy anomaliami aorty.
7) Starzy ludzie nie powinni uczestniczyć w takich zawodach.
Co prawda pisałem właśnie o tym że ryzyko rośnie z wiekiem, ale pamiętajmy że mówimy o specyficznej populacji. Linia podziału nie w przypadku zawodników nie może biec tylko wg wieku. Ważne jest to jaki jest ogólny stan zdrowia i przygotowania fizycznego. Znam co najmniej kilku jeżeli nie kilkunastu zawodników po 60 roku życia, którzy mogli by zawstydzić 30-latków. Oczywiście w tej grupie regularne badania maja jeszcze większe znaczenie a ryzyko rośnie, ale nie oznacza to ze powinno się unikać aktywności. Ważny jest umiar i rozsądek.
8) Pogoda była nieodpowiednia do zawodów
Czytając komentarze można było się zastanawiać czy wszyscy je piszący byli w tej samej miejscowości a nawet na tym samym kontynencie czy czasoprzestrzeni. Dla jednych były straszne upały 40 st. C, dla innych miłe 25 st. C, a dla jeszcze innych nawet panował nieprzyjemny chłód. Cóż gdzie 2 Polaków tam 3 opinie. Nie będę więc wchodził w polemikę z pogodą. Pytanie jest inne. Czy w ciepłe dni można uczestniczyć w zawodach. Można, należy tylko się odpowiednio przygotować i znać swoje możliwości oraz zdrowie. Trzeba dbać o odpowiednie nawodnienie i uzupełnianie elektrolitów, właściwie dobrać strój. A czasami po prostu… odpuścić. To co dla jednego(i dla jego czy jej zdrowia/organizmu) jest miłą pogoda dla innych jest saharyjskim skwarem.
9) Wszystkich zawodników powinno poddawać się testom antydopingowym.
Na pierwszy rzut oka wydaje się to świetny pomysł. Taki nieuczciwy zawodnik nie tylko ryzykuje zdrowiem (o działaniu na własne ryzyko było przed chwilą) ale tez oszukuje.
Niestety przechodzimy tu do wdrożenia pomysłu w życia.
Problem pierwszy- koszty. Koszty badań antydopingowych są na tyle wysokie, że zabiły by finansowo większość imprez amatorskich. A na pewno ograniczyły by dostęp do nich dla mniej zamożnych.
Problem drugi- organizacja. Współczesna kontrola antydopingowa nie polega tylko na zbadaniu jednorazowym próbki krwi i moczu. To cały system, gdzie prowadzi się konsekwentne kontrole na przebiegu miesięcy i lat, żeby wyłapać nienaturalne zachowane profilu sterydowego czy stężeń hemoglobiny we krwi. Oznacza to że każdy uczestnik takiego biegu musiał by poddawać się badaniom na długo przed zawodami. Kolejny problem, to przyjmowane leki. Większość zawodowców to młodzi ludzie nie przyjmujący lekarstw. Natomiast amatorzy często są w wieku 30+ kiedy zaczyna się już łykać różne tabletki. Czasami zwykłe leki na nadciśnienie czy astmę znajdują się na liście środków dopingujących. Zaznaczę tu ze ani dobrze kontrolowane nadciśnienie ani astma nie są przeciwwskazaniem do sportu. Żeby takiego zawodnika przeprowadzić przez kontrolę antydopingową trzeba by zmieniać leczenie lub występować do komisji antydopingowej o wykluczenie do celów terapeutycznych(TUE). Taki dokument trzeba wygenerować na wiele miesięcy przed startem. Dalej, każdy zawodnik, który miał np. wypadek samochodowy i dostał na SOR leki moczopędne(stosuje się je np. po urazach głowy) musiał by taki fakt niezwłocznie zgłaszać do komisji antydopingowej i występować o wsteczne TUE. Inaczej nawet wiele miesięcy po pobycie na SOR testy antydopingowe mogą wyjść dodatnie. Jest jeszcze wiele innych problemów organizacyjnych i opisywanie ich to temat na innego posta.
Podsumowując. Kontrole antydopingowe podczas masowych amatorskich wydarzeń sportowych są nierealne ze względu na koszty i komplikacje organizacyjne.
10) Chcę schudnąć - za 6 miesięcy zrobię maraton.
Plan ambitny. Jeżeli skończy się na planowaniu i zakupie kilku gadżetów, to jeszcze pół biedy. Jeżeli ktoś przez ostatnie 5 lat siedział po 12 godzin dziennie i robił po 2000 kroków, to niestety zbyt ambitny plan może skończyć się tragicznie. Jeżeli planujesz zerwać z siedzącym trybem życia zrób to mądrze. Nie koniecznie musisz od razu biec maraton. Sprawdź na początek swoje zdrowie, zobacz czy lata za biurkiem nie doprowadził do powikłań zdrowotnych. Może masz już nadciśnienie, dyslipidemię, zespół metaboliczny. Ogarnij te zagrożenia i wtedy myśl o ambitnych planach. Na początek zacznij od spacerów, spokojnych wycieczek rowerowych. Lepiej przebiec maraton rok później niż wylądować na cmentarzu 20 lat za wcześnie.
Kiedy zaczynałem pracę 18 lat temu, widok czterdziestolatka z zawałem był czymś niezwykłym. Zawsze zbiegało się pół kliniki i było wiadomo, że w grę wchodzą jakieś obciążenia genetyczne. Teraz pojawiają się już zawałowcy przed 35 rokiem życia i niestety nie są to tylko osoby obciążone rodzinnie. Zbyt kaloryczne jedzenie, nadmiar stresu, niedobór snu, tytoń energetyki i inne używki robią swoje.