05/12/2025
Lektura na piątek o pseudonauce
Złudny powrót do natury, czyli dramatyczna historia ruchu "wolnych porodów" organizowanych bez asysty medycznej.
🤰☝️
Natura to nie tylko ćwierkające ptaszki, hasające sarny i przytulanie się do drzew. Owszem, potrafi być piękna i łagodna. To jednak tylko jedna jej strona. Dzisiaj, w czasach tak dużego postępu, często zapominamy już o tym, że ma też i drugą. Dużo bardziej bezlitosną. Zapomnieliśmy, bo mamy medycynę, środki przeciwbólowe, antybiotyki i, no właśnie, położnictwo.
👩🔬💊
To zawsze zaczyna się od emocji. Gdzieś tam pojawia się lęk przed systemem, który na jakimś etapie zawiódł. Potem dochodzi jeszcze poczucie utraty kontroli. Złe doświadczenia innych, które tak mocne piętno w nas odciskają. Pośpiech, taśmowe traktowanie, algorytmy, które wciąż podsuwają toksyczne treści... Nic dziwnego, że potem, gdy przychodzi obietnica "naturalności", działania w zgodzie z "intuicją" i "zaciszem domowego ogniska" wszystko to brzmi jak ratunek, jak plaster, który ma uleczyć wszelkie hipotetyczne traumy z przyszłości.
🩹⏳
Tak właśnie działał ruch Free Birth Society. Organizacja, która promowała porody bez asysty medycznej, tzw. "samoporody", opierała się na radykalnej idei naturalnego porodu w warunkach pozaszpitalnych bez udziału lekarza i położnej, najczęściej także bez żadnych badań prenatalnych. Kierowana była ona przez dwie influencerki, które zarabiały na sprzedawaniu swoich kursów wideo, podcastów i na kierowaniu zamkniętych grup wsparcia. Wszystko to miało kreować obraz porodu jako aktu duchowej mocy i wyzwolenia, odebranie kontroli medycynie, odzyskaniu autonomii nad własnym ciałem i powrotu do natury właśnie.
🌿🌸
O czym zapomniały influencerki? Jakich informacji nie przekazywały swoim kursantkom? Na przykład tego, że jeszcze dwa pokolenia wstecz (za czasów naszych babć) współczynnik umieralności matek (na 100 tysięcy urodzeń) wynosił 27, za czasów naszych prababek - 300, a praprababek - 450. Kiedy przeanalizowano materiały udostępnione przez organizację, wszystkie te setki kursów, wpisów, "dokumentów", itp., a następnie porównano je z wiedzą medyczną, wówczas specjaliści złapali się za głowę. Treści oraz rady przekazywane przez twórczynie ruchu były śmiertelnie niebezpieczne. Maluchy, które utkwiły w kanale rodnym, zamiast interwencji medycznej, otrzymywały "intuicyjny poród" graniczący z cudem, silne niedotlenienie mózgu i trwały uszczerbek na zdrowiu. Kobiety z ogromny krwotokiem musiały sięgać po "naturalne metody", bez pomocy zespołu ratunkowego, ledwie uchodząc z życiem. Zabarwione wody płodowe miały być sygnałem, że wszystko idzie zgodnie z planem, co w efekcie kończyło się to śmiercią noworodka. Właśnie tak ignorancja i pseudonauka prowadziły do tragicznych konsekwencji.
⚠️🆘
"Wolny poród" to nie jakieś tam dietetyczne wyzwanie w wirtualnym świecie. To ściśle zorganizowana struktura biznesowa, która w ciągu kilku lat działalności osiągnęła milionowe przychody. Dla wielu kobiet, które trafiały tam przez media społecznościowe, była to swego rodzaju mentalna pułapka zapewniająca zaufanie i przekonanie o słuszności. Opowieści o wolnych porodach często bazują na traumie, emocjach i pragnieniu poczucia kontroli nad własnym ciałem. Ściśle i precyzyjnie wycyzelowane treści, które mają uderzać w najwrażliwsze struny. Ten sam mechanizm, na jakim opierają się wszelkiej maści antynaukowe dezinformacje. Kiedy kontrowersje wyszły na jaw, influencerki, w obawie przed konsekwencjami prawnymi, wydały oświadczenie, w którym poinformowały, że ich działalność ma wyłącznie "edukacyjny" charakter, zaś w celu uzyskania porady lekarskiej należy skonsultować się z lekarzem. W zamkniętej rozmowie ze swoimi kursantkami przyznały, że "przesadziły, nazywając swoją organizację szkołą położnictwa".
📄🤷♀️
Warto pamiętać o tym, że wszelkiej maści ruchy pseudonaukowe działają według bardzo podobnego schematu. Najpierw budują zaufanie poprzez emocje, wspólnotowość i poczucie wtajemniczenia, a następnie podsuwają wyjaśnienia, które brzmią intuicyjnie, ale są całkowicie oderwane od wiedzy naukowej. Wreszcie, tworzą narrację o "spisku systemu", co skutecznie blokuje wszelkie próby krytycznego myślenia. To klasyczna technika manipulacji: najpierw podważyć zaufanie do ekspertów, a potem zaproponować proste odpowiedzi na skomplikowane problemy. W świecie, w którym algorytmy promują to, co emocjonalne, a nie to, co rzetelne, łatwo wpaść w taką pułapkę. Zwłaszcza gdy dotyczy to tak intymnej sfery jaką są narodziny dziecka. To dlatego właśnie edukacja i czujność wobec pseudonaukowych treści są dziś równie ważne, jak dostęp do medycyny.
📈🚫
Oczywiście - autonomia, empatia i szacunek przy porodzie to w dzisiejszych czasach powinna być konieczność, a nie przywilej. To wszystko nie powinno jednak oznaczać rezygnacji z opieki medycznej, z obecności wykwalifikowanej położnej oraz szybkiego dostępu do zaplecza lekarskiego, nawet w warunkach domowych. Poród z godnością nie może być grą w ruletkę z życiem, lecz maksymalną szansą na bezpieczne i świadome narodziny. Nie ma wszak nic bardziej naturalnego niż chęć urodzenia zdrowego dziecka i przeżycia porodu. Cała reszta to tylko narracja. Pamiętajmy o tym, że nauka tak naprawdę nie stoi wyłącznie po stronie "bezdusznej medykalizacji". Nauka stoi po stronie statystyk, często bardzo osobistych dla położnej i neonatologów. Stoi po stronie tysięcy kobiet, które przeżyły dzięki transfuzjom, antybiotykom, monitorowaniu i cesarskim cięciom. Stoi po stronie dzieci, które żyją, bo ktoś w porę rozpoznał spadające tętno na kardiotokografii. Prawdziwa kontrola to nie odrzucanie wiedzy, lecz podejmowanie decyzji w świetle faktów.
/Kale, Sirin, Lucy Osborne. “Influencers Made Millions Pushing ‘Wild’ Births – Now the Free Birth Society Is Linked to Baby Deaths Around the World.” The Guardian, November 22, 2025/ Na grafice: fantom stworzony w XVIII wieku do celów edukacyjnych, tzw. "Anatomiczna Wenus", via Lindsey Fitzharris/