02/05/2024
MARYSIA NOŁ NEJM
Gdy byłam bardzo młoda, chciałam robić karierę, być na topie. Bardzo dużo się uczyłam, jeszcze więcej pracowałam. Czas był z gumy i życie towarzyskie też było bujne. Byłam głośna, byłam wszędzie, gadałam o wszystkim i wszystko wiedziałam. Drzwi mojego domu nigdy się nie zamykały, bo tłumy znajomych wchodziły i wychodziły. Zawsze otaczał mnie wianuszek adoratorów i była akcja.
A potem zadałam sobie kilka pytań o sens życia i dojrzałam. Nie mam już w sobie tej gorączki. Nie potrzebuję adoratorów, pustych słów i biegu na oślep nie wiadomo za czym. Choć mam swoje plany, które konsekwentnie realizuję, to płynę z nurtem. Obserwuję przestrzeń i biorę co się pojawia, a puszczam co się zużyło. Jestem nadzwyczaj pracowita, ale nie lubię być zajęta. Nie lubię pędzić. Choć na ogół jestem pochłonięta pracą, to spalam się jeśli nie odpocznę w samotności po tym. Lubię siedzieć w domu i robić moje NIC, czyli rozkoszować się sobą w ciszy.
Miałam wyobrażenie, że ludzie potrzebują lidera. Kogoś, kto powie im jak żyć, dostarczy emocji, zagospodaruje dzień, będzie mówić mądre rzeczy niczym jakiś guru od jogi z Indii i ich uzdrowi, naprawi, rozerwie.
Martwiłam się, że nie dam im tego, bo tego po prostu nie mam i będą się nudzić i odniosą wrażenie zmarnowanego czasu. Zastanawiałam się: co ja im do cholery mam dać?
A tu się okazuje, że zwykła Marysia Noł Nejm bez żadnego (jeszcze albo nigdy) fejmu ani popularności, siada na środku i nie daje rad, nikogo nie uzdrawia, nie robi szoł, nie próbuje przerwać ciszy, nie pajacuje, nie ciśnie że koniec przerwy i czas wracać na salę, bo mądry warsztat będzie, nie opowiada pseudopsychologicznych pierdół, że to pewnie po matce masz do uzdrowienia, a to pewnie po linii dziadka od strony matki, a to z poprzedniego wcielenia i najbardziej by ci pomogła terapia EMDR albo regressing.
Jest wieś, las, cisza i nuda jak flaki z olejem, jakieś ćwiczonka, jakieś rozmowy. Nie ma szoł, nie ma imprezy.
I okazuje się, że tego właśnie potrzebują ludzie. Ludzie nie potrzebują mnie. Mają gdzieś czy nazywam się Marysia, Gabrysia czy Wiesia. Jestem dla nich noł nejm. Ale ludzie potrzebują przestrzeni, którą potrafię stworzyć. Potrzebują się zatrzymać, posłuchać siebie. W każdym z nas jest mądrość. Każdy wie jak ma żyć, a jak chwilowo nie wie, to nie potrzebuje żadnej mądrej joginki, która mu to powie. Potrzebuje sprzyjających warunków, aby dojść do siebie i wtedy będzie wiedzieć co ma robić i jak żyć.
Po tym warsztacie zyskałam pewność, że moje głupoty i nuda, którą serwuję są karmiące i znajdą się ludzie, którym to właśnie jest potrzebne. Więc siadam i układam plan kolejnego warsztatu. I zrobię dokładnie tak jak mi przyjdzie z pola do głowy, choćby to mądre nie było, nudne i zwyczajne bardzo. I słucham intuicji. Zrobię tak, jak mi przyjdzie.
Chciałam zaprosić specjalistę/tkę od masażu. I przyszła fajna kobietka do wspólpracy, ale coś mi powiedziało od razu: "ona nie będzie chciała", "do współpracy przyjdzie jakiś facet", no ale się zgodziła i miała być współpraca. Kilka dni nie minęło i gadamy i jednak nie będzie tej współpracy. Więc teraz już nie zamierzam nie słuchać tego głosu, który mówi, że będzie facet. Zapraszam faceta od masażów, niech się wieść niesie 🙂 Jak ma na imię jeszcze nie wiem, więc nie mogę go przedstawić, ale on się w pewnym momencie pojawi skoro mi tak przyszło 🙂
I mam wizję taką, że to będzie warsztat tylko dla kobiet, choć ze łba coś mi mówi, że skąd ja wytrzasnę tyle kobiet i co mam zrobić z facetami, którzy się zgłoszą, bo wiem, że zawsze jacyś faceci ze mną będą chcieli pojechać, ale to ze łba, z rozumu właśnie. A z serca serio mam pomysł na babski weekend z jogą, masażem, makijażem i tym jedynym nieobjawionym jeszcze masażystą jako dodatkową atrakcję oprócz mojej nudy 😃 a jeśli jacyś faceci się w tym też odnajdą, to niech wpadają, drzwi nie zamykam ;)
Zobaczymy.
Zapraszam w czerwcu do Żurawiego Młyna 🙂