01/12/2025
Kolizja- konflikt iluzji 🫂👥
K O L U Z J A
ZRANIENI W DZIECIŃSTWIE SIĘ PRZYCIĄGAJĄ.
I utykają w związkach koluzyjnych
• Agnieszka Wrzesień: „Mój partner wreszcie da mi to, czego całe życie szukałam, sprawi, że moje życie będzie pełniejsze. Przecież jesteśmy jak dwie połówki jabłka" – często myślimy tak, wchodząc w nowy związek. Skąd w nas oczekiwania, że druga osoba uleczy nasze życie?
• Justyna Dworczyk: Połówki… Nie jestem entuzjastką tego porównania, ale zostawmy jabłka. Początkiem takiego wyobrażenia jest intensywne poczucie braku i nieustępliwa nadzieja, że można go zniwelować przez odpowiedni dobór partnera. Jednak trzeba wyraźnie zaznaczyć, że nie każda osoba może zostać obsadzona w takiej roli. Musi spełniać odpowiednie warunki. I nie zawsze musi to być partner, tak sformułowane oczekiwanie można kierować także w stronę potencjalnej partnerki. Żeby jednak znaleźć odpowiedź na twoje pytanie, należy się starannie skonfrontować z tym, czego deficyt mamy, skoro poszukujemy dopełnienia, i na co jesteśmy chorzy, skoro poszukujemy kogoś, kto ma nas uleczyć.
• Jakie to mogą być deficyty?
• Do najczęstszych potrzeb niezaspokojonych w dzieciństwie mogą należeć: czuła, troskliwa opieka, poczucie bycia utulonym, zachwyt i podziw w nieograniczonych ilościach. Jako dzieci uwielbialiśmy widzieć „błysk zachwytu w oczach matki" (autorem określenia jest znakomity psychoanalityk Heinz Kohut), i to niezależnie od tego, czy pokazywaliśmy jej jakieś wybitne osiągnięcie, czy niezgrabnego fikołka. To jest to ciągłe: „Mama! Mama! Patrz! Patrzysz?". Do tego dodałabym poczucie bezpieczeństwa, oczekiwanie, że ktoś nie tyle się mną zaopiekuje, ile uchroni mnie przed wszelkimi zagrożeniami. I na koniec – dość nieokiełznane pragnienie stworzenia idealnie zespolonej, harmonijnej pary.
Czasem wchodzimy w dorosłość z całym pakietem niedoborów, które zapisały się w nas jako domagające się spełnienia marzenia. Wcześniej kierowaliśmy je do naszych opiekunów, głównie matek – ze względu na to, że część tych pragnień pochodzi z bardzo wczesnego okresu, kiedy najsilniej związani byliśmy właśnie z matką. Niektórzy przeżywają to jak chorobę, tak jakby coś ich bolało, czują się chorzy i udręczeni. Dlatego, kiedy na horyzoncie pojawia się osoba, którą rozpoznają jako potencjalnego kandydata do uzupełnienia tych braków, nad jej głową pojawia się niczym świetlista łuna zapowiedź nieuchronnego końca tej udręki i początku idylli.
Pierwsze chwile takich spotkań bywają opisywane przez partnerów jako rażenie piorunem, iskrzenie, przenikanie, pokrewieństwo dusz, przeznaczenie, odnalezienie pasującej właśnie do nas wspomnianej, mitycznej połówki. Partnerzy nie wiedzą, niestety, że prawdopodobnie będą tworzyć związek koluzyjny, czyli ich elektryzujące spotkanie to zarzewie brzemiennego w skutki uwikłania.
• Związek koluzyjny?
• Od niemieckiego słowa „Kollusion" – zmowa – i łacińskiego „colludere" – zagraj razem. Jest to swego rodzaju tajny pakt obu stron. Tajny, dlatego że żadna z osób nie jest świadoma, że w ogóle zawiera jakąś umowę.
• Na co się umawiają?
• Na wzajemne wspieranie się w nierozwiązaniu swoich podstawowych problemów w relacjach.
• Ale jak to „nierozwiązaniu"?! Przecież widzieli w sobie szansę na coś odwrotnego, mieli się wzajemnie dopełnić.
• Ale nie widzieli, że oboje cierpią na to samo. Tylko pozornie ludzie dobierają się w tych związkach na zasadzie przeciwieństwa, że jedno z pary ma coś, czego temu drugiemu brakuje, i oboje teraz będą czerpać satysfakcję z idealnego połączenia. W rzeczywistości jednak temat, a właściwie problem relacji jest taki sam, partnerzy tylko rozgrywają go w spolaryzowanych formach.
Załóżmy, że tematem jest opieka i troska – jedna osoba z pary tę opiekę będzie sprawowała, a druga będzie z niej korzystać. Partnerzy ustawią się w tej scenie na dwóch krańcach tego samego problemu, jedno przyjmie na siebie rolę pomocnika, kogoś silnego, sprawczego, a drugie rolę słabego, bezradnego dziecka.
Autorem koncepcji koluzji jest Jürg Willi, szwajcarski psychiatra i psychoterapeuta. Wyróżnił on cztery modele uwikłania się partnerów, nazywając je zgodnie z opisywanymi przez Freuda fazami rozwoju psychofizycznego. Brzmią one dziś nieco archaicznie, ale do tej pory nikt nie znalazł i nie zastosował innych określeń. Nadal funkcjonują pod nazwami: model narcystyczny, oralny, sadystyczno-masochistyczny i falliczny.
Opisany przeze mnie model nosi charakter modelu oralnego. W nim ukryty przekaz jednego z partnerów jest taki: „Pragnę, żeby się mną opiekowano, bo w dzieciństwie mnie zaniedbywano. Ja raczej opiekować się nie będę, bo boję się, że mogę zawieść tak, jak zawodzili moi opiekunowie". Postawę drugiego partnera można opisać następująco: „To ja będę dla ciebie rodzicem idealnym. Nigdy nie pozwolę traktować cię tak, jak traktowano cię w przeszłości".
• Zastanawiam się, co złego jest w pomaganiu, we wzajemnym wspieraniu się. Dlaczego to taki problem w związku?
• Jeśli związek dotyczy rodzica i dziecka, to rzeczywiście układ jest idealny. My jednak rozmawiamy o dorosłych osobach, które poprzez ten konkretny wzór relacji próbują poradzić sobie z dziecięcymi ranami.
W związku koluzyjnym nie ma mowy o zamianie czy przeplataniu się ról, one są wyraźnie podzielone, a granice między nimi sztywno zaznaczone i skrzętnie pilnowane.
……..
• Da się uzdrowić relację zbudowaną na koluzji?
• Trzeba pożegnać iluzję, że partner może być panaceum na wszystkie nasze rozterki. Niestety, nie jest on w stanie sprostać tak trudnemu zadaniu, jakim jest zadośćuczynienie. Plasując partnera na takiej pozycji, traktujemy go przedmiotowo i stwarzamy szerokie pole do obustronnych nadużyć. Interesuje nas funkcja, jaką ma dla nas pełnić. Wiadomo więc, że prędzej czy później wszystko, co nie mieści się w ramach przypisywanej mu roli, sprawi, że zostanie odrzucony.
Mniej więcej połowie par udaje się dojść do przełomowego momentu w terapii. To się dzieje wtedy, kiedy oboje partnerzy dostrzegają, że są w niepisanej zmowie, że ją podtrzymują i w pocie czoła na nią pracują. Razem. Kiedy zauważają, że nawzajem się krzywdzą, i kiedy uznają swój ból i cierpienie, przywracają w sobie zdolność do empatii, uwaga zaczyna być kierowana na tę drugą osobę, własne zranienia i urazy odchodzą na dalszy plan, czyli mówiąc najprościej – da się uzdrowić, gdy odsłonią swoją wrażliwość.
Ta chwila, kiedy wreszcie opadają z sił i pozwolą sobie popatrzeć na własną bezbronność w obliczu potrzeby bycia widzianym, przyjętym, kochanym, jest bardzo wzruszająca zarówno dla nich, jak i dla terapeuty. Pary, które dotrą do tego miejsca, mają szansę na dobry związek. Zaczyna się inna praca. Tym osobom nie zależy już na tym, żeby utrzymywać się każde w swoim okopie. Mają wspólny cel: zakończyć grę, która ich wyniszcza. Wymaga to pewnej dojrzałości emocjonalnej, którą można rozwijać właśnie w terapii. Polega ona na zdolności do uznania, że spełnienie, o którym marzyli, nie jest możliwe, uczą się żyć z niedosytem, niedoskonałością i ograniczeniami obojga, a nawet potrafią czuć się w tym szczęśliwi.
WO 25.01.2024
fot. Pinterest