21/11/2025
Życzliwość to nie jest uległość.
To nie jest „poświęć siebie, żeby komuś było wygodniej”.
To nie jest „pozwól komuś naruszyć twoją granicę, bo tak wypada”.
Prawdziwa życzliwość zaczyna się od środka.
Od tego, że ja wiem, co czuję.
Wiem, czego potrzebuję.
I wiem, gdzie jest moja granica — bo tylko wtedy mogę widzieć i szanować granice innych.
Życzliwość bez granic robi z dziecka bombę zegarową.
Taką, która przez lata mówi: „Spoko, jasne, mogę”, „Nie przeszkadzam?”, „Nie chcę robić kłopotu”…
A potem wybucha, bo w środku już nie ma miejsca na kolejne „muszę być miły”.
Dziś, w Światowy Dzień Życzliwości, chcę, by wybrzmiało to głośno: dzieci mogą uczyć się życzliwości tylko wtedy, kiedy mogą uczyć się siebie.
Kiedy mogą powiedzieć „nie”, a my nie zrobimy z tego dramatu.
Kiedy mogą płakać, złościć się, czuć dyskomfort — i nadal być traktowane z szacunkiem.
Bo życzliwość nie jest wtedy, kiedy dziecko zgadza się na przytulenie cioci „żeby było miło”, chociaż wcale tego nie chce, .
Życzliwość jest wtedy, kiedy mówi:
„Nie chcę, żebyś mnie przytulała. Możesz usiąść obok mnie.”.
A my odpowiadamy:
„Okej, słyszę cię”.
Zamiast:
„Nie bądź niemiła, zrób jak ciocia prosi”.
Życzliwość zaczyna się tam, gdzie kończy się strach przed oceną.
Gdzie dziecko czuje, że ma wartość — nie za to, że jest „grzeczne”, tylko za to, że jest sobą.
I tego dzieci naprawdę potrzebują.
Nie kolejnego kazania o byciu miłym.
Nie „ustąp, bo on jest młodszy”.
Potrzebują modelu życzliwości, która mówi:
„Ja dbam o ciebie, a ty dbasz o mnie — ale nie kosztem siebie”.
„Ja mam granice i ty masz granice — i to jest okej”.
„Traktuję cię tak, jak chciałabym/chciałbym, żeby ktoś traktował mnie”.
Bo życzliwość bez zadbania o siebie jest tylko maską.
A życzliwość z granicami staje się siłą.
Taką, którą można zabrać ze sobą na całe życie. 💛