17/10/2025
Przygód kolana ciąg dalszy!🤯
Jakiś czas temu pisałam na temat użyteczności/bezużyteczności (niepotrzebne skreślić) badania USG jako diagnostyki kolana, na przykładzie własnego, nieco sfatygowanego stawu😵
Miesiąc temu, bez pytania i przyzwolenia, moje kolano postanowiło spuchnąć. Na USG wyszło tyle, ile sama czułam, czyli płyn. A skąd on tam się wziął i czego chce, nie wiadomo 🤷♀️
Niczym niezrażona postanowiłam leczyć się na własną nogę, bo na szarpaniu się o rezonans to dopiero zdrowie można stracić 😛
Zdecydowałam leczyć się jakbym "pękła" sobie łąkotkę, bo tak mi to nieprzyjemnie zalatywało.
Po 4 tygodniach izolacji od sportów dynamicznych wróciłam i to z tarczą!🤗
Przynajmniej na razie😜
Co w tym czasie robiłam? Całkiem sporo, wbrew pozorom. Abstrahując od ćwiczenia górnych partii czy core, więcej spacerowałam, robiłam trochę pilatesu, jogi w możliwym dla mnie zakresie i ćwiczenia typu RDL (taki martwy ciąg, tylko na prostszych kolanach, ze zredukowanym obciążeniem), hip thrusty z obciążeniem w zasadzie mało zredukowanym, ćwiczenia tyłka z gumami, krzesełka pod ścianą (czyli paląca izometria czwórek), HIIT bez skakania i to mniej więcej tyle 🏋Nawet szło się tym zmęczyć, mimo że dynamika średnia.
Co było wyznacznikiem obciążania? Po pierwsze, i najważniejsze, moje własne odczucia 😌 Ciało samo mi podpowiadało, które ćwiczenie jest dla mnie dostępne, a które lepiej chwilowo odpuścić. W zasadzie udało mi się dość nieźle lawirować, bo kolano po ćwiczeniach mocniej nie puchło, a nawet jeśli to odrobinę i na krótko.
Obrzęk po ok. 2 tygodniach zaczął maleć, aby finalnie wpuścić prawie cały zakres ruchu (brakuje już niewiele). Mózg od razu zaczął informować, że jest lepiej. Jak? 🤔 Znikała niechęć/strach do obciążeń, które wcześniej na samą myśl lekko paraliżowały. Oczywiście w całym procesie przydaje się znajomość tego, co łąkotki lubią, a czego nie. Jednak intuicja w moim przypadku była nadrzędnym decydentem, zaś wiedza teoretyczna bardziej wskazówką 🧐
Pierwsze granie w plażóweczkę za mną. Kolano dało radę!🏃♀️ Oby mu tak zostało, bo na samą myśl o pilatesie, który pali mięśnie bezlitośnie mnogimi powtórkami mój układ nerwowy robi się znacznie bardziej nerwowy 😉
PoZdrówko!
RehBabka!