Badanie Świata

Badanie Świata Pracownia Terapii i Rozwoju Badanie Świata
Pomagamy lepiej rozumieć siebie i budować życie w zgodzie z własnymi wartościami. Sprawdź ofertę: badanieswiata.pl

Psychoterapia, arteterapia, kursy uważności i warsztaty rozwojowe – online i stacjonarnie.

Jacek, nasz psycholog i terapeuta napisał o tym, jak radzić sobie z wyrzutami sumienia w procesie przeżywania żałoby.- P...
31/10/2025

Jacek, nasz psycholog i terapeuta napisał o tym, jak radzić sobie z wyrzutami sumienia w procesie przeżywania żałoby.
- Po stracie bliskiego często próbujemy zrozumieć „dlaczego” — chcemy znaleźć sens w czymś, co wydaje się bez sensu - pisze Jacek - W tym procesie nasz mózg łączy fakty z przeszłości i układa z nich „historię”, która ma sens dopiero teraz, po śmierci. Dlatego emocjonalnym skutkiem w tej sytuacji jest poczucie winy.

Więcej przeczytacie w poniższym artykule.

Szkoda, że Ciebie nie ma…
Szkoda, że już nie porozmawiamy…

Tak bardzo cierpię, bo…

Ciebie
Nie
Ma.

Nie mogłem/nie mogłam się z Tobą pożegnać.
Nie miałem/łam szansy, by powiedzieć „żegnaj”.
Mogłam/łem zrobić więcej…
Nie powiedziałam/łem tego, co chciałem…
Czemu wtedy nie pojechałam/łem?
Może gdybym był/a bardziej obecna…

To myśli, które potrafią dręczyć tygodniami, miesiącami, a czasem latami. Ale prawda jest taka: nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć wszystkiego. W tamtym czasie robiliśmy najlepiej, jak potrafiliśmy — z zasobami, które mieliśmy, w emocjach, w zmęczeniu, w niewiedzy, co będzie…

Wyrzuty sumienia po stracie to nie dowód winy. To dowód miłości. To część procesu żałoby, która próbuje znaleźć sens w tym, co bez sensu.

Jak sobie pomóc, gdy poczucie winy nie daje spokoju?

1. Napisz list do osoby, która odeszła.
Usiądź w ciszy. Weź kartkę i długopis. Napisz wszystko, co zostało niewypowiedziane — złość, żal, miłość, tęsknotę, prośbę o przebaczenie.

Ważne: NIE OCENIAJ swoich słów.
To Twoja rozmowa z Nim/Nią. Najintymniejsza z intymnych. Czy w takiej rozmowie jest czas/miejsce/przestrzeń na to, by powiedzieć, że te słowa są OK albo nie OK?

Możesz list potem zachować, spalić lub schować w miejscu, które ma dla Ciebie znaczenie. To akt symbolicznego uwolnienia tych wszystkich emocji, które są tak trudne do przeżycia…

2. „Co by powiedział mi mój bliski".
Zamknij oczy i wyobraź sobie, że siedzicie naprzeciwko siebie. Zobacz jego/jej twarz, usłysz głos.
Zapytaj:
- Co byś powiedział/a o tym, co czuję?

Wsłuchaj się w odpowiedź. W większości przypadków — gdy słuchasz naprawdę — usłyszysz słowa zrozumienia, miłości i przebaczenia.

3. „Wtedy nie wiedziałam/łem”
Powtarzaj w myślach lub na głos:
- Wtedy nie wiedziałam/łem. Zrobiłam/łem tyle, ile WTEDY mogłem. Dziś patrzę na to z innej perspektywy — i to też jest część mojego doświadczenia.

Ta prosta praktyka pozwala oddzielić to, kim byłeś wtedy, od tego, kim jesteś dziś. Pomaga uwolnić ciężar, który nie należy już do teraźniejszości.

4. Spacer…
Wybierz miejsce, które kojarzy Ci się z tą osobą — park, ścieżkę, las.
Idź tam z intencją nie rozpamiętywania, ale wdzięczności. Za wspólne chwile, śmiech, wsparcie. Podczas spaceru powiedz szeptem lub w myślach:
- Dziękuję Ci za to, że byłeś/byłaś częścią mojego życia. Noszę Cię w sobie — ale pozwalam odejść temu, co boli.

To, co często przeszkadza w przeżyciu żałoby to efekt pamięci wstecznej (ang. hindsight bias). To zjawisko psychologiczne, które ma ogromne znaczenie w przeżywaniu żałoby i często leży u podstaw wyrzutów sumienia po śmierci bliskiej osoby.
Efekt pamięci wstecznej to tendencja do oceniania przeszłych wydarzeń tak, jakby były bardziej przewidywalne, niż naprawdę były. Innymi słowy — po fakcie wydaje nam się, że „powinniśmy byli to wiedzieć”, „mogliśmy przewidzieć”, „to było oczywiste”.
- Wiedziałam, że powinnam była zadzwonić tamtego dnia.
- Czułem, że coś się stanie, a mimo to nie pojechałem.
- Gdyby tylko… przecież mogłam to przewidzieć.

Po śmierci bliskiej osoby nasz umysł „nadpisuje” wspomnienia, tworząc złudzenie, że wtedy mieliśmy wystarczająco dużo informacji, by coś zrobić inaczej.
Ale to nieprawda.
Wtedy nie wiedzieliśmy tego, co wiemy teraz. To różnica między perspektywą czasu teraźniejszego, a wiedzą po fakcie.

Po stracie bliskiego często próbujemy zrozumieć „dlaczego” — chcemy znaleźć sens w czymś, co wydaje się bez sensu. W tym procesie nasz mózg łączy fakty z przeszłości i układa z nich „historię”, która ma sens dopiero teraz, po śmierci. Dlatego emocjonalnym skutkiem w tej sytuacji jest często poczucie winy.

Nie ma jednego sposobu na przeżycie żałoby.
To droga — czasem długa, kręta i bolesna. Ale każdy krok ku zrozumieniu i przebaczeniu sobie jest krokiem ku życiu.
Nie musisz zapominać. Nie musisz „puścić” wszystkiego od razu. Wystarczy, że zrobisz miejsce w sercu — na ból, ale i na czułość wobec siebie.

Bo Ty też zasługujesz na spokój.


Obraz goszka z Pixabay
___________________________________
Jacek Wolszczak
psycholog, pedagog, terapeuta EMDR
pracujący z młodzieżą i dorosłymi w Badanie Świata
e-mail: jacek@depresjanastolatkow.pl

Zmiana jest naturalnaI może być piękna.Czasem i my potrzebujemy coś puścić: nawyk, przekonanie, oczekiwanie, które już n...
27/10/2025

Zmiana jest naturalna

I może być piękna.

Czasem i my potrzebujemy coś puścić: nawyk, przekonanie, oczekiwanie, które już nam nie służy.
Nie dlatego, że coś tracimy, ale dlatego, że dojrzeliśmy, by zrobić przestrzeń na nowe.

Narysuj lub wyklej swoje jesienne drzewo.
Na spadających liściach zapisz to, co chcesz odpuścić.

1 listopada zbliża się wielkimi krokami — czas, w którym wspominamy tych, którzy byli dla nas ważni. Ale co jeśli to wsp...
26/10/2025

1 listopada zbliża się wielkimi krokami — czas, w którym wspominamy tych, którzy byli dla nas ważni. Ale co jeśli to wspomnienie niesie za sobą nie tylko tęsknotę, ale także ból, gniew, niewypowiedziane słowa? Ten artykuł mówi o tym, że strata to nie tylko odejście osoby, ale również często zostawiona przez nią rana.
- Wybaczenie nie jest obowiązkiem. Nie jest też jedyną drogą do spokoju – pisze w swoim artykule Jacek, nasz psycholog i terapeuta.
Jeśli czujesz, że w Twoich wspomnieniach z przeszłości jest coś nierozdanego, albo co powraca w bólach; trudno Ci pogodnie spojrzeć na relację, której nie potrafiłeś/łaś zmienić; albo po prostu jesteś ciekaw/-a, jak można inaczej spojrzeć na żałobę, krzywdę i przebaczenie — ten tekst jest dla Ciebie.
Kliknij w link i przeczytaj cały artykuł:
https://badanieswiata.pl/o-przebaczeniu-zalu-i-odzyskiwaniu-spokoju-po-stracie/

Zapraszamy Cię do refleksji i — jeśli masz ochotę — do podzielenia się, co dla Ciebie oznacza przebaczenie i spokój.

Początek listopada to czas, gdy tradycyjnie będziemy wspominać tych, którzy odeszli… Ale czasem to nie są tylko osoby, za którymi tęsknimy. Czasem wspomnienie o kimś, kto […]

Nasz psycholog Jacek napisał tekst o tym, co robić, gdy nie widzimy światełka w tunelu. Gorąco polecamy lekturę.
22/10/2025

Nasz psycholog Jacek napisał tekst o tym, co robić, gdy nie widzimy światełka w tunelu.
Gorąco polecamy lekturę.

- Ile jeszcze?!
- Dlaczego to mnie spotyka?!
- Zaraz oszaleję!
- Ja tego nie wytrzymam!

Co robić, gdy obok codziennych trosk i zmartwień, przychodzą kolejne ciosy?
Gdy obok choroby dziecka i codziennych zmagań pojawiają się kłopoty „z zewnątrz”?
Gdy przychodzi czas, który dobija resztki nadziei.
Gdy pojawia się coś nowego, trudnego, tragicznego, poza samą chorobą?
Gdy mamy wrażenie, że to naprawdę kraniec naszej wytrzymałości?
Gdy już naprawdę wydaje się nam, że to, co miało się zawalić – zawaliło się, gdy to, co było dla nas ważne, cenne, wartościowe sypie się jak domek z kart?
Gdy nie mamy dla siebie choć odrobinki spokoju?
Gdy wiemy, że ku%$ # ile można?!
Gdy mamy wrażenie, że przy tych naszych nieszczęściach to naprawdę dno i kupa mułu.

Gdy czytając lub słysząc o „trosce o siebie”, „zaopiekowaniu się sobą”, „terapii” zbiera nam się na wymioty, no, bo jak w takim bagnie myśleć jeszcze o sobie?

Wbrew pozorom, złość lub wściekłość to dobry znak. Bo to emocje dające nam energię, również w sytuacji, w której „wiemy”, że nic nie możemy zrobić.
To złość dodaje nam sił. To złość pobudza resztki rezerw.

Bo przecież każdy człowiek ma jakąś tam wyporność na nieszczęścia czy tragedie…
Bo przecież każdy człowiek ma swój limit…
Bo przecież nikt nie wie, nie może czuć tego, co ja, bo nie jest w mojej sytuacji.
Bo przecież nikt nie wie i nie zdaje sobie sprawy, co przeżywam.
A do roboty iść trzeba. Bo pieniądze, bo trzeba dalej jakoś żyć….

Dzisiaj nie będzie o terapii, a o proszeniu o pomoc. Ale nie na zasadzie:
- To koszmar, pomóż mi!

A raczej:
- To coś niewyobrażalnego. Wyję! Nie mogę złapać tchu! Miałbyś/miałabyś dla mnie czas?

Bo, to co często jest ostatnią deską ratunku to… obecność innych. Innych, którzy będą słuchać naszej opowieści.
Innych, którzy znajdą czas.
Którzy BĘDĄ.
Którzy NIE ZOSTAWIĄ NA PASTWĘ LOSU.
Którzy WYSŁUCHAJĄ.

Nie muszą nic mówić.
Nie muszą działać.
Mogą być, być, być…

W terapii używa się terminu „kontenerowanie”. To określenie oznacza, że terapeuta przyjmuje na siebie tę pierwszą falę przerażenia, smutku, którego nie da się porównać z niczym wcześniejszym, co przeżywaliśmy. Konteneruje, czyli PRZYJMUJE. Często nie odzywając się w ogóle.

Słucha, JEST, TOWARZYSZY.
I PRZYJMUJE. Wszystko.
Emocje, które często w gabinecie są jednym wielkim rykiem, wyciem, brakiem tchu, gdy nie starcza siły na łzy. Na nic. Gdy dosięga nas rozpacz w beznadziei i poczucie, że teraz to już naprawdę się nie podniesiemy.
Że nie mamy siły. Że ile można. Że dlaczego ja?! Że to niemożliwe!!!

Czy terapeuta w takich sytuacjach używa jakichś technik?
Co konkretnie mówię, gdy wchodzi osoba, która nie chce nic słyszeć?
Jak w ogóle zacząć taką rozmowę, gdy każde słowo waży milion ton?

Wtedy więcej nie mogę… Nie mogę próbować udowadniać, że „czuję” to samo co on/ona.
Bo nie jest to możliwe, gdy przed nami jest mama, która straciła dziecko.
Bo nie jest to możliwe, gdy wchodzi kobieta, która dowiedziała się o zdradzie męża.
Bo nie jest to możliwe, gdy wchodzi nastolatek po próbie…
Bo nie jest możliwe, gdy wchodzą rodzice, których dziecko ledwo co wyszło z wypadku.
Bo nie jest możliwe, gdy siada naprzeciwko mnie osoba, dla której pewna historia się skończyła i nie widzi sensu dalszej egzystencji…

Po co więc Ci wszyscy ludzie przychodzą do psychologa?
Nie robiłem żadnych badań w tym temacie, ale…

Ale mogę wejść razem z nimi w najbardziej czarne zakamarki. Do najintymniejszej, najbardziej przez lata wstydliwej części. Do tego, co w sobie nienawidzą. Do tego, co w nich jednocześnie tak kruche, że byle wietrzyk może zdmuchnąć.
Mogę dać mu/jej prawo do tego, co aktualnie przeżywa.
Mogę być.
Dać mu swoją uwagę.
Dać też swoją wiedzę i opanowanie.
Dać mu asekurację i bezpieczeństwo wtedy, gdy jest przekonany, że zaraz zwariuje, że nie ma odwrotu, że…

Nie chodzi tu wcale o wspólną rozpacz. Nie chodzi o to, bym poruszony do głębi płakał razem z nim/nią. Nie chodzi również o to, bym był tylko „widzem”, „publicznością” dla jego potwornego lęku, złości, depresji…

Zdanie „wszystko się jakoś ułoży” byłoby dobiciem leżącego.
To bycie i wytrzymywanie często jest najlepszą otuchą, ulgą, przerwą w cierpieniu…

W takich sytuacjach zdań, których nie mogę powiedzieć jest znacznie więcej.

Czasem moja świadomość bezradności wobec ogromu tragedii jest narzędziem terapeutycznym. Czasem moje milczenie jest tym czymś najcenniejszym, co mogę dać drugiej osobie.

Bo za tym wszystkim kryje się wspólne przeżycie. Czasem też – właśnie w tej ciszy – rodzi się coś nowego, innego, co sprawia, że po „wybuchu” nastaje cisza.
Cisza, która nie przeszkadza, nie krępuje, bo i ja i on/ona wiemy, że nie trzeba nic gadać.
Nie trzeba zagadywać tego, co najbardziej trudne…

Drodzy Rodzice!
Dlatego tak ważne jest, by w tych najczarniejszych chwilach, w otchłani smutku, która zalewa z siłą wodospadu…
MÓWIĆ, DZIELIĆ SIĘ tym z innymi.

Poczucie wspólnoty, tego, że nie jestem z tym całym gównem sam/sama jest wyzwalające. Nie chodzi o to, że jedna rozmowa przyniesie rozwiązanie, a w magiczny sposób znikną nasze emocje.

Ale o to, że każda z tych rozmów – ze znajomymi, przyjaciółmi, najbliższymi, z kolegą, koleżanką wyrywa nas z izolacji i przekonania, że JESTEM W TYM SAM/SAMA i nikt tego nie uniesie, to ja tym bardziej…

Zmarły niedawno Stanisław Soyka opowiadał, że robił taki konkurs na domówkach – pytał się znajomych, który wers z piosenki „Tolerancja” jest ich zdaniem najważniejszy. Były różne odpowiedzi… Ale on uważa, że dla niego najważniejsza była fraza:
Dlaczego nie mówimy o tym, co nas boli otwarcie

Gdy weźmiemy pod uwagę całą pierwszą zwrotkę, to być może okaże się, że to mała wskazówka/ trop do tego, co robić, gdy dosięgają nas najtrudniejsze życiowe sytuacje, a my mamy wrażenie, że gorzej być nie może:

Dlaczego nie mówimy o tym, co nas boli otwarcie
Budować ściany wokół siebie - marna sztuka
Wrażliwe słowo, czuły dotyk wystarczą
Czasami tylko tego pragnę, tego szukam…

Bo rzeczywiście, wtedy, gdy nasze doświadczenia, trudności, kryzysy wymykają się dobrym radom, „terapiom”, tez można coś zrobić. Nie bójcie się mówić. Nie bójcie się, bo nawet jeśli nie zostaniecie zrozumiani/ne to nie będzie o Was, a o tych, którzy Was nie rozumieją.

Wierzcie, że nawet w najczarniejszej wichurze są i Ci, którzy Was przyjmą, którzy skontenerują. Którzy będą…

Trzymajcie się tam wszyscy, którzy – obok depresji, chorób somatycznych – macie również inne pożary w życiu…

Obraz Tyli Jura z Pixabay z wykorzystaniem AI
___________________________________
Jacek Wolszczak
psycholog, pedagog, terapeuta EMDR
pracujący z młodzieżą i dorosłymi.
Pracownia Terapii i Rozwoju Badanie Świata
e-mail: jacek@depresjanastolatkow.pl

Dlaczego jedni z nas w relacjach czują spokój, a inni – nieustanny niepokój?Czy zdarza Ci się martwić, że partner przest...
11/10/2025

Dlaczego jedni z nas w relacjach czują spokój, a inni – nieustanny niepokój?
Czy zdarza Ci się martwić, że partner przestaje Cię kochać, gdy nie odpisuje od razu na wiadomość? Albo czuć, że bliskość zawsze niesie ryzyko zranienia?

Te emocje mogą wynikać ze stylu przywiązania, który kształtuje się już w dzieciństwie – i to on często kieruje naszymi zachowaniami w dorosłych relacjach.

W najnowszym artykule z cyklu „Style przywiązania. I co z nich wynika” przyglądamy się stylowi lękowo-ambiwalentnemu – temu, który łączy silne pragnienie miłości z lękiem przed jej utratą.

Dowiesz się:
skąd bierze się ten wzorzec,
jak rozpoznać go w swoich zachowaniach,
i co można zrobić, by budować zdrowsze, spokojniejsze więzi.

👉 Przeczytaj cały tekst:
https://badanieswiata.pl/style-przywiazania-i-co-z-nich-wynika/

Relacje międzyludzkie są jednym z najważniejszych aspektów naszego życia. To właśnie w nich odnajdujemy sens, poczucie bezpieczeństwa, akceptację i miłość. A jednak — nie każdemu przychodzi […]

Czasami, będąc gościem w popularnym programie, tzw. znane osoby mówią coś, co później odbija się szerokim echem, niekoni...
05/10/2025

Czasami, będąc gościem w popularnym programie, tzw. znane osoby mówią coś, co później odbija się szerokim echem, niekoniecznie to „echo” ma pozytywny wydźwięk. Rzadko tutaj – na Fb – odnoszę się do aktualnych wydarzeń. Wiem jednak, że nic tak nie edukuje, jak odniesienie się do przykładów z życia, a nie ciągłe odwoływanie się do teorii. Nie jest jednak moim zamiarem hejtowanie kogoś za nieprzemyślaną wypowiedź. Wierzę, że przyjrzenie się tym kilku zdaniom, które padły w przestrzeni publicznej ma szansę uwrażliwić innych, zwłaszcza tych, którzy występują w mediach, często też są autorytetami, zwłaszcza dla młodych ludzi.

Pewna młoda aktorka została zapytana przez znanego celebrytę (gospodarza programu), czy bieda to stan umysłu. Po chwileczce zawahania, odpowiedziała:
— Niestety, ale też tak uważam. Wiem, że jest to kontrowersyjne, ale wiesz, ja nie pochodzę wcale z bogatej rodziny i już jako dziecko czułam i wiedziałam, co mnie w życiu czeka. Nieświadomie afirmowałam to swoje życie i wiedziałam, że zawsze na wszystko będzie mnie stać, co będę chciała. Czułam to jakby w trzewiach.

Warto dodać, że ten fragment rozmowy dotyczył pieniędzy. Nie było więc mowy o jakiejś przenośni, czy przeskoczeniu do jeszcze bardziej rozrywkowej części wywiadu.

Zdanie „bieda to stan umysłu” jest krzywdzące, choć na pierwszy rzut oka brzmi jak „motywacyjny” slogan. Problem polega na tym, że przenosi odpowiedzialność za biedę wyłącznie na jednostkę, ignorując systemowe, strukturalne i ekonomiczne uwarunkowania ubóstwa. Dobrze też pokazuje pewne mechanizmy psychologiczne.

Obwinianie ofiary: ludzie mają tendencję do przypisywania winy osobom, które znalazły się w trudnej sytuacji („skoro jesteś biedny, to twoja wina, bo masz zły stan umysłu”). Tym samym osoby w ubóstwie doświadczają stygmatyzacji, poczucia wstydu i dodatkowego obciążenia emocjonalnego. Zdanie to jest więc utrwaleniem stereotypu, że osoby biedne są niezaradne, bezwolne, bo przecież wystarczy inaczej pomyśleć, afirmować powodzenie, by odnieść sukces.

Iluzja sprawiedliwego świata. To przekonanie, że świat jest zasadniczo sprawiedliwy, a ludzie dostają to, na co zasługują. Powoduje, że społeczeństwo łatwiej akceptuje nierówności, bo uznaje biedę za rezultat „złego myślenia” zamiast dostrzegać realne bariery (brak równego dostępu do edukacji, pracy, ochrony zdrowia).

Internalizacja stereotypów. Osoby żyjące w biedzie mogą internalizować, czyli „przyklejać do siebie”, wierzyć w ten przekaz, („to moja wina, bo źle myślę”), co obniża samoocenę, wbija w poczucie winy, nasila depresję i poczucie bezradności.

Mechanizm samospełniającej się przepowiedni. Jeśli ktoś wierzy, że jego ubóstwo wynika ze „złego myślenia”, może rezygnować z prób zmiany sytuacji, bo czuje, że to w nim samym tkwi nierozwiązywalny problem.

Pomijanie czynników zewnętrznych. Osoba mówiąca, że „bieda to stan umysłu” ignoruje wpływ: polityki społecznej, rynku pracy, dziedziczenia majątku, sieci wsparcia czy szczęśliwych zbiegów okoliczności. Psychologicznie to przykład atrybucji wewnętrznej – przypisywania przyczyn sytuacji cechom jednostki, a nie czynnikom sytuacyjnym.

Zdanie „bieda to stan umysłu” jest więc krzywdzące, bo upraszcza rzeczywistość i obarcza odpowiedzialnością poszczególnych ludzi w trudnej sytuacji, podczas gdy badania psychologiczne i socjologiczne pokazują, że bieda jest zjawiskiem wielowymiarowym i w dużej mierze zależy od czynników strukturalnych. Mechanizmy takie jak obwinianie ofiary, iluzja sprawiedliwego świata czy samospełniająca się przepowiednia sprawiają, że tego typu slogany pogłębiają nierówności zamiast je redukować.

Po medialnej burzy doszło do przeprosin. Mówiąc językiem tabloidów pani X. przerwała milczenie i napisała w mediach społecznościowych:
„Przede wszystkim przykro mi, że Wasze opinie i komentarze bazują głównie na artykułach z clickbaitowymi tytułami, a zapewne nikt nie widział całej rozmowy, w której jasno widać, że to nie ja wypowiedziałam słowa »bieda to stan umysłu« tylko Kuba. Ja odpowiedziałam na to dość tendencyjnie zadane pytanie, bazując na swoim doświadczeniu i mówiąc głównie o sobie. Fakt, że byłam w stresie, w rozrywkowym programie, gdzie nie da się spokojnie złożyć myśli, bo ciągle jest ci przerywana w połowie zdania, też sprawił, że mogłam zostać odebrana inaczej, niż chciałam. Odpowiadając na to pytanie, miałam na myśli ludzi żyjących w świecie możliwości, a niekorzystających z nich. Wiadomo, że nie mam na myśli skrajnych przypadków... A sama teza "bieda to stan umysłu" to nie moja teza i również uważam, że brzmi krzywdząco — ale powtarzam, że to nie ja jej użyłam. Przepraszam, jeśli kogoś swoją wypowiedzią uraziłam. Naprawdę”.

Autorka tłumaczy, dlaczego mogła wypaść inaczej, niż chciała: stres, program rozrywkowy, przerywanie zdań. To tzw. racjonalizacja – wskazywanie okoliczności zewnętrznych, które mogły spowodować nieporozumienie. To ochrona poczucie własnej wartości i jednocześnie próba zmniejszenia winy.

Autorka podkreśla też, że słowa „bieda to stan umysłu” padły od kogoś innego (prowadzącego), a nie od niej. To z kolei przykład rozproszenia odpowiedzialności („To nie ja, to…”). Psychologicznie pomaga zachować spójność Ja („to nie moje poglądy, ja nie jestem winna”). Wskazuje na clickbaitowe artykuły i tendencyjne pytania jako źródło negatywnego odbioru, to z olei tzw. atrybucja zewnętrzna, czyli przeniesienie winy z siebie na czynniki zewnętrzne, co redukuje poczucie winy.

Autorka stara się zbudować obraz osoby rozsądnej („odpowiadałam bazując na własnym doświadczeniu”), empatycznej („przepraszam, jeśli kogoś uraziłam”), niesprawiedliwie ocenionej („wasze opinie bazują na clickbaitach”). To strategia ochrony reputacji i odbudowania zaufania.

W przeprosinach czytamy też: „Miałam na myśli ludzi żyjących w świecie możliwości, a nie skrajne przypadki” – to tzw. minimalizacja, czyli próba złagodzenia przekazu, zawężenie kontekstu tak, by brzmiał mniej krzywdząco. Zmniejsza to wagę potencjalnej winy. To również tzw. fałszywa dychotomia, czyli sprowadzanie bardzo skomplikowanej sytuacji do podziału na dwie części – świat możliwości vs skrajne przypadki.

Na koniec tzw. przeprosiny warunkowe („jeśli kogoś uraziłam”). To tzw. depersonalizacja odpowiedzialności – przeprosiny nie za samą treść, tylko za to, że ktoś mógł poczuć się urażony. W psychologii nazywa się to non-apology – przeprosiny, które nie w pełni uznają winę, lecz bardziej skupiają się na emocjach odbiorcy.

Mamy tu też do czynienia z dystansowaniem się od krzywdzącej tezy - autorka wyraźnie mówi, że sama uważa zdanie wypowiedziane w programie za krzywdzące. To mechanizm oddzielenia Ja od wypowiedzi, który zmniejsza dysonans poznawczy („nie zgadzam się z tym, choć zostałam z tym utożsamiona”).

Przeprosiny są więc częściowe – chronią wizerunek autorki, przyznając się jedynie w ograniczonym stopniu do odpowiedzialności.

Nie krytykuję niemądrej wypowiedzi dla samej krytyki. Chcę przede wszystkim wskazać, że autentyczne, szczere przeprosiny uznają winę i odpowiedzialność, nazywają konkretny błąd, wyrażają empatię wobec osób urażonych, zawierają element naprawy lub refleksji.

Jak można było przeprosić inaczej? Oto moja wersja, w której są spełnione powyższe punkty:
„Wiem, że moja wypowiedź została odebrana jako stwierdzenie, że »bieda to stan umysłu«. Rozumiem, że to sformułowanie jest krzywdzące i nie oddaje złożoności tego zjawiska. To był mój błąd. Przykro mi, że osoby, które mierzą się z ubóstwem, mogły poczuć się zranione czy niezrozumiane. Nie chciałam nikogo obarczać winą za swoją sytuację. Moim celem było mówienie o własnym doświadczeniu i perspektywie, ale zdaję sobie sprawę, że zostało to odebrane inaczej, niż chciałam. Dziękuję za krytyczne głosy. To dla mnie ważna lekcja, żeby w przyszłości precyzyjniej dobierać słowa, szczególnie w tak ważnych tematach jak bieda.”

Ludzie występujący w mediach – tak, jak każdy z nas – są odpowiedzialni za to, co mówią. Każdemu zdarza się powiedzieć coś niemądrego, nieprzemyślanego. Może być to spowodowane stresem, dyskomfortem i innymi czynnikami. Jednak, gdy okazuje się, że to, co mówią jest krzywdzące – trzeba przeprosić. Szczerość przeprosin mierzy się właśnie poczuciem odpowiedzialności za wagę tego, co przekazujemy.

Nie krytykuję więc niemądrej odpowiedzi na pytanie z tezą („Jak 26-latka z pokolenia Z poradzi sobie z takim motto, które też często tutaj pada, bo wiem, że to jest prawda…”). Bo pytania są różne, a gospodarz również jest odpowiedzialny za swoje słowa. Zresztą dzięki temu, że w programie rozrywkowym padają takie tezy, produkcja ta cieszy się oglądalnością, bo im bardziej kontrowersyjnie, tym lepiej. Nie krytykuję autorki wypowiedzi jako człowieka – czytałem już wiele dość brutalnych ocen na jej temat.

Chodzi przede wszystkim o dostrzeżenie, że każdy może popełnić błąd i niezwykle ważna jest konkretna reakcja. I refleksja nad tym, że będąc kimś ważnym dla młodego pokolenia ta odpowiedzialność jest znacznie większa.


Obraz sithuarkaryangon z Pixabay
_______________________________________________
Pracownia Terapii i Rozwoju Badanie Świata
Psychoterapia, arteterapia, minfulness online
e-mail: jacek@badanieswiata.pl dominika@badanieswiata.pl

Medytacja zamiast kawy?Brzmi dziwnie? Spróbuj! Krótka medytacja potrafi dodać energii, wyciszyć chaos w głowie i przywró...
30/09/2025

Medytacja zamiast kawy?
Brzmi dziwnie? Spróbuj! Krótka medytacja potrafi dodać energii, wyciszyć chaos w głowie i przywrócić koncentrację – dokładnie tak, jak filiżanka espresso.

Zapisz się na nasz newsletter i odbierz 3 darmowe medytacje, które pomogą Ci poczuć więcej spokoju w ciągu dnia.

https://badanieswiata.pl/newsletter/

Jacek Wolszczak, nasz psycholog i terapeuta pisze o tym, jaka jest różnica między pomaganiem a wyręczaniem. Daje również...
28/09/2025

Jacek Wolszczak, nasz psycholog i terapeuta pisze o tym, jaka jest różnica między pomaganiem a wyręczaniem. Daje również konkretne wskazówki, jak wspierać dziecko/ nastolatka w trudnej drodze do samodzielności.
Szczegóły w poście.

Dzwoni budzik, wszyscy spieszą się do pracy i szkoły. Dziecko/ nastolatek w panice biega po pokoju:
– Mamo! Gdzie jest moja koszulka na w-f?
– Nie wiem, poszukaj w szafie.
– Ale nie mogę znaleźć! Spóźnię się, no weź!

Rodzic, który również się śpieszy i zależy mu na punktualnym dotarciu do pracy wchodzi do pokoju, zagląda do szafy, wyciąga koszulkę i podaje. Dzięki temu błyskawicznie rozwiązuje problem: wszyscy są zadowoleni. Dziecko/ nastolatek gotowy do wyjścia, rodzic zadowolony, że nie spóźni się do roboty.

Na pierwszy rzut oka wygląda to bardzo dobrze – jesteśmy obok dziecka, reagujemy na jego potrzeby. Ale jaka jest różnica między pomocą a wyręczaniem? Zasadnicza.

Pomoc to wsparcie, które daje dziecku szansę na samodzielność. To reakcja adekwatna do tego, co aktualnie się wydarzyło. To powiedzenie:
- Jestem tu, mogę ci pokazać, podpowiedzieć, ale to ty spróbujesz.

Wyręczanie to przejęcie cudzego zadania. To tak, jakbyśmy mówili:
- Ja zrobię to lepiej i szybciej, więc nie ma sensu, żebyś się męczył/a.

Dlaczego tak łatwo nam wyręczać?
Bo się śpieszymy. Szybciej spakować plecak samemu, niż czekać, aż dziecko będzie „grzebać się” pół godziny. Bo nie chcemy patrzeć, jak się frustruje. Serce rodzica pęka, kiedy widzi łzy i słyszy: Nie umiem! Bo czasem sami lubimy mieć kontrolę. Przecież jak ja to zrobię, to będzie zrobione „porządnie”.

W imię „łatwiej, szybciej, bezpieczniej” odbieramy dziecku możliwość uczenia się radzenia sobie.

Jaki może być wynik ciągłego wyręczania?
Na krótką metę – mniej stresu, spokój, poczucie „ogarnięcia rzeczywistości” i… natychmiastowa ulga. Przeświadczenie rodzica, że dałem/dałam radę.

Na dłuższą? Sporo trudności, których nie widać od razu.
a) Dziecko zaczyna wierzyć, że nie da sobie rady. Skoro mama/tata zawsze musi coś poprawić albo zrobić zamiast mnie, to znaczy, że sam nie potrafię.

b) Lęk przed błędami. Jeśli rodzic zawsze gasił pożary, dziecko nie wie, jak się zachować, kiedy przyjdzie pierwszy kryzys bez rodzica obok.

c) Brak samodzielności, bezradność. Dorosły, który nigdy nie musiał sam załatwić sprawy w sklepie, ugotować obiadu czy rozwiązać sporu, później czuje się zagubiony. I nie jest w stanie przywołać z pamięci algorytmu/wzoru na rozwiązanie takiej czy innej sytuacji, bo… rzadko miał możliwość sprawdzenia różnych rozwiązań.

d) Postawa „należy mi się”. Dzieci szybko przyzwyczajają się, że inni mają działać za nie. Pomyśl o studentach, którzy dzwonią do mamy, żeby ta napisała maila do dziekanatu. To właśnie efekt lat wyręczania.

A co się dzieje, kiedy damy dziecku przestrzeń? Kiedy zamiast wyręczania i „szybkiego” załatwienia sprawy, ryzykujemy spóźnienie się do pracy, narażamy się na płacz i wyrzuty kierowane w naszą stronę, bo przecież „nie pomogłaś/łeś”!

Tu robi się naprawdę ciekawie. Dziecko, które samo zmierzy się z zadaniem, nawet jeśli popełni kilka błędów, zyskuje :
a) Poczucie sprawczości i wiara we własne możliwości – „Potrafię! Mogę!”. Każdy mały sukces buduje ogromne fundamenty z napisem „Potrafię”, „Poradziłem/łam sobie!”, „Mogę!”.

b) Odporność na stres i porażki – bo nastolatek zrozumie, że błędy to nie katastrofa, tylko etap uczenia się. I że on sam – z Waszą obecnością – jest w stanie „ogarniać”.

c) Lepsze umiejętności społeczne – bo jeśli samo rozwiąże konflikt z kolegą, nabiera pewności w kontaktach z ludźmi. Oczywiście, samodzielność w zakresie rozwiązywania spraw trudnych nie oznacza, że rodzic powinien być daleko i gdzieś z odległości kilometra biernie obserwować, jak nastolatek sobie poradzi. Ważne, by być blisko. Ważne, by np. w sytuacji hejtu reagować odważnie i zdecydowanie. Często jest to obarczone obawą, że nastolatek będzie miał jeszcze gorzej, ale trzeba pamiętać, że hejt żywi się „tajemnicą”, tym, że „nikt nikomu nie powie”. Zresztą, temat hejtu to zagadnienie na oddzielny post…

d) Samodzielność – krok po kroku nastolatek uczy się, że świat nie zawsze jest prosty, ale można w nim działać. Nie zawsze sprawy idą po jego/jej myśli, ale zawsze można próbować coś z tym zrobić.

e) Poczucie wpływu – dziecko/nastolatek może na własnej skórze przekonać się na co ma wpływ, a na co nie jest w stanie wpłynąć. To nauka, która trwa całe życie, ale warto zacząć rozpoznawać ten wpływ od najmłodszych lat. Tu sprawdza się porzekadło o treningu, który czyni mistrza. Ten „mistrz” to później dorosła osoba, która wie, gdzie zaczyna się i kończy jego odpowiedzialność, co robić (lub nie robić), gdy rodzi się frustracja. Jak radzić sobie w sytuacjach niejednoznacznych, jak rozpoznawać swoje emocje, które często bywają podpowiedzią, tego, co robią mi sytuacje na pozór neutralne. I jak się bronić przed manipulacją, kłamstwem, próbami wpłynięcia na to, co czuję, myślę i robię.

Gdzie zatem znaleźć złoty środek?
Nie chodzi o to, żeby nagle zostawić dziecko same sobie. Pomoc jest potrzebna. Ale to towarzyszenie, a nie wyręczanie.

Bądź trenerem, nie zawodnikiem. Trener nie gra za drużynę, tylko daje wskazówki.
Zamiast decydowania za nastolatka, daj mu wybór i CZAS na podjęcie samodzielnej decyzji.
Akceptuj błędy. Każdy z nas uczył się na potknięciach – twoje dziecko też musi. By miało szansę zderzyć swoje pomysły/plany z rzeczywistością musi mieć gwarancję, że jego sposób na rozwiązanie nie będzie skrytykowany, wyśmiany, zbagatelizowany.

Powiedz:
– Jestem przy Tobie. Wierzę, że dasz radę. Poradzisz sobie, niezależnie od decyzji.

To prosty, a jednocześnie atomowy komunikat.

Każda taka sytuacja to trening – trochę cierpliwości dla rodzica, a dla dziecka ogromna lekcja samodzielności.

Na koniec – pytanie do Ciebie:
Czy wolisz, żeby twoje dziecko miało zawsze idealnie spakowany plecak i równiutko zawiązane buty… ale czuło się niezdolne do samodzielności?
Czy raczej – żeby czasem wychodziło z domu w krzywej kokardce, ale z przekonaniem: Umiem, potrafię, dam radę?

Rodzicielstwo to nie wyścig na idealnie wypolerowaną codzienność. To sztuka puszczania dziecka krok po kroku – zaufania, że da sobie radę.

A twoja, Drogi Rodzicu, rola?
Nie przewidywać wyłącznie „czarnych” scenariuszy.
Być obok.
Kibicować.
I czasem podać rękę.

P.S. Niebawem post o tym, skąd w rodzicach może się brać silna potrzeba wyręczania…

Obraz: Freepik
___________________________________
Jacek Wolszczak
psycholog, pedagog, terapeuta EMDR
pracujący z młodzieżą i dorosłymi.
Pracownia Terapii i Rozwoju Badanie Świata
e-mail: jacek@depresjanastolatkow.pl

Adres

Szkolna 2a/1
Grodzisk Mazowiecki
05-825

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Badanie Świata umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram

Kategoria