12/10/2025
Na początku szkoły psychoterapii systemowej usłyszałam pewną opowieść. Nie znam jej autora, a opiszę ją swoimi słowami.
Młoda kobieta wyprowadziła się z domu rodzinnego i zamieszkała z mężem. Któregoś dnia chciała przygotować na obiad danie, którego przyrządzania nauczyła się od swojej mamy. Kupiła piękny kawałek mięsa i - zgodnie z tym, co obserwowała przez całe życie - mocno okroiła boki, tak, że zostało dużo resztek. Mąż patrzy na to zdziwiony i pyta o cel tego działania. Kobieta mówi, że tak ją nauczono, ale faktycznie nigdy nie zastanawiała się, jaki to ma cel. Skoro mama tak ją uczyła, to tak musi być. Zaciekawiona dzwoni do mamy zapytać, po co obkrawać mięso przed smażeniem. Mama odpowiada, że w sumie nie wie - tak ją nauczyła jej mama, babcia naszej bohaterki. Telefon do babci wyjaśnia sprawę - przepis powstał w czasach, gdy babcia, jako młoda kobieta, nie miała zbyt wiele sprzętu kuchennego i był tylko jeden garnek, w którym mogła przyrządzić to mięso. Garnek był mały i zawsze trzeba było dość mocno się namęczyć, żeby zmieścić porcję dla całej rodziny.
Morał?
Uczymy się zachowań od naszych opiekunów czy tego chcemy, czy nie. Nauka odbywa się poprzez to, co od nich słyszymy, ale przede wszystkim poprzez obserwację ich zachowań oraz to, jak reagują na nasze zachowania. Jako dzieci intuicyjnie będziemy wybierać te reakcje, które zadowalają opiekunów - taka jest nasza biologia. Zachowania te to nie tylko sposób przyrządzania mięsa. W terapii będzie mowa o przekonaniach, sposobach myślenia, poglądach, reagowaniu na różne sytuacje.
Czy rodzice nauczyli nas źle? Niekoniecznie.
Spójrzcie na babcię z historyjki. Gdy ona wypracowała swój sposób gotowania, nie miała innej możliwości. Zrobiła najlepiej, jak mogła, korzystając z warunków, jakie miała. Metoda ta przeszła na dwa kolejne pokolenia. Dopiero spojrzenie osoby z innego systemu rodzinnego (mąż) wywowało refleksję "po co?". Prześledzenie historii rodzinnej pokazało, że metoda była użyteczna, ale w obecnych czasach i warunkach już nie trzeba jej stosować. Można wybrać nową.
To jest jedna z prawd o psychoterapii, zwłaszcza systemowej.
Nie chodzi o to, żeby obwinić rodziców o całe zło.
Chodzi o zrozumienie swoich reakcji, sprawdzenie, co nadal jest użyteczne, a co warto zacząć robić po swojemu.
Jakie dziedzictwo rodzinne pielęgnować jako wartościowe, a które zmodyfikować pod dzisiejsze warunki życia.
I jak nie pielęgnować żalu czy nawet nienawiści do rodziców, a jak zrozumieć, że oni często nie mogli inaczej (choćby z powodów ekonomicznych, politycznych).
PS. Zdjęcie nie jest przypadkowe. To stara lipa rosnąca przy szlaku do źródeł Sanu. Teraz to pustkowie bez ludzi. Lata temu okolica tętniła życiem mnóstwa ludzi. To drzewo widziało wiele i przetrwało.