27/11/2025
Przeczytałam ostatnio wpis Gosi Stańczyk z grafiką zawierającą pytanie: "Do kogo należą historie z gabinetu?". Gosia wiele razy podejmowała temat dotyczący upubliczniania doświadczeń, które płyną z pracy z dziećmi i rodzinami. Myślę, że to takie zagadnienie, które wymaga naszej uważności. Naszej - nie tylko specjalistów, ale i rodziców, czyli wszystkich dorosłych opiekunów swoich pociech. Mam poczucie, że z jednej strony odpowiedź na zadane pytanie Gosi jest prosta i oczywista, a z drugiej strony też wiem, że specjaliści chcą dzielić się historiami, które mają na celu uświadamiać, inspirować do rozwoju, czy poszukiwania zmiany (np. w normalizowaniu korzystania ze wsparcia i pomocy psychologicznej). Wiem także, że wielu specjalistów stara się zadbać o to, by dane były chronione a puszczone w świat opowieści łączyły historie różnych osób i dodatkowo nie identyfikowały ich. To i tak w moim poczuciu trudne. I też tam byłam.
Czytam różne komentarze i mam poczucie poruszenia...
Więcej o tym będzie na webinarium o poufności, które Gosia Stańczyk poprowadzi razem z Agnieszka Stein - zerknijcie! Myślę, że warto. Pamiętam swoją podróż w Szkole Konsultacji, którą prowadziła Gosia z Agnieszką i to jedno z tych naprawdę wartościowych chwil zawodowego rozwoju.
Dziś przychodzę z grafiką inspirowaną pytaniem Gosi: "Do kogo należy twarz?" (dziecka). To o doświadczeniu zawodowym i prywatnym. Jako mama, której córki uczęszczają do placówek jestem proszona o wyrażenie zgody na korzystanie z wizerunku dziecka w mediach społecznościowych, na plakatach reklamujących daną placówkę itp. Pamiętam zdziwienie w pierwszej placówce, w której takiej zgody nie udzieliłam. Pamiętam rozmowy o tym, że to będzie trudne dla nauczycieli/opiekunów, żeby wszędzie wyszukiwać twarzy tego jednego dziecka, by je zakryć. Usłyszałam, że w codziennej pracy to wymagające, by czuwać nad tym, by to "jedno dziecko" nie było pokazane w sieci. Przypominam też sobie zeszłą wiosnę, kiedy na stronie szkoły zobaczyłam zdjęcia z wycieczki na plac wodny i upublicznione wizerunki dzieci w... strojach kąpielowych.
Zadziwia mnie, że żłobki, przedszkola i szkoły nie chcą zareklamować się w taki sposób, że po prostu chronią wizerunek dzieci przez co rodzice nie muszą obawiać się, że ich dzieciaki będą śmigać w internecie. Szkoda, że takie zgody są podawane do podpisu. I większość się zgadza. Zgadza, bo? To ważne pytanie dla nas dorosłych.
Widzę też, że u koleżanek i kolegów, którzy pracują z dziećmi i rodzinami pojawiają się posty z wizerunkiem a intencją jest pokazanie innym, że prowadzą ciekawe zajęcia, że dzieciaki przychodzą, że rodzice są zadowoleni z efektów współpracy. Wyobrażam sobie, że niektórzy zobaczyli dopiero po pewnym czasie, że to nie jest dobra ścieżka.
Ja nie miałam w sobie zgody na robienie dzieciom zdjęć i wiedziałam, że to nie jest dla mnie ok, ale też nie robiłam tego z dorosłymi kobietami w ramach prowadzonych grup wsparcia - mimo, że nie raz same prosiły o taką pamiątkę czy możliwość pokazania tego w sieci. Pamiętam też swoje rozmowy z Magdalena Cofała na początku naszej drogi o tym, czym chcemy się dzielić. Bo dzielić się czymś przecież chciałyśmy, żeby ktokolwiek usłyszał o naszej pracy i możliwościach dołączenia do grup.
Wszyscy się uczymy być w internecie i prowadzić swoje gabinety. Ja też pewnie niektóre rzeczy zrobiłabym inaczej niż kiedyś. Dlatego zachęcam siebie i Was do refleksji o tym, co chcemy opowiadać, jaką mamy intencję, czemu ma służyć to, czym się dzielimy, jak ma się to w świetle etyki zawodu i naszej dorosłej odpowiedzialności.