12/07/2023
Ogromne kolejki do psychiatrów dziecięcych świadczą o tym, że za mało jako społeczeństwo zajmujemy się potrzebami dzieci. Bardzo dużo jest obecnie w ich życiu kontroli i nadzoru, wymagań i oczekiwań, a mało… zabawy. Czyli przestrzeni na spontaniczność, żywość, kreatywność, uruchamianie wyobraźni, ćwiczenie ról społecznych, uczenie się współpracy w grupie i wielu innych, niesamowicie ważnych umiejętności, których będzie brakowało tym wszystkim “małym Einsteinom” grającym na skrzypcach i mówiącym po francusku od 2 roku życia.
Kto wie, może pediatrzy powinni przepisywać ją na receptę w ramach profilaktyki? Może już czas wpisać do oficjalnych zaleceń dotyczących zdrowia dziecka określoną ilość godzin na swobodną zabawę dziennie?
Można się też zastanawiać, z czego to wynika. Przychodzą mi do głowy takie czynniki:
- kultura indywidualizmu, w której żyjemy, ponad wszystko ceniąca rozwój umiejętności “twardych”
wynikająca z niej presja na wyniki, na osiągnięcia, które będą mierzalne
lęk rodziców — przed niepewną przyszłością, kryzysem ekonomicznym, i wynikająca z niego potrzeba zapewnienia dziecku możliwości zdobycia jak najliczniejszych umiejętności, by je przed tym wszystkim zabezpieczyć
- niespełnione ambicje rodziców
nieświadome budowanie poczucia wartości na dziecku i jego sukcesach, potrzeba, by móc się pochwalić jego osiągnięciami
- rywalizacja rodziców z innymi dorosłymi, np. rodzeństwem, znajomymi, kolegami z pracy — kto “najlepiej” wychowa dziecko
niedocenianie wartości zabawy i odpoczynku jako czynności nieproduktywnych
- brak świadomości tego, jak bardzo ludzki mózg potrzebuje czasu na regenerację
- niedocenianie umiejętności społecznych, takich jak współpraca, negocjowanie, rozwiązywanie konfliktów, zwracanie się o pomoc i udzielanie wsparcia innym…
Joanna Piekarska, Notatki terapeutyczne. Cały artykuł w komentarzu.