15/07/2025
📚
Piszę, jak słyszę. Coraz częściej.
Coraz więcej dzieci zapisuje wyrazy tak, jak je słyszy. Brakuje im zakotwiczenia wzrokowego, które jeszcze niedawno było naturalnym elementem procesu nauki pisania. Pojawia się natomiast zapis fonetyczny – mechanizm, który powinien zanikać w wieku wczesnoszkolnym, a nie utrwalać się w klasie czwartej, szóstej czy ósmej.
To nie są pojedyncze błędy wynikające z nieuwagi. To zjawisko bardzo szerokie. Wyrazy są rozczłonkowywane słuchowo, a dźwięki zapisywane tak, jak brzmią – „łódka” to „łutka”, „się” zamienia się w „śe”, „wziąć” – w „wzionć”, a „miód” w „miut”. Dziecko nie ma przed oczami słowa jako obrazu graficznego, który zna i potrafi odtworzyć. Ma tylko dźwięk – zniekształcony przez mowę środowiskową, skróty, fonetyczne uproszczenia, którymi przesiąkają codzienne komunikaty.
Pamiętam, jak jeszcze w czasach szkolnych mój brat odpisał mi na SMS-a: „pszetfilkom rodzice wrócili”. Bardzo długo zajęło mi zrozumienie, że chodziło mu o... „przed chwilką”. Śmiejemy się z tego do dziś, ale tę historię opowiadam uczniom przy wstępie do fonetyki – bo świetnie pokazuje, jak działa zapis fonetyczny.
To zresztą mechanizm dobrze znany każdemu, kto uczył się języka obcego głównie ze słuchu. Pamiętam, jak w latach 90. u mojego taty królowały kasety z ręcznie podpisanymi piosenkami. Dwie moje ulubione z tamtych lat nosiły tytuły „Kenli” i „Kamizi”. Kto zgadnie, czyje to były utwory i jakie naprawdę miały tytuły?
Tyle że u dzieci uczących się języka ojczystego ten etap powinien minąć. A on się utrwala. I to nie jest kwestia braku zdolności. To kwestia braku kontaktu z tekstem w jego pisemnej, uporządkowanej formie.
Czytanie książek zeszło na dalszy plan, a to właśnie ono buduje pamięć wzrokową słów. Zamiast tego – krótkie komunikaty, skróty, pismo obrazkowe, notatki głosowe, dyktowanie do telefonu. Mało sytuacji, w których dziecko czyta coś w skupieniu, linijka po linijce, zapamiętując układ liter – nie „ucząc się ortografii”, tylko zanurzając się w tekście.
Wielu uczniów nie rozpoznaje, że coś „źle wygląda”. Nie mają tego wewnętrznego filtra, który zatrzymuje dłoń przed zapisaniem „rzaba” albo „pszyjaciel”. Nie potrafią w głowie porównać różnych wariantów, bo nie mają z czym – wzorzec graficzny słowa po prostu się nie utrwalił. Zamiast „czytam – widzę – zapamiętuję” mamy „słyszę – zapisuję, jak umiem”.
To problem szerszy niż ortografia. Brak graficznego zakotwiczenia wyrazów wpływa na czytanie ze zrozumieniem, analizę językową, interpretację znaczeń – bo wszystko zaczyna się od słowa. Od jego kształtu, obecnego gdzieś głęboko w naszej pamięci.
Co możemy zrobić?
– Czytajmy dzieciom – nawet jeśli potrafią czytać same. Potrzebują języka, który jest bogatszy niż codzienne „mówienie”. Potrzebują formy pisanej, żeby móc ją potem samodzielnie odtwarzać.
– Dbajmy o różnorodne formy pracy z tekstem. Nie tylko testy ortograficzne, ale działania projektowe, lapbooki, cytatowniki, własne książeczki – formy, w których dziecko pisze i jednocześnie widzi.
– Ćwiczmy wzrokowe rozpoznawanie słów. To mogą być gry: „co tu nie pasuje?”, układanki z liter, dopasowywanie podpisów do ilustracji.
– Budujmy świadomość językową przez zabawę. Rozpoznawanie głosek, tworzenie rymów, przekręcanie słów – to wszystko porządkuje w głowie dziecka związek między dźwiękiem a zapisem.
– Piszmy ręcznie. Piórem, długopisem, ołówkiem. Ręczne pisanie uruchamia inne obszary mózgu niż klikanie na klawiaturze. Spowalnia tempo, pozwala dostrzec szczegóły, daje czas na refleksję.
Zapis fonetyczny nie musi wygrać.
Ale jeśli nie zareagujemy – stanie się normą.
A przecież język to nie tylko narzędzie komunikacji. To sposób myślenia, przechowywania wspomnień, tworzenia historii i budowania siebie.
---
Na zdjęciu Rowy.