23/10/2021
Noszę w sobie sporo oczekiwań. Wszyscy nosimy. Oczekujemy, że ludzie będą zachowywać się w określony sposób, że życie będzie się według naszych planów układać. A gdy tak się nie dzieje, czujemy gorycz, rozczarowanie i żal.
Zrozumienie pewnej prawdy trochę mi zajęło, ale gdy zaczęłam ją stosować w życiu, poczułam niesamowitą wolność. Jaka to prawda?
Ludzie i życie nie są po to, aby spełniać moje oczekiwania.
To moje oczekiwania, nie ich obietnice. Nie ich plany, nie ich drogi życiowe, nie ich pomysły na spędzanie swojego czasu. To tylko moje wyobrażenia o nich i o tym jak - z mojej perspektywy - powinni się zachowywać.
I jedynym skutecznym sposobem jaki znam wyeliminowania z życia uczucia zawodu, żalu, straty, jest pozbyć się tych oczekiwań. Przestać od ludzi i od samego życia wymagać, aby zachowywali się tak, jak ja to sobie wymyślę.
Co to oznacza w praktyce? Czy mam się w takim razie na wszystko zgadzać, bo sama nie mogę stawiać wymagań? Nie. Moje granice, to moje granice. Jeśli ktoś je łamie, nagina, lekceważy, mówię o tym wprost. Druga osoba ma prawo zareagować albo zmianą, albo utrzymaniem swojej postawy. To jej wybór. Ale moim wyborem jest kontynuacja znajomości. Dalsze "wpuszczanie" tej osoby do mojego świata.
Wiem, że zasługuję na wszystko, co najlepsze w życiu. Po prostu. I wierzę, że życie mi to zapewnia. Jestem na to otwarta, ale nie wyczekuję tego, nie żądam. Nie dyktuję życiu, czy ludziom co za to "najlepsze" uważam.
I gdy słyszę: "zawiodłaś moje oczekiwania" spokojnie pytam: "a czy ja Tobie to obiecałam?" Jeśli nie, to nie czuję się winna, nie przepraszam. Nie składam też obietnic bez pokrycia. Gdy wiem, że czegoś nie będę mogła dotrzymać mówię wprost.
Przyjęcie takiej postawy było/jest trudne. Nauczono mnie czegoś innego. Nauczono mnie być roszczeniową, mieć oczekiwania, ale broń Boże o nich mówić, bo to nie wypada. I nie podważałam tej głupoty (tak to teraz oceniam) ponieważ "wszyscy tak robili". Myślałam, że jak przestanę czegoś oczekiwać po ludziach, to tak jakbym myślała, że żadnemu oczekiwaniu nie sprostają, że są tylko źli i nie można na nich polegać.
Teraz widzę, że pozbawiając ludzi "obowiazku" bycia "dobrymi" w moich oczach pozwoliłam im na coś dużo piękniejszego i ważniejszego. Na bycie sobą. A to uwalnia od poczucia zawodu i żalu, za to daje olbrzymią przestrzeń na miłe zaskoczenia. A ja kocham niespodzianki.