03/08/2022
Hehe, temat z życia wzięty, bo… równo tydzień temu przeżyłam (tak!) mój własny poród 😬 Czy się bałam? Jak cholera! Czy jednak poza lękiem czułam coś więcej? Tak! I chyba to jest to, co pomagało mi najbardziej, ta świadomość, że można czuć więcej niż jedną emocję i, że mogę robić rzeczy, które mnie przybliżą do kontaktu z emocjami bardziej adaptacyjnymi. Co zatem robiłam kiedy puls skakał do 110, a dłoń sięgała po długopis, by napisać testament?
🥳próbowałam wywołać w sobie zaciekawienie. Otwierałam szufladkę z ubrankami, układałam je po raz setny, przestawiałam mebelki, włączałam tutoriale na temat tego jak kąpać dziecko i go nie utopić.
🥳szukałam czynników, które wyzwalają we mnie wdzięczność. Że pomimo dramatycznego samopoczucia ani razu nie wylądowałam na patologii ciąży, że mogłam pracować do 35 tygodnia ciąży, że mam to szczęście iż dysponuję wsparciem bliskich, że młody dobrze się rozwijał przez te 9 miesięcy.
🥳uczyłam się tolerowania niepewności. Nie szykowałam sobie planu porodu, nie miałam szczególnych preferencji dotyczących karmienia, akceptowałam to, że nie mogę wszystkiego zaplanować. Zamiast próbować w 100% skontrolować rzeczywistość zdecydowałam, że oddam kontrolę tym, którzy znają się na tych sprawach lepiej. Innymi słowy: dokonałam podziału porodowych kwestii na te, które są w zasięgu mojej kontroli i nie.
🥳starałam się trzymać z daleka od artykułów nt. komplikacji okołoporodowych, forów internetowych z opiniami nt. konkretnych szpitali, podsumowań w stylu ‘gdzie NIE przestrzegane są standardy opieki okołoporodowej’. Zamiast tego przypominałam sobie relacje bliskich i pacjentek na temat dobrych momentów macierzyństwa.
Czy to eliminuje lęk? Nie! I wcale bym tego nie chciała. Ten niepokój ma ważne, biologiczne funkcje, wierzę, że jest po to, by ułatwić poród. Poza tym informuje mnie o tym, że w moim życiu pojawiają się istotne zmiany, że warto się zmobilizować.
Macie jeszcze jakieś pomysły?🧐