30/11/2021
MARTA: Jakoś ostatnio zamilkliśmy w niepewności "Co dalej?" I tak pomyślałam, że to świetny temat na nasz kolejny post. O tym jak się wycofujemy z kontaktu, z relacji, z życia, gdy coś trudnego jak choćby choroba nam się przydarza. I różnie sobie z tym radzimy w sobie, w relacji i w życiu. I jednocześnie taki trudny moment wg mnie daje nowy początek. A jak Ty, Tadeusz, na to patrzysz?
TADEUSZ: Mam poczucie, że trudne momenty, choć nikt z nas nie wyczekuje ich z radością i otwartymi ramionami, są niezwykle istotne, a może nawet kluczowe dla naszego rozwoju osobistego, ale także dla budowania relacji. Bronimy się przed nimi, staramy się je od siebie odsunąć ze wszystkich sił - dopóki mamy siły. To kosztuje ogromne pokłady energii, a często jest z góry skazane na niepowodzenie. Bywa, że sam akt walki, stawiania oporu cierpieniu, które się w nas wdziera, okazuje się bardziej destabilizujący, niż poddanie się "temu co przychodzi", fali, która nas niesie w nieznanym kierunku, by w końcu oddać nas lądowi - innej plaży, skale, wyspie, innemu brzegowi. To chwilowe wycofanie, o którym piszesz (z relacji, z kontaktu) traktuję jak naturalną formę nastawioną na przetrwanie, jako chronienie siebie przed niespodziewaną siłą turbulencji, ale też chronienie relacji, tak, żeby przetrwała i mogła mieć swoją kontynuację, gdy "wody opadną". Być może trzeba ją będzie odbudowywać, zastosować inne, trwalsze, solidniejsze, a może bardziej elastyczne konstrukcje. Może zrezygnować z nadmiaru ciężkich dekoracji, postawić na lekkość i czystość formy? Jeśli tylko fundamenty są wystarczająco trwałe i jest na czym odbudowywać, to właśnie, tak jak piszesz, zyskujemy szansę na nowy, kolejny początek. Taki początek, wyłaniający się ze wspólnego doświadczenia "razem" i następującego po nim "osobno" daje nam szansę na obustronne uświadomienie tego, co w naszej relacji jest dla nas najistotniejsze, bazowe, co scala nas w najtrwalszy sposób, a co jest tylko dodatkiem, odpowiadającym być może na nasze doraźne potrzeby, ale niekoniecznym (a czasem zbytecznym) dla przetrwania relacji.
Jeśli przebrnęłaś przez gąszcz moich zdań wielokrotnie złożonych (taki się dziś czuję, wielokrotnie złożony i gęsty), to powiedz - jak to w Tobie rezonuje?
MARTA: Dzięki za Twoją "gęstość" Tadeusz! Poczułam się jak na morzu w czasie sztormu, gdy tyle się dzieje i nie ma gdzie szukać stabilności. To trochę właśnie jak wtedy, gdy nagle wiele rzeczy, jak na niewidzialną komendę, się wali i nie wiadomo, co ratować najpierw. Na szczęście po każdym sztormie przychodzi spokój i choć czasem trzeba wymienić łódź, to można też cieszyć się życiem.
TADEUSZ: Gdy nie wiadomo, co ratować najpierw, trzeba zacząć od siebie. Bezpieczne schronienie może dać, tak jak piszesz, cieszenie się życiem, w jego najbardziej podstawowych przejawach. Radość z oddechu, ze smaku; radość widzenia, słyszenia i dotykania innych żywych istot. Czułość dla nich. Doświadczanie bycia razem w tym prądzie, a czasem budzącym lęk wirze zdarzeń. Dziękuję Ci za to nasze doświadczenie.
MARTA: 🙏❤ Dziękuję, że się dzielisz 😘
Photo by Unsplash