01/11/2025
https://www.facebook.com/share/p/19zAsEXys1/
Berenika Steinberg: Naomi Klein w swojej najnowszej książce „Doppelgänger” pisze: „Dla osoby zdecydowanej na dokonanie transformacji za pomocą diety i ćwiczeń istnieje bowiem ona sama, w dzisiejszej postaci, oraz zawsze obecna ta, którą mogłaby się stać (…). Lepsze, inne ja, zawsze niedosięgłe”.
Anna Król - Kuczkowska: Kluczowe jest tu sformułowanie „zawsze niedosięgłe”, bo próba sięgnięcia ideału jest iluzją.
Jeżeli konsultując pacjenta przed podjęciem psychoterapii słyszę, że chciałby być kimś innym, inną wersją siebie – bardzo mocno na to reaguję. Jestem przekonana, że nie temu służy dobrze prowadzona terapia, i w ogóle nie zmierza ona w kierunku stania się przez pacjenta kimś zupełnie innym, niż jest.
Przeciwnie, pozwala człowiekowi odnaleźć się takim, jaki jest, w zdrowszy niż do tej pory sposób, z całym bagażem często niełatwych doświadczeń i ograniczeń. Tymczasem popwellnessowe podejście mówi jak w reklamie: „Możesz wszystko, tylko musisz zachcieć”. A to nie jest prawda.
Powołała się pani na Naomi Klein, a ja nawiązałabym do angielskiego psychoanalityka Adama Phillipsa, autora książki „Missing Out: In Praise of the Unlived Life”. Twierdzi on, że każdy nosi w swoim wnętrzu alternatywne, nieprzeżyte życia. Np. ja mogłabym mieć fantazję o byciu słynną aktorką. I jeśli uznam, że nie istnieją ograniczenia, że powinniśmy zdobywać w życiu wszystko – będę cierpiała z powodu tego, że nie jestem i najprawdopodobniej nie będę słynną aktorką.
A Phillips mówi, że te nieprzeżyte życia w nas to naturalna ludzka kondycja. I jeśli nauczymy się z nimi dobrze obchodzić, rozumieć siebie przez ich pryzmat, to będą one tworzyć nasze bogactwo i budować nas jako ludzi.
Berenika Steinberg: W jaki sposób?
Anna Król - Kuczkowska: Phillips wskazuje na wnikliwe i czułe rozumienie siebie jako człowieka, który nawet jeśli dobrze ocenia swoje życie, w nieunikniony sposób musiał doświadczyć różnych strat. Np. wybierając zawód, nie został kimś innym, a zawierając związek, zrezygnował z innych opcji.
Na te straty, czyli nieprzeżyte życia, dobrze spojrzeć jak na rzeczy, za którymi możemy tęsknić i o nich fantazjować, ale które zdecydowaliśmy się zostawić.
Według Phillipsa wymaga to zbudowania w sobie zdolności kluczowych dla bycia człowiekiem: przeżywania żałoby, straty, rozumienia, że z pewnych rzeczy w życiu trzeba rezygnować, godzenia się z ograniczeniami. I uznania, że z różnych powodów nie zawsze spełniamy swoje, ale też otoczenia czy naszych bliskich, oczekiwania.
Nasze ograniczenia nie zawsze są zależne od nas.
Tak, czasem mamy na nie wpływ, ale bardzo często nie. Bo nieprawdą jest, że wszyscy mamy równe szanse i wystarczy tylko chcieć, żeby osiągnąć wszystko.
Już od wieku dziecięcego pozycja wyjściowa ludzi diametralnie się różni, począwszy od sytuacji materialnej – która przekłada się na możliwości edukacyjne i kondycję zdrowotną – aż po rodzinę, która albo jest psychologicznie zasobna, albo uboga, co przekłada się na późniejsze zdrowie psychiczne. Tylko że nie zgadza się to z podejściem „bądź szczęśliwy, możesz wszystko”. W pewnym kolorowym piśmie widziałam kiedyś tytuł poppsychologicznego wywiadu: „Możesz zmienić wszystko, nawet swoją przeszłość”. Bardzo bym chciała wiedzieć, jak to się robi!
Berenika Steinberg: Co się stanie, jeśli swoich nieprzeżytych, alternatywnych żyć nie spróbujemy zrozumieć?
Anna Król - Kuczkowska: Możemy zacząć używać ich przeciwko sobie – np. przerabiając je na niezatrzymywalny pęd do bycia maksymalnie „najlepszą wersją siebie”. Wtedy często zaczynamy siebie, swoje ciało, ale też niestety swoich bliskich traktować jak wyczynowy obszar działania, projekt. Więc zakładamy, że wszystkie życia można przeżyć – przez całe życie, że można szukać idealnej miłości, chronić się przed rozczarowaniem i frustracją, zaprzeczać upływowi czasu i zawsze wyglądać jak dwudziestokilkulatek.
Berenika Steinberg: Ale co złego jest w dążeniu do bycia najlepszą wersją siebie?
Anna Król - Kuczkowska: To sformułowanie budzi we mnie nieufność i irytację.
Przyjrzyjmy mu się głębiej – co ono właściwie miałoby znaczyć?
Czy to, że cały czas krytykujemy się i zawstydzamy za to, że najlepszą wersją siebie nie jesteśmy?
A jeśli oczekujemy tego od siebie, to od innych również? Czy inni też mają być najlepszą wersją siebie? Jakim wtedy okiem patrzymy na ważne dla siebie osoby: partnera, dziecko, przyjaciela? Takim, które się nie potrafi zachwycić, które cały czas wyłapuje, co by tu jeszcze…?
Wobec zaś samych siebie: co zrealizowanie optymalnego modelu miałoby oznaczać? Że mielibyśmy być zadowoleni od rana do wieczora? Zawsze pełni pomysłów, chęci i nigdy nieprzemijającej energii? Znam takie osoby, ale zazwyczaj cierpią one również na różnego rodzaju trudności – skrajnym tego przykładem są stany maniakalne w chorobie afektywnej dwubiegunowej, które zresztą często kończą się straszliwą depresją.
Niezwykle ważna w funkcjonowaniu człowieka jest zdolność do przeżywania mniej „dobrostanowej” strony życia – cierpienia, bólu, rozczarowania. Tymczasem wellness obiecuje, że kiedy do jakiegoś punktu dobrniemy, to będziemy szczęśliwi.
Link do całej rozmowy naszej przewodniczącej Anny Król - Kuczkowskiej z Bereniką Steinberg, która ukazała się niedawno w Tygodnik Powszechny w komentarzu.