12/05/2025
Dlaczego nie możemy mieć dziecka?
Czasami ciało odmawia, nie z przekory, nie z biologicznego błędu. Odmawia, bo coś w nas mówi „nie teraz”, „nie tutaj”, „nie tak”. A może nawet „nigdy”. Przychodzi cisza, potem frustracja. Badania, oczekiwania, nadzieje rozszarpywane kolejnymi niepowodzeniami. A jednak być może nie chodzi o to, co widoczne. Może niepłodność nie jest brakiem zdolności, lecz obecnością czegoś, czego jeszcze nie rozumiemy.
W ciele, na głębszym poziomie niż hormony i komórki jajowe, są miejsca w nas, które pamiętają więcej niż umysł. Są obrazy, których nie jesteśmy świadomi, ale które nami kierują. Są lęki ukryte tak głęboko, że nie mamy pojęcia, iż to właśnie one pociągają za sznurki decyzji ciała.
Bywa, że jedno z naszych „ja” bardzo pragnie dziecka, ale inne, cichsze, bardziej pierwotne, mówi: to zbyt dużo, to mnie zniszczy, stracę siebie. I choć to nie brzmi racjonalnie, to właśnie ono może być tym, które steruje. Bo ono pamięta. Pamięta matkę, która nie miała przestrzeni, by kochać. Ojca, który odszedł, gdy się pojawiło dziecko. Siebie jako dziecko niechciane, niepotrzebne, zbyt wymagające dla świata. Albo wprost przeciwnie, pamięta zbyt wielką miłość, zbyt wielkie oczekiwania, które odebrały oddech.
Ciało nie kłamie. Jeśli zamyka się na życie, ma ku temu powód.
Zdarza się, że nosimy w sobie żałobę, której nawet nie zauważyliśmy. Po sobie samej z przeszłości. Po utracie dziecka, którego nikt nie opłakał. Po kimś, kto miał się pojawić, ale nigdy nie dotarł. Po planach, które nie miały szansy się spełnić. I wtedy ciało się zamraża. Zaciska. Nie dlatego, że nie chce dać życia. Ale dlatego, że samo potrzebuje je odzyskać.
Czasami też nie chodzi o nas. Chodzi o kogoś przed nami. Kobiety w naszej rodzinie, które cierpiały przez macierzyństwo. Które oddały siebie, swoje ciało, swój czas i zostały same. Nasza lojalność wobec ich bólu może być tak silna, że bezgłośnie mówimy: ja tego nie powtórzę. Nie skrzywdzę siebie tak, jak one były skrzywdzone. Albo: jeśli ona nie mogła, to ja też nie powinnam. Nie po to, żeby wygrać, ale żeby być wierną.
Bywa, że po prostu nie ma miejsca. Nie chodzi o metraż, ale o psychiczną przestrzeń. O gotowość, czułość, miękkość. Jeśli w środku trwa wojna z sobą, z partnerem, z życiem, to gdzie miałoby przyjść dziecko? Gdzie miałoby się schronić? Jak miałoby się zagnieździć w ciele, które nie czuje się bezpieczne?
I wreszcie, być może nasze ciało jest strażnikiem. Przypomina nam, że coś zostało pominięte. Że jakieś „nie” nie zostało wypowiedziane. Że jakaś granica została przekroczona. I dopóki ten głos nie zostanie usłyszany, ciało nie otworzy się na przyjęcie nowego życia. Bo życie nie znosi pominięcia. Ani emocji, ani historii, ani bólu. Chce być widziane w całości.
Niepłodność może być zaproszeniem do podróży w głąb. Do siebie. Do historii, które prowadzimy w ciele. Do przekonań, które nosimy jak stare ubrania. Do głosu, który dotąd był zbyt cichy, by go usłyszeć.
Czasem dopiero wtedy, gdy go wysłuchamy, dziecko przychodzi. A czasem nie. Ale my już jesteśmy wtedy kimś innym. Pełniejszym. Obecnym. Gotowym, by naprawdę przyjąć życie w takiej formie, w jakiej się pojawia.