11/07/2020
Tak właśnie nasze państwo radzi sobie z pandemią:
Chcecie wiedzieć jak w praktyce wygląda system radzenia sobie służb Państwa Polskiego z epidemią? No to zapnijcie pasy, opowiem Wam! Było tak:
Wczoraj przyszedł do nas Adaś. Wszystkim osobom, które wchodzą do Dropa mierzymy temperaturę, pytamy o charakterystyczne dla COVID objawy po to, żeby zadbać o bezpieczeństwo ich, nasze i Wasze. Termometr powiedział nam, że Adaś ma 40,4 C! Uznaliśmy, że powinniśmy natychmiast poinformować o tym stosowne służby, bo, widzicie, Adaś jest obecnie bezdomny, całymi dniami włóczy się po Krakowie, jeździ komunikacją miejską i styka się z mnóstwem przypadkowych osób. W dodatku chłopak choruje na schizofrenię, przez co, choć jest bardzo łagodnym, wesołym gościem, to jednak dosyć nieprzewidywalnym i lepiej byłoby, żeby służby medyczne miały go na oku.
I przede wszystkim – przetestowały go na koronawirusa. W końcu facet ma ponad 40 stopni gorączki!
Zadzwoniliśmy na pogotowie, gdzie dyspozytor powiedział nam, że karetka nie przyjeżdża do takich spraw, tylko do zagrożenia życia i nagłego pogorszenia zdrowia, a tutaj taka sytuacja nie występuje i jeszcze, żebyśmy dzwonili do Sanepidu.
Zaczęliśmy więc dzwonić na prowadzone przez Sanepid telefony alarmowe i informacyjne, i wyglądało to tak:
- Na linii PSSE w Krakowie wisieliśmy dwie i pół godziny, po czym nas rozłączyło.
- Pod numerem WSSE w Krakowie odezwał się bardzo miły pan, który naprawdę chciał być pomocny, ale pomóc nam nie potrafił, okazało się bowiem, że przyjęta procedura zakłada, że jak ktoś ma 40 stopni gorączki powinien siedzieć w domu. A jeśli nie ma domu? Ooo! To ma zrobić nie wiadomo co, bo procedura nie przewiduje takiej sytuacji! Słyszałem w słuchawce dyskusję kilku osób, które mówiły tak:
„- No, to na pogotowie!”/”- Ale tam już dzwonili…”/”- To niech dzwonią do Powiatowej [PSSE w Krakowie]!”/”- Tam się nie mogą dodzwonić!”/”- Ale jest popołudniu! Popołudniu do Powiatowej łatwiej się dodzwonić!”[w tamtym momencie wisieliśmy na linii PSSE od ponad godziny!]
- Finalnie z WSSE odesłano nas do Szpitala Uniwersyteckiego na Jakubowskiego 2 i powiedzieno, że jakby co możemy zadzwonić do nich znowu za pół godziny, bo teraz nie wiedzą jak nam pomóc, bo – uwaga! – nigdy jeszcze nie spotkali się z takim przypadkiem! Urządzą więc burzę mózgów i postarają się coś wymyślić.
No, to dzwoniliśmy dalej!
- Szpital odesłał nas na swój SOR, szpitalny SOR powiedział, że owszem, zajmują się kowidem, ale, z tego co zrozumiałem, wtedy, kiedy ktoś bliski jest skonania, a nie jak ma gorączkę, i że powinniśmy zadzwonić do najbliższej przychodni.
- W najbliższej przychodni powiedzieli nam, że nie robią testów na koronawirusa i że bardzo by chcieli nam pomóc (Pani była bardzo życzliwa!), ale od takich spraw jest Sanepid.
- Zadzwoniłem więc, kolejny raz do WSSE, gdzie powiedziano mi, że ich Sztab Kryzysowy w wyniku burzy mózgów ustalił, że nie ma pojęcia co mamy zrobić i że bardzo im z tego powodu przykro. Cóż, dobrze, że chociaż im się przykro zrobiło…
- W desperacji zadzwoniłem w końcu na Straż Miejską, która przekierowała mnie do Ratownictwa Medycznego, które zdecydowało się wysłać do nas karetkę. W końcu! Po ponad trzech godzinach!
Godzinę później przyjechała karetka, panowie ubrali się w Potężne Kostiumy, trochę takie, jak mieli w serialu „Czarnobyl”, wyszli do Adasia, zmierzyli mu temperaturę, wyszło im, że ma wysoką gorączkę, zapytali go, czy czegoś mu trzeba, on (przypomnę: schizofrenik w gorączce!) powiedział, że nic mu nie trzeba, po czym panowie ratownicy wypuścili go, wsiedli do karetki i odjechali, a Adaś poszedł w długą i tyle go wszyscy widzieliśmy.
Dziś zaś, od rana siedzi pod Drop-in, samotnie i w deszczu, bo ani nie możemy wpuścić go do środka, ani nie mamy dokąd go odesłać, ani kogo do niego wezwać.
Wiecie co z tego wynika? Moim zdaniem dwie rzeczy:
Po pierwsze, osoby bezdomne, uzależnione i chore psychiczne są dyskryminowane przez Państwo Polskie tak skrajnie, że ono nie przewiduje ich istnienia. I to nawet w sytuacji, kiedy zależy od tego zdrowie nas wszystkich, bo jeżeli Adaś ma COVID, to zakazi wiele osób - psychicznie zdrowych i chorych, nieuzależnionych i uzależnionych, sypiających w ciepłych łóżkach i na klatkach schodowych. Może zakazić kogokolwiek!
Po drugie, w obliczu tego, co wczoraj na własne oczy widziałem sądzę, że wszystkie te procedury, „Walka z epidemią”, dbałość o zdrowie publiczne i tak dalej, to kompletny pic i jaruzelskie malowanie trawy na zielono. Nikt w Polsce nawet nie próbuje radzić sobie z pandemią, te wszystkie dane o liczbie zakażonych są kompletną fikcją, nikt ani nie bada potencjalnych zakażonych, ani nie chroni potencjalnych zdrowych.
Choć, z drugiej strony, jest w tym pewna, bardzo paradoksalna i smutna pociecha, wychodzi bowiem na to, że Polska w jednym aspekcie traktuje nas wszystkich jednakowo:
Każdego z nas ma równie głęboko w D**e.