17/08/2025
Z cyklu HISTORIE PORODOWE 🎗️
🍃💎W zeszłym tygodniu dostałam kilka pięknych historii z Waszych porodów. Gratulacje 🙌
Na pewno wrócę do nich w tym tygodniu. Dziś przytaczam opowieść z przed kilku lat - mam ku temu parę powodów…
🌿 Dlaczego warto przeczytać tę historię?
1️⃣ Pokazuje przemianę – od porodu pełnego interwencji i bezradności, przez traumę, aż po doświadczenie głębokiej sprawczości i radości.
2️⃣ Uczy, że przygotowanie ma sens – wiedza, psychoterapia, joga i praca z ciałem naprawdę zmieniają przebieg porodu.
3️⃣ Mówi o sile kobiety – że w porodzie liczy się nie tylko dziecko, ale też głos, ciało i emocje matki.
4️⃣ Dodaje odwagi – opowiada szczerze o lęku i kryzysie, pokazując, jak można je przejść i doświadczyć piękna.
5️⃣ Jest świadectwem – pełnym detali, które mogą stać się mapą i wsparciem dla innych kobiet.
🍃🎗️📌Jest to historia kobiety, która jest dla mnie autorytetem w kwestach uro-fizjoterapii Fizjoterapia kobieca - Dorota Steczko o czym napisze więcej w kolejnym tygodniu✨
👇 Cała historia ( w a r t o ❤️):
„Dziś kolej na mnie - czuję, że jestem Wam winna swoją historię bo nie da się opisać jak wiele Wy mi dałyście! Dziś wyświetliło mi się kilka postów w stylu "boję się" zatem nie mogę dłużej czekać...bo ja też się bałam...a teraz wiem, że ostatni poród był najpiękniejszą przygodą w życiu!
Całą trzecią ciążę marzyłam by móc tu napisać, że się udało...i zawsze myślałam, że jak tak będzie to zrobię to w skrócie - same niezbędne konkrety..ale wiecie co? Nie da się!
Zatem....cóż...będzie długo i to bardzo bardzo długo.....ale może kogoś przekonam, że warto się przygotować do porodu, wziąć sprawy w swoje ręce i uwierzyć że POTRAFIĘ 🙂 A jak ktoś chce w skrócie to proszę zacząć od końca 🙂
2014 - pierwszy poród. Ja zupełnie nieświadoma co i jak.....przygotowanie ograniczone do szkoły rodzenia i do aktywności fizycznej. Niestety (może i stety?) każda ciąża z cukrzycą ciążową. Ciąża trudna...dużo podejrzeń różnych chorób...ostatecznie wszystko idzie dobrze do czasu kiedy córa przestaje rosnąć i w 39 tc wypadałoby już się zbierać bo robi się niepewnie. Zatem standard...patologia ciąży, oxy - cała doba skurczy bez efektów, na drugi dzień przebicie pęcherza, jakiś czas później znieczulenie i po godzince odpoczynku potrzeba parcia - na drugim skurczu hop kruszyna jest już na brzuchu. Cały poród była przy nas położna z którą się umówiliśmy. Na tamtą chwilę i przez kolejne 5 lat uważałam, że ten poród był dobry. Dopiero później zaczęłam go analizować - wnioski - poszłam na porodówkę z podświadomym przekonaniem "jestem pacjentką, ródźcie za mnie dziecko, ja będę robiła to co każecie". Kaskada interwencji medycznych, parcie w pozycji żuka...nacięcie krocza które 2 miesiące nie dawało normalnie żyć, córka wymagająca do granic...było ciężko.
2017 - drugi poród, druga cukrzyca. Ciąża bezproblemowa. Cała ciąże jedna myśl "na pewno ten poród będzie gorszy, cięższy. Na pewno nie dam rady" . Skąd? Nie wiem....! Z takim nastawieniem znów w 39 tc patologia, na drugi dzień pierwsze krople oxy ...kilka minut później było już bardzo źle. Ból mnie zaskoczył. Wszystko pamiętam jak przez mgłę...wiem że ani przez chwilę nie pomyślałam o synku tylko myślałam co zrobić żeby szło szybciej...bo przecież tak wolno...bo wtedy 2 dnia rodziłam a teraz boli jakoś 100 razy bardziej niż wtedy..😞 wiem że cały czas zaciskałam zęby, pięści...wszystko. Stwierdzenie męża "żona bez przebicia pęcherza i zzo ostatnio nie dała rady urodzić" - po tym zdaniu było już tylko gorzej. Położna nie przychodziła do nas wcale (w tym szpitalu nie można było umówić się z położą), cały czas leżałam pod KTG i niebardzo się tym interesowano. O dziwo mimo, że w tamtym momencie w szpitalu nie dawano ZZO, na głupią zaczepkę męża czy naprawdę nie da się nic zrobić położna stwierdziła "wystarczy poprosić....dziś pusty oddział" i tak chwilę później podawano mi ZZO, co ponownie w moim przypadku dało efekt partych chwilę później. Pozycja leżąca na boku a później "żuczek" ale z ochroną krocza. Po tym porodzie czułam się psychicznie i fizycznie fatalnie. Wszystko było nie tak jak powinno być. Jedyny plus....syn był oazą spokoju i generalnie totalnie niewymagające dzieciątko (większość czasu mogłam poświęcić nadal wymagającej córce 🙂 ) .
2020 - trzeci poród 🥰
Po traumie z drugiego porodu postanowiłam się do trzeciej ciąży przygotować całą sobą. Wymagałam tego od siebie jako kobieta...matka...i jako fizjoterapeuta uro który uczy w szkole rodzenia mając w głowie wizje porodu "ok " i porodu "traumy" ....a marząc o porodzie ....w pełni świadomym i zgodnym ze mną i naturą.
Pół roku przed zajściem w ciążę zaczęłam rehabilitację urogin i psychoterapię. W rodzinie patrzono na mnie jak na wariatkę...bo przecież poród to poród. Nie mamy na niego wpływu.
Początek ciąży pokrył się z początkiem Covida...i kilka dni później z informacją o nowotworze złośliwym u mojej mamy (dzieli nas 400km). Czy to stres...czy po prostu tak miało być....ale pierwsze 15 tygodni ciąży nie byłam w stanie funkcjonować - wymioty, migreny....wszystko co możliwe. Było fatalnie. Ok 20 tc zaczęłam wychodzić na prostą - zapisałam się na kurs do Beaty, skończył się lockdown więc w te pędy zapisałam się na jogę i do koleżanek osteopaty i fizjo urogin. Wieczorami umierając ze zmęczenia po całym dniu z moimi przedszkolakami czytałam tony książek okołoporodowych....Chodziłam spać z myślą że mózg mi eksploduje od pytania "dlaczego wcześniej o tym nie wiedziałam? " "dlaczego nikt nie uczy o tym jaką FIZJOLOGIĄ jest poród". Ciężko było mi słuchać afirmacji i wizualizacji - nie wierzyłam w nie, ale jedna z koleżanek fizjo powiedziała, że nie muszę w nie wierzyć....ważne że podświadomość je koduje (święta racja jak się okazało!). Tak więc słuchałam, robiłam pilnie zadania z Błękitnego Porodu, pochłaniałam Irenke Chołuj, Wasze historie porodowe.....zakochiwałam się w jodze (pierwszy raz miałam czas na wsłuchanie się w swoje ciało) i zameczałam męża opowieściami w stylu "a wiedziałeś, że...?" . I tu z mężem też miałam kilka spraw na których obgadanie przyszła pora dopiero tydzień przed porodem. Podświadomie nie chciałam żeby był ze mną w czasie porodu tym razem - dlaczego? Przecież przy obydwóch pomógł mi ogromnie, przynosił ulgę w bólu i był łącznikiem. Otóż to mi uświadomiła dopiero Pani psycholog którą spotkałam na jednym z kursów zawodowych miesiąc przed porodem. Kilka spotkań i olśnienie - nie mogę wszystkiego kontrolować i wszystkich uszczęśliwiać! W porodzie jestem ważna JA I DZIECKO! Nie muszę myśleć o tym, czy personel jest zadowolony i czy mężowi się nie nudzi. Tak..taka głupota ale w drugim porodzie non stop myślałam o tym, że strasznie długo nie ma postępów i pewnie mąż już jest zmęczony itp 🤦♀️ Tak więc szczera rozmowa i kawa na ławę - "masz zabrać ze sobą audiobooki, muzykę, jedzenie, picie i wszystko co Cię zajmie i wiedz że nie będę się interesowała tym czy się nudzisz czy nie - ja zamierzam się skupiać na maluchu i sobie niezależnie czy będzie to trwało kilka godzin czy kilka dób. I zakaz mówienia że cokolwiek nie idzie - masz mówić że jestem silna, dam radę itp itd. "Cóż...wiedziałam, że będzie mu ciężko iść moim torem myślenia...ale wiedziałam, że wie ile przygotowań włożyłam w ten poród i od tego momentu byłam już pewna że wskoczy na te tory....i pożegna przekonanie, że naturze trzeba pomóc, przyśpieszyć itp.
PORÓD:
Cukrzyca zmuszała do rozwiązania przed 40 tc
Spotykam się kilka razy z położną z którą umówiłam się już w połowie ciąży - Pani Anna Jastrzębska (tak - to mój porodowy anioł!). 24.10 dajemy sobie deadline i umawiamy się, że "wiesz co robić....działaj w domu a jeśli się nie uda, widzimy się 24.10"
Od 2 tygodni dzieci chodziły do przedszkola więc pierwszy raz od początku ciąży byłam sama i mogłam odpocząć i uwierzcie .....całe przedpołudnia przesypiałam 😱Robiłam też wszystko żeby pojawił się choć cień skurczy....ale wszystko z rosnącą paniką w głowie "co będzie jeśli się nie uda?". Wiesiołek, schody, ćwiczenia, joga, rozmowy z Maluchem, wizualizacje.....było wszystko. Tydzień przed zaczęłam panikować......i tu pojawiła się ponownie rozmowa z zaprzyjaźnioną Panią psycholog która podpowiedziała jak wrócić do ciała..... zaczęłam kilka razy dziennie słuchać medytacji Małgosi Mostowskiej 🥰🥰 wróciłam do praktyki jogi w domu (od kilku tyg nie mogłam chodzić bo spojenie łonowe już nie wytrzymywało).
Codziennie wieczorem masaż brodawek...nic nie działało.
23.10 dałam sobie swój deadline - wizyta u gin - po wizycie czułam delikatne skurcze. Po obiedzie dziwna biegunka.... 🧐 Nie wiem skąd ale mimo, że skurcze były totalnie nieregularne i raczej delikatnie bardziej bolesne niż zwykłe przepowiadacze wiedziałam że się zaczęło.
Po południu zabawa z dziećmi w lekarza elektryka - dzieciaki podpięły mi TENSY na kostki ....a po uśpieniu ich podłączyłam laktator. Po 10 min rozhulałam maszynę 🙂
Kładąc się spać zainstalowałam aplikację tak na wszelki wypadek.....ale w sumie już co 9 minut budziłam się żeby włączyć start. Po jakiś 2 godz drzemek co 9 min....przydreptała do mnie córka 🤦♀️ - myśl "cholera przecież sypialnia była moim miejscem kotwicą".
Czując że trochę mi niewygodnie stwierdziłam że założę sobie TENSY ale męża nie będę budzić (spał akurat u syna 😁) bo zacznie na pewno mnie denerwować. Podpięłam wszystko i zeszłam do salonu....(całą ciążę widziałam oczyma wyobraźni, że rodzę w nocy w salonie 🙂 ) a to trochę sprzątałam...a to poleżałam..a to coś zjadłam.. - skurcze nadal idealnie co 9 minut trwające minutę.
Sms do położnej że coś tam się dzieje więc bądźmy w kontakcie. W końcu odechciało mi się spać już przez to, że wciąż się wybudzałam więc zaczęłam szukać innych pozycji - siedzenie na piłce super ale broń Boże żeby zaczął się skurcz w tej pozycji bo bolał bardziej, w klęku super i tu skurcze całkiem akceptowalne, na stojąco też fajnie. Generalnie cały czas miałam wrażenie, że ten ból jest taki....akceptowalny. Nie wymagał ode mnie ani żadnych dźwięków (w drugim porodzie krzyczałam jak szalona). Wymagał jedynie skupienia się na oddechu, i przyjęcia pozycji lub potańczenia przez chwilę. Co jakiś czas budziłam się na dywanie z jakiejś krótkiej drzemki. W pewnym momencie usłyszałam budzik męża - 6 rano. Słyszę jego krzątaninę i tupot stóp (znów córa 😀 ). Mąż jak to mąż...zapala światła, przerażony wzrok "rodzisz???? nie spałaś??? " i tysiąc innych pytań w stylu "z czym zrobić kanapki dzieciom"🤦♀️ Wystarczyło że nie odpowiedziałam i skumał 😀 Córka patrzyła na mnie z totalnym znudzeniem i wciskała na aplikacji "start" więc okazała się nawet pomocna 🙂 Nagle zaczęło mnie porządnie wymiotować.....a na aplikacji wyskakiwało powiadomienie "skurcze co 3 min - wezwij karetkę". Dopiero wtedy pojawiła się myśl, że ok przydałoby się , żeby już przyjechała kuzynka do dzieci bo możemy się nie wyrobić....a że wybrałam szpital najdalszy od mojego miejsca zamieszkania....to trzeba się było zbierać.
W aucie....ku mojemu zaskoczeniu do przeżycia. I tu też pojawiło się największe zaskoczenie porodu. Mąż od wakacji wrócił do korzeni muzycznych tj wygrzebał starego dobrego Sokoła, DKA i inne hip hopowe nuty. I tak też wspominam drogę - i właśnie z porodem teraz mi się kojarzy Peja 😀 Pomiędzy skurczami swobodna rozmowa ...na skurczu po prostu oddech i powtarzanie "to tylko chwila....zaraz przejdzie....rozluźnij się...otwórz się..."
Po wyjściu z samochodu skurcze nagle jeden za drugim....ale nadal na tyle akceptowalne, że mogę iść jedynie nieco zwalniając tempo i oddychając głębiej.
Po wejściu na izbę położna Pani Ania zadaje pytanie którego się panicznie bałam "sprawdźmy na jakim etapie jesteś" . 5 cm! Wow cudnie! To więcej niż we wcześniejszych porodach osiągnęłam przy oxy! Zróbmy KTG - panika. Jak to? Ja nie chcę leżeć. Pani Ania przekonuje, że to dobry moment na odpoczynek po całej nocy wertykalnie. Okazuje się, że to strzał w dziesiątkę! Skurcze znacznie rzadsze i ból totalnie do zniesienia. W trakcie zamykam oczy, widzę to morze o którym w wizualizacjach mówi Beata (jak to? przecież w to nie wierzyłam) powtarzam sobie szeptem "to fala...zaraz minie" (moje zdziwienie było ogromne ale to działało!).. Po jakiś 15 min idziemy na USG - maluch mniejszy niż na ostatnim usg a w badaniu 6 cm (wow jakie tempo !) . Wracam na salę - woda w wannie nalana - wchodzimy. Mąż włącza muzykę - i tu także moje zdziwienie bo poprosiłam o playlistę nie porodową ale o tą którą zawsze włączam w pracy 🙂
Proszę Panią Anię o znieczulenie 😱 Stwierdzam że ta woda to ściema bo boli tak samo jak poza wanną (ale nadal ból akceptowalny) a przecież dopiero kryzys 7 cm przede mną i stanowczo na pewno chcę ZZO. Na co Pani Ania wypowiada najważniejsze zdanie "Nie chcesz! Wiem czego chcesz. Rozmawiałyśmy o tym nie raz. Wiem, że potrafisz i że chcesz to zrobić sama i świadomie. A kryzys 7 cm właśnie masz. Chcesz znieczulenie i to jest właśnie Twój kryzys. " . Dla mnie to była kolejna eksplozja w głowie ! JAK TO ? Przecież boli cały czas tak samo...od nocy ból jest cały czas taki sam...jest do zniesienia...nie nasila się...SZOK. Chwilę później pytanie "czujesz go?" . Tak...doskonale wiedziałam o co pyta położna. Czułam...wiedziałam gdzie jest synek. Z każdym skurczem ściskałam mężowi rękę tylko po to by mógł informować położną o skurczu i o jego częstotliwości..W głowie miałam bardzo namacalny obraz szyjki która się otwiera...widziałam i czułam to. Powtarzałam szeptem "odpuść, otwórz się, to fala" i to naprawdę działało. Pani Ania sugeruje "jak poczujesz, że to już to oddychaj w dół". Tak jest...znów w punkt. Tym razem to nie było uczucie "hallo muszę do toalety, chcę kupę" tylko było "Ok synku czuję, że jesteś, teraz będę Ci pomagać wyjść ". Skurcze parte mnie zaskakują....bo znów są ..akceptowalne ! W mojej głowie 2 faza trwała kilka godzin...w rzeczywistości 25 min. Kilka skurczy w wannie w klęku. Skurcze trochę mało wydajne więc wychodzę (bardziej mnie wyprowadzają z wanny) i wędruję na łóżko w pozycję kolankowo łokciową. Całą 2 fazę nie mogłam zebrać myśli...gdzieś uciekłam z ciała więc Pani Ania podpowiadała jak oddychać.....i tak naprawdę dopiero w momencie kiedy w głowie nagle zabłysnęła mi myśl "przepona i skosy" udało się Małego przesunąć w dół - ochrona krocza (byłam w szoku i jednocześnie zachwycona faktem, że go czuję, że wiem gdzie jest), kolejny skurcz główka...kolejny JEST 🥰
Po porodzie - DUMA! W życiu nie czułam takiej dumy i szczęścia - udało się!
Kochane - życzę Wam wszystkim pięknych porodów! Wymarzonych! Warto się przygotowywać! Warto szukać wiedzy, pozytywnych historii, wsparcia i dobrego szpitala i personelu !
I dziękuję za Wasze historie! Każda z nich była dla mnie na wagę złota! 🙂 Gwarantuję, że to dobro będę przekazywała dalej...uświadamiając że świadomy i piękny poród jest możliwy 💪
Edit korona : rodziłam w maseczce ale podejrzewam że gdybym poprosiła mogłabym ją zdjąć. Szczerze mówiąc bardzo mi pomagała wsłuchać się w oddech - działała trochę jak taka papierowa torebka przy ataku paniki 😉😉 mąż mogl być przy porodzie ale ubrany w fartuch i maskę (mieliśmy przygotowane). Testu nie robili ani mi ani mężowi a cała dokumentację łącznie z wywiadami epidemiologicznym i miałam bardzo szczegółowo opisana i podzielona wiec panie położne same wszystko ogarnęły.”
💎🍃Niech ta lektura będzie Waszą inspiracją w procesie przygotowania do porodu.
Wasza K**a 📿