18/02/2023
Za Laboratorium Psychoedukacji
Justyna Dąbrowska: Naukowcy badali, czy u ludzi istnieje coś takiego jak instynkt macierzyński. Czyli taki, który pchałby każdą z nas do posiadania dzieci, a potem mówił, jak się nimi zajmować. Z badań opisywanych m.in. przez prof. Paulę Nicolson, Viktoriję Borovską czy przede wszystkim Sarah Blaffer Hrdy we wspaniałej książce (wydanej właśnie nakładem wydawnictwa Mamania) „Matki i inni" wynika jednoznacznie, że instynkt macierzyński jest konceptem skonstruowanym społecznie i [u ludzi] nie występuje w przyrodzie. Jest do tego konceptem opresyjnym.
Katarzyna Zacharska: Opresyjnym dla kogo?
Dla kobiety, która nie znajduje w sobie tej przemożnej chęci posiadania dziecka, lub dla tej, która właśnie urodziła i wcale nie wie, jak karmić piersią czy uspokoić. Jeśli nie wie, ale słyszy, że „każda matka powinna wiedzieć", to czuje się złą matką. A to z kolei wpływa na to, jak buduje swoją relację z dzieckiem.
KZ: Czyli tego, jak opiekować się swoim potomstwem, człowiek uczy się w trakcie pełnienia funkcji rodzica?
JD: Nie tylko wtedy. Tego uczymy się – podobnie jak inne naczelne – poprzez nauczanie społeczne. Uczyliśmy się tak przez tysiące lat, żyjąc w tradycyjnych grupach. Kobiety uczyły się od innych kobiet, które całe życie obserwowały.
Dziewczynka, dorastając, widziała, jak inne dziewczynki, starsze siostry, kuzynki, babki, niedzietne ciotki zajmowały się dziećmi. Widziała, jak się nosi, karmi etc. Przekazywano sobie tę wiedzę w naturalny sposób.
KZ: Dzisiaj jest znacznie mniej dzieci w naszym otoczeniu.
JD: Dzieci jest mało, a poza tym żyjemy w porozpraszanych rodzinach. Z punktu widzenia ewolucji gatunku ludzkiego jesteśmy w nowym miejscu. Kiedy kobieta rodzi dziecko, jest ono często pierwszym noworodkiem, którego widzi czy przytula. Dostaje w ręce kogoś, kogo do tej pory nie znała, a jeszcze słyszy, że instynkt jej wszystko podpowie. Do tego dzisiaj mieszkamy często z dala od kobiet, które znamy, które mogłyby nam przekazać umiejętności potrzebne do opieki nad dzieckiem i które mogłyby w tej opiece pomóc.
Dlatego w społeczeństwach tzw. wysokorozwiniętych, również w Polsce, kobiety coraz częściej cierpią na depresję okołoporodową. Jest ona w jakimś sensie reakcją na to, o czym mówimy.
KZ: Na osamotnienie?
JD: Na osamotnienie, izolację, na poczucie, że zostałam wrzucona w sytuację, która jest mi obca, a słyszę, że powinnam sobie z tym poradzić, bo jakiś mityczny instynkt mi powie, jak mam się w tym rozeznać. W leczeniu depresji poporodowej coraz więcej mówi się o tym, że kluczowe znaczenie mają warunki, w których kobieta jest z dzieckiem. Ekonomiczne i społeczne, to, czy ma wsparcie od bliskich. Niekoniecznie jej dyspozycje wewnętrzne i emocjonalne.
fragment rozmowy dla Wysokich Obcasów
fot Isaac Quesada
Justyna Dąbrowska: Naukowcy badali, czy u ludzi istnieje coś takiego jak instynkt macierzyński. Czyli taki, który pchałby każdą z nas do posiadania dzieci, a potem mówił, jak się nimi zajmować. Z badań opisywanych m.in. przez prof. Paulę Nicolson, Viktoriję Borovską czy przede wszystkim Sarah Blaffer Hrdy we wspaniałej książce (wydanej właśnie nakładem wydawnictwa Mamania) „Matki i inni" wynika jednoznacznie, że instynkt macierzyński jest konceptem skonstruowanym społecznie i [u ludzi] nie występuje w przyrodzie. Jest do tego konceptem opresyjnym.
Katarzyna Zacharska: Opresyjnym dla kogo?
Dla kobiety, która nie znajduje w sobie tej przemożnej chęci posiadania dziecka, lub dla tej, która właśnie urodziła i wcale nie wie, jak karmić piersią czy uspokoić. Jeśli nie wie, ale słyszy, że „każda matka powinna wiedzieć", to czuje się złą matką. A to z kolei wpływa na to, jak buduje swoją relację z dzieckiem.
KZ: Czyli tego, jak opiekować się swoim potomstwem, człowiek uczy się w trakcie pełnienia funkcji rodzica?
JD: Nie tylko wtedy. Tego uczymy się – podobnie jak inne naczelne – poprzez nauczanie społeczne. Uczyliśmy się tak przez tysiące lat, żyjąc w tradycyjnych grupach. Kobiety uczyły się od innych kobiet, które całe życie obserwowały.
Dziewczynka, dorastając, widziała, jak inne dziewczynki, starsze siostry, kuzynki, babki, niedzietne ciotki zajmowały się dziećmi. Widziała, jak się nosi, karmi etc. Przekazywano sobie tę wiedzę w naturalny sposób.
KZ: Dzisiaj jest znacznie mniej dzieci w naszym otoczeniu.
JD: Dzieci jest mało, a poza tym żyjemy w porozpraszanych rodzinach. Z punktu widzenia ewolucji gatunku ludzkiego jesteśmy w nowym miejscu. Kiedy kobieta rodzi dziecko, jest ono często pierwszym noworodkiem, którego widzi czy przytula. Dostaje w ręce kogoś, kogo do tej pory nie znała, a jeszcze słyszy, że instynkt jej wszystko podpowie. Do tego dzisiaj mieszkamy często z dala od kobiet, które znamy, które mogłyby nam przekazać umiejętności potrzebne do opieki nad dzieckiem i które mogłyby w tej opiece pomóc.
Dlatego w społeczeństwach tzw. wysokorozwiniętych, również w Polsce, kobiety coraz częściej cierpią na depresję okołoporodową. Jest ona w jakimś sensie reakcją na to, o czym mówimy.
KZ: Na osamotnienie?
JD: Na osamotnienie, izolację, na poczucie, że zostałam wrzucona w sytuację, która jest mi obca, a słyszę, że powinnam sobie z tym poradzić, bo jakiś mityczny instynkt mi powie, jak mam się w tym rozeznać. W leczeniu depresji poporodowej coraz więcej mówi się o tym, że kluczowe znaczenie mają warunki, w których kobieta jest z dzieckiem. Ekonomiczne i społeczne, to, czy ma wsparcie od bliskich. Niekoniecznie jej dyspozycje wewnętrzne i emocjonalne.
fragment rozmowy dla Wysokich Obcasów
fot Isaac Quesada