24/08/2025
Czy można żyć bez lęku?
Miniony tydzień przyniósł mi sporo obaw – takich najbardziej fundamentalnych, związanych z materialnym istnieniem. Szara codzienność naznaczona wysokością rachunków i koniecznych wpłat.
Nieprzewidziane koszty sprawiły, że zaczęłam się martwić (a właściwie bać), czy na wszystko wystarczy i czy na pewno sobie poradzę. Byłam tym wyczerpana.
Dodatkowo pojawił się ból fizyczny, znów w barku, który tylko potęgował mój strach.
Śpieszyłam się na wizytę lekarską do ortopedy.
Wyszłam z mieszkania i poczułam chłód. Na przystanku uzmysłowiłam sobie, że wracając, zmarznę jeszcze bardziej.
Było późne popołudnie. Do odjazdu autobusu zostało kilka minut.
Pomyślałam, że muszę wrócić po coś cieplejszego, ale wtedy mogłabym nie zdążyć i spóźnić się na wizytę.
Znów ogarnął mnie lęk. Mimo to ruszyłam po kurtkę.
I wtedy wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Przebiegając przez ulicę, poczułam w sobie wielki opór – jakby wszystkie komórki krzyczały: „Dość! Nie chcę się już bać!”
Ułamek sekundy później pojawiła się racjonalizacja: „Nic się nie stanie, jeśli nie zdążę na autobus. Nic się nie stanie, jeśli spóźnię się do lekarza. Jestem dorosła, znajdę rozwiązanie.”
To nie był moment z fajerwerkami, ale wyraźny przebłysk – integracja myśli, ciała i emocji.
Ot, zwykła chwila: przebiegałam przez ulicę w pośpiechu, a jednak wydarzył się rodzaj przełomu. Mój umysł – zwykle tak pomocny – zaczął szeptać: „A co, jeśli teraz naprawdę przestanę się bać? Co będę czuć bez lęku?”
Wypuściłam powietrze, poczułam ciężar własnego ciała i znalazłam odpowiedź.
Zamiast lęku przyszła ufność.
Ufność w to, co jest, i w to, co dopiero nastąpi.
Ufność, która mówi, że wszystko dzieje się właściwie – nawet jeśli teraz tego nie rozumiem.
Zwolniłam. Spokojnym krokiem weszłam do mieszkania, wzięłam lekką kurtkę, zamknęłam drzwi i udałam się na przystanek.
Chwilę potem nadjechał autobus, na który chciałam zdążyć. Jechał jednak wolno – Kraków jest cały rozkopany, a komunikacja miejska ma spore opóźnienia. Planowałam trasę, nie biorąc tego pod uwagę.
Na przesiadce zorientowałam się, że nie zdążę na kolejny autobus.
Znów odetchnęłam i pomyślałam: „Będzie, co będzie. Będzie dobrze.”
W tej samej chwili nadjechał pospieszny, którego aplikacja nie uwzględniła – też był spóźniony. Do lekarza zdążyłam na czas.
W drodze powrotnej spotkało mnie jeszcze kilka takich „cudów”, w tym rozmowa z uroczą starszą panią. Pojawiła się też refleksja:
Ufność otwiera potencjał, lęk zaś kreuje brak.
Nie wiem, czy można całkiem żyć bez lęku. Być może nie. Prawdopodobnie urodziliśmy się z nim (i ze złością – możliwe, że pierwszy krzyk noworodka jest właśnie ich wyrazem).
Chciałabym jednak, by lęk pozostał tylko informacją – rozsądnym doradcą, emocjonalnym barometrem, który pomaga rozróżniać rangę rzeczy po które chcę siegnąć, albo nie.
Czego i Państwu z całego serca życzę.
fot. Aleksandra Peterman-Szlaga