08/07/2025
Czasami zaczynacie pracę z logopedą za wcześnie.
Co to znaczy? Czy zostanę zlinczowana? Zapewne...
Czasami dziecko trafia do logopedy, kiedy ma 3 lub 4 lata. I ten logopeda z tymi wszystkimi pięknymi, ładnymi, mądrymi słowami: terapia miofunkcjonalna, pozycja spoczynkowa, infantylne położenie języka – łapie takiego Rodzica na terapię, a potem – dziecko w wieku 6 lat – dalej "toczy" pod górę ten sam problem.
Mimo 3 lat terapii.
Czemu tak jest? Czy tak musi być zawsze?
Okazuje się, że nie.
Lubię wczesną logopedię. Mądrą logopedię. Taką, która czerpie z badań naukowych, z podstaw medycznych, która integruje wiedzę. Przecież to, czego dowiedzieliśmy się w ostatnim 10-leciu o mózgu, całkowicie zmieniło nasze pojmowanie procesów uczenia się!
A psychologia? No jaki zwrot w stronę podążania i relacji, zamiast średniowiecznych, dyscyplinujących metod przytrzymujących dziecko, bo „tak trzeba!”, bo „nam wejdzie na głowę”!!
Logopeda ma zdiagnozować problem. Czyli mówi: „jest tak i tak”.
Logopeda ma znaleźć przyczyny: „robimy teraz to i to, nie robimy tego i tego”.
Logopeda ma rozpoznać etap rozwoju dziecka: 3-latek nie ogarnie terapii miofunkcjonalnej i połykania. W przeważającej mierze nie ogarnie – choć znam zdeterminowanych rodziców, którzy to zrobili, i robimy podcięcia, robimy wtedy masaże, modyfikujemy warunki, ale ze świadomością, że wysoce prawdopodobne, że to dziecko w terapii tak czy siak utknie do 7. roku życia.
Czemu do 7?
Bo wtedy kończy się zwyczajowo rozwój mowy dziecka.
Wtedy wchodzą najtrudniejsze głoski, czyli R, SZ, RZ, CZ, DŻ – a my możemy sprawdzić czy są prawidłowe i ewentualnie nad nimi dalej pracować.
Więc co zrobić?
RESZTA w Komentarzu ❤️