Gabinet Psychoterapii, Psychoedukacji i Mediacji w Krakowie-Kinga Karcz

Gabinet Psychoterapii, Psychoedukacji i Mediacji w Krakowie-Kinga Karcz Jestem dyplomowaną psychoterapeutką w trakcie certyfikacji w Polskim Towarzystwie Psychoterapii Ps Od ponad 20 lat pracuję z młodzieżą i dorosłymi. in. J.

Jestem dyplomowaną psychoterapeutką w trakcie certyfikacji w Polskim Towarzystwie Psychoterapii Psychodynamicznej, psychologiem, pedagogiem, socjoterapeutką i mediatorem rodzinnym. Ukończyłam szkolenia w zakresie: psychoterapii dorosłych oraz socjoterapii i psychoterapii dzieci i młodzieży w Krakowskim Centrum Psychodynamicznym a także mediacji w warszawskim Stowarzyszeniu Mediatorów Rodzinnych (wpisana na listę mediatorów Sądu Okręgowego w Krakowie z ramienia Bonifraterskiego Ośrodka Mediacji). Doświadczenia zawodowe w zakresie psychoterapii zdobywałam m. podczas stażów na Oddziale Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic Szpitala Specjalistycznego im. Babińskiego w Krakowie, Oddziale Dziennym Leczenia Nerwic i Zaburzeń Behawioralnych CM UJ, a także od wielu lat biorę udział w konferencjach i sympozjach organizowanych przez Polskie Towarzystwo Psychoterapii Psychodynamicznej, którego jestem członkiem. Swoją pracę poddaję regularnej superwizji w Krakowskim Centrum Psychodynamicznym u certyfikowanych psychoterapeutów i superwizorów Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychodynamicznej i Polskiego Towarzystwa Psychologicznego.

07/10/2025

– Nic mi nie jest – mówi nastolatka.
– Wydaje mi się jednak, że coś się wydarzyło – odpowiada mama.
– A co się nagle takiego stało, że się mną interesujesz? – obrusza się nastolatka. Nie jest to pytanie. To informacja o tym, jak ciężko jest bez zainteresowania rodzica.

Mama czuje ukłucie, obiecała sobie kiedyś, że nie będzie taka jak własna matka, czyli obecna fizycznie, ale nie emocjonalnie. Bierze więc głęboki oddech i pilnuje, by być u córki, a nie „u siebie”, odpowiadając:
– Mówisz tak, bo ostatnio nie rozmawiałyśmy, co? Nie było mnie, kiedy potrzebowałaś?
– Ostatnio? A kiedyś byłaś? Wiecznie się czepiasz i interesuje cię tylko to, czy w szkole jest okej. – Córka nie odpuści, mimo że podoba jej się to, jak mama odpowiedziała; lęk przed tym, że za chwilę znów będzie odsunięta, odrzucona w tym, co przeżywa, jest zbyt silny.
– To musi być trudne, nie chciałam, by nasz kontakt opierał się na czepianiu i pytaniu o szkołę. Powiedz mi więcej, co jest dla ciebie trudne w tym, co robię lub czego nie robię. – Mama wspina się na wyżyny, dostała kilka ciosów i wie, że aby ponownie zbudować otwartość i powiedzieć, na czym jej zależy, ma wysłuchać córkę. Myśli: „Cholera, tak trudno jest ją dopytywać o to, co spieprzyłam, kiedy widzę, jaki zrobiłam postęp! Moja matka nie robiła połowy tego, co ja robię dla niej!”.

– Chyba sama wiesz. – Córka jest w rozdarciu, najchętniej wtuliłaby się w mamę i rozpłakała, ale nie potrafi. Blokuje ją obawa, że za moment i tak znów będzie afera, problemy, matka wróci do jęczenia, a ona będzie wieczorem wysłuchiwać, jak opowiada ojcu, że tylko są z nią problemy. Siedzi więc sztywna, pokazując całą sobą, że jest pełna bólu.

– Tak, wiem. I wiem też, jak bywa nam trudno. Obie w tym jesteśmy i możemy sobie pomóc, możemy spróbować zrobić tak, by było inaczej. Chcę, żeby było ci dobrze. – Tutaj mama powiedziałaby, że ją kocha i jest najlepszym, co ją w życiu spotkało, ale jeszcze nie da rady. – Chociaż chcę inaczej z tobą rozmawiać, to czasami nie potrafię. Chcę cię wysłuchać i chcę, byś mi kiedyś ponownie zaufała. – Mama używa „bezpiecznych słów” informujących, że kiedyś być może będzie coś możliwe; nie mówi, że na pewno tak będzie.

Córka jest w szoku, nie wie, co się dzieje, podoba jej się to, co mama mówi, jednocześnie nie wierzy, że będzie inaczej. W głębi siebie wie, że bardzo potrzebuje matki i nic nie zastąpi tej więzi – ani koleżanki, ani babcia, ani ciocie, ani mama przyjaciółki. Tak trudno jest znów zaufać. Chciałaby się przytulić, lecz nadal siedzi sztywno i jedyne, co się zmieniło, to że nie chce już mamy słownie atakować.

Mama bierze wdech, przytula córkę i mówi:
– Wiem, że jest ci ciężko, przepraszam, że mnie przy tobie nie było.

I w tym miejscu, w zależności od tego, jak dużo jest między nimi trudnych doświadczeń,
a) córka może pozostać szorstka, a mama będzie potrzebowała jeszcze sporo takich rozmów;
b) razem sobie popłaczą i mama spróbuje być dla córki portem oraz bezpieczną wioską.

------------
Fragment książki "Konflikty w rodzinie" --->
https://bit.ly/Zobacz_ksiazke

05/10/2025

NEGATYWNA REAKCJA TERAPEUTYCZNA z perspektywy teorii przywiązania

Terapeuta rodzinny, Salvador Minuchin (1980) powiedział kiedyś, że historia jest zawsze obecna w danej chwili: nie musimy pytać dorosłych o ich przeszłe doświadczenia, wystarczy, że zaobserwujemy wzorzec ich zachowań w zażyłych relacjach, a on odsłoni ich historię - to znaczy ich utajoną wiedzę relacyjną.

Pierwsze relacje, z jakimi mamy do czynienia, to te, które nawiązujemy z rodzicami. Ponieważ są one pierwotne i trwają stosunkowo długo, wywierają silny wpływ na dalszy przebieg naszego życia. W relacji rodzic–dziecko przez wiele lat kształtują się i utrwalają podstawowe wzorce zachowań, komunikacji oraz regulacji emocji. Z dużym prawdopodobieństwem zostają one uwewnętrznione w postaci reprezentacji umysłowych — schematów myślenia, odczuwania i reagowania w kontaktach z innymi (tzw. modeli roboczych).

Wzorce te wpływają na nasze zachowania i subiektywne doświadczenia, niezależnie od tego, czy pierwotne figury przywiązania są nadal obecne w naszym życiu, czy też nie. Doświadczenia przywiązaniowe zostają zakodowane w umyśle i oddziałują na relacje, które tworzymy w dorosłości — także na tę, która rozwija się w relacji terapeutycznej.

Część pacjentów, którzy doznali urazów od pierwotnych opiekunów, automatycznie dostrzega zagrożenie w sygnałach, które są niejednoznaczne, zupełnie niegroźne albo pozytywne.

W tym znaczeniu negatywna reakcja terapeutyczna nie jest tylko „oporem”, ale strategią podtrzymywania więzi w taki sposób, który wydaje się pacjentowi bezpieczniejszy (nawet jeśli jest destrukcyjny).

Pacjent wchodzi w terapię z poziomu swoich wewnętrznych modeli operacyjnych więzi (internal working models).Te modele kształtują oczekiwania wobec „figury opiekuńczej” – tu: terapeuty. Jeśli wczesne doświadczenia były pełne zawodów, odrzucenia lub nadużycia, to terapeutyczne „dawanie pomocy” może budzić lęk, nieufność, a nawet wrogość. Terapeuta automatycznie staje się "figurą przywiązania" na którą pacjent rzutuje swoje podstawowe oczekiwania wobec relacji i lęki.

"Często konieczne jest zrozumienie nie tego, co zachowanie (pacjenta) ujawnia, ale tego, co ukrywa"

Źródła negatywnej reakcji z perspektywy teorii więzi:
• Lęk przed bliskością (w przywiązaniu lękowo-unikającym)
Poprawa w terapii oznacza przyjęcie pomocy i zależność od drugiej osoby. "Jeśli się do kogoś zbliżę, to będzie bolało". Dla kogoś, kto nauczył się unikania, bliskość kojarzy się z zagrożeniem – stąd wycofanie, dewaluacja i pogorszenie.
• Lęk przed opuszczeniem (w przywiązaniu lękowo-ambiwalentnym)
Każda poprawa bywa przeżywana jako ryzyko utraty relacji: „Jeśli wyzdrowieję, terapeuta mnie porzuci”. Dlatego pacjent nieświadomie „psuje” postępy, aby utrzymać potrzebę terapii.
• Nieufność i dezorganizacja (w przywiązaniu zdezorganizowanym)
Pomoc od terapeuty może przypominać doświadczenie figury opiekuńczej, która była jednocześnie źródłem wsparcia i zagrożenia.
W efekcie każda próba poprawy wywołuje ambiwalencję: pragnienie zależności i jednoczesny lęk przed skrzywdzeniem.
Osoby z traumatycznym przywiązaniem często czują, że „nie zasługują na pomoc”.
Poprawa burzy spójność tego obrazu, więc pojawia się auto-sabotowanie terapii albo poczucie lojalności wobec pierwotnego opiekuna, (nawet jeśli był źródłem zagrożenia), w myśl przekonania, że "lepsze znane zło niż nieznane".

Bibliografia:
•Minuchin S. (1980) Philadelphia Child Giudance Clinuc, praktyka kliniczna w okresie letnim
•Powell B., Cooper G., Hoffmann K., Marvin B. Krąg ufności. Interwencje wzmacniające przywiązanie we wczesnych relacjach rodzic-dziecko, tłum. R. Andruszkiewicz, WUJ, Kraków 2015
•Wallin D.J. Przywiązanie w psychoterapii, tłum. M. Cierpisz. WUJ, Kraków, 2011,

Obraz: fragment obrazu Jacka Malczewskiego "Rzeczywistość"


30/09/2025

„Półsieroctwo”, nieobecność ojca i głód ojca nie są ze sobą tożsame. Ostatni możemy odczuwać, nawet jeżeli go posiadamy, z kolei nieobecność wynika z jego śmierci, rozwodu, porzucenia albo nieznajomości biologicznego rodzica. W każdym razie głód ojca zawsze dotyczy stanu emocjonalnego kogoś, kto łaknie przewodnictwa, bezpieczeństwa, tożsamości, ochrony lub po prostu aprobaty. U dzieci manifestuje się jako lęk przed porzuceniem, poczucie pustki, zaniżona samoocena, mania kontroli i (lub) problemy z okazywaniem zaufania. Na poziomie zarówno społeczeństwa, jak i jednostki, głód ojca staje się równoznaczny z wrażeniem niepełnej samorealizacji. Tym samym u obu płci występuje zwiększone zapotrzebowanie na bliskość oraz atencję, sprzyjające dysfunkcjom.
Herzog pierwotnie użył określenia „głód ojca”, pisząc o mężczyznach, którzy doświadczyli niespodziewanej straty ojca. Maine była zdania, że każde dziecko doświadcza głębokiej, dojmującej tęsknoty za swoim ojcem, ale również posługiwała się tym terminem głównie w odniesieniu do dziewcząt, które pragnęły emocjonalnej bliskości z rodzicem, wykazując nie tylko zaburzenia odżywiania, ale ogólne problemy w kontaktach z drugą płcią, jak również z wyrażaniem siebie czy asertywnością. Oboje teoretyków widziało w nieobecności ojca groźbę deprywacji, której zaradzić może wyłącznie szybkie pojawienie się osoby, która spełni te funkcje zamiast niego.
Możliwym kluczem do zrozumienia tego zjawiska jest fakt, że dziecko, niekoniecznie świadomie, czuje się porzucone. Jak to ujęła Beth Erickson, „Głód ojca zawsze ma to samo źródło: opuszczenie. Abdykacja ojca może być pełna albo jedynie emocjonalna”. Niezależnie od przyczyny, dziecko zostało pozbawione ojca, a tym samym – wszelkich świadczeń z jego strony."

"Scenariusze ojcostwa" praca zbiorowa, wyd Ingenium (zapowiedź)
il Fons Heijnsbroek

23/09/2025

Szanowni Państwo,

jestem psychoterapeutką rodzinną w Pracowni Psychoterapii DIALOGI przy Ośrodku Szkoleń Systemowych w Krakowie.

Interesuje się terapią rodzinną z małymi dziećmi. Chciałabym zbadać udział małych dzieci w terapii rodzinnej.

Badanie skierowane jest do psychoterapeutów pracujących z rodzinami.

Ankieta jest w pełni anonimowa i dobrowolna, a wypełnienie jej zajmuje około 5 minut.

Zebrane dane zostaną wykorzystane wyłącznie do celów naukowych.

Z góry dziękuję za poświęcony czas i pomoc w realizacji badania. Poniżej przesyłam link do ankiety.

https://docs.google.com/forms/d/1OFKHMc-IxrR2R3dQCXfCNPNTf7BGvcW6x-YQQgu5p08/edit

Proszę również o rozpowszechnianie ankiety wśród psychoterapeutów pracujących z rodzinami.

Dr Katarzyna Morajda

20/09/2025
09/09/2025

KIEDY OJCA NIE MA...

Brak ojca odciska piętno nie tylko na osobistym i psychicznym rozwoju dziecka, ale także na jego społecznym funkcjonowaniu.
W teraźniejszość dorosłego, którego ojciec był (psychicznie czy fizycznie) nieobecny wbijają się odłamki utraconej przeszłości – tej, która mogłaby zaistnieć, gdyby tata naprawdę BYŁ. To echa niespełnionych pragnień, nieprzeżytych chwil, niewypowiedzianych słów i gestów, które nigdy nie znalazły swojego adresata. One brzmią w sercu takiego człowieka przez całe jego życie.
Ojciec, który jest fizycznie, ale jakby go nie było – pochłonięty uzależnieniem, depresją czy niekończącą się pracą – zostawia swoje dzieci z pustką. PUSTKĄ w miejscu, które powinno być najczulej wypełnione jego miłością.

Osłabienie więzi z ojcem ma swoje kulturowe korzenie w odległej przeszłości. Dziś obserwujemy jej powszechne załamanie, ale równocześnie coraz wyraźniejsze dążenie do odbudowy i przywrócenia jej znaczenia.

Koncepcja SYNDROMU MARTWEGO OJCA wywodzi się od André Greena, francuskiego psychoanalityka z połowy XX wieku. Choć pierwotnie pisał on o "syndromie martwej matki", w późniejszym czasie stosował to określenie również do nieobecnego, depresyjnego i pogrążonego w wewnętrznej martwocie mężczyzny.

Słowo MARTWOTA odnosi się do nieświadomych i nieznanych ojcowskich zranień, emocjonalnego braku, który zakłóca jego zdolność do relacyjności i opieki nad dzieckiem. Zmartwienia ojca, jego wycofanie, nieobecność i depresyjność przechodzą na dziecko. Uwewnętrzniając obumarłego ojca dziecko samo siebie WYGASZA. Zamiast przeżywać własne życie, pozostaje związane z obojętnym, wycofanym obrazem rodzica. To wpływa na jego ciało, psychikę i relacje jakie buduje z innymi ludźmi.
Ojciec, którego NIE MA pozostaje żywy w swojej nieobecności i jednocześnie obecny w zgubnych konsekwencjach swojej martwoty.
Doświadczenie nieobecnego ojca powoduje niepokojącą, trudną do przyjęcia utratę znaczenia. André Green opisuje to następująco:

"(...) nieistnienie wspomnień, nieistnienie w umyśle, nieistnienie kontaktu, nieistnienie uczuć - każde z nich zagęszcza się w postaci luki. Jednak ta luka nie odnosi się do zwykłej próżni lub tego, co zostało utracone - staje się substratem tego, co rzeczywiste."

NIEOBECNOŚĆ stanowi sytuację pośrednią między OBECNOŚCIĄ a STRATĄ. Innymi słowy, a także z perspektywy zorientowanej na rozwój osobowości, NIEOBECNOŚĆ tkwi w samym centrum OBECNOŚCI (i) UTRATY.

Co niezwykłe, umysł potrafi ocalić i przywrócić to, co było związane z utraconym obiektem – nawet jeśli samego obiektu już nie ma. Stworzenie świadomej przestrzeni dla uczuć i emocji wymaga ich rozpoznania i przemiany. To droga, która prowadzi przez przyznanie się do żalu, odróżnienie tego, co wciąż żywe, od tego, co już martwe, i odzyskanie własnej odrębności.

André Green pisał o życiu psychicznym opartym na utracie: nieobecny inny wyznacza rozwojową możliwość, ale jednocześnie staje się cmentarzem tam, gdzie "nieobecność jest zbilansowana, złożona i paradoksalna."
Z jednej strony, jeśli nieobecność jest związana z nieznanym, nieoznaczonym i pustym ojcem, pozbawione wsparcia ego dziecka może rozbić się na kawałki. Z drugiej jednak - nieobecność może okazać się przestrzenią dla ożywienia życia psychicznego.
Terapia może pomóc pogłębić pamięć i spleść ze sobą wyobrażenia nie zawsze oparte na rzeczywistości, po to aby nie dopuścić do ich całkowitej utraty. Tymbardziej, że brak reprezentacji ważnych osób i zdarzeń w umyśle daje przestrzeń mieszkalną nie tylko dla jałowości, próżni i bezsensu ale też dla niszczących, wewnętrznych postaci. Innymi słowy dla destrukcyjności. Pod nieobecność ojca dziecko zostaje odcięte od swoich instynktów a jego osobowość zakorzenia się w BRAKU.
U N I E O B E C N I A się. Uwewnętrzniona utrata pragnie świadomego rozpoznania.
Aby rozpoznać i uzdrowić tak rozległe rany, niezbędne jest długotrwałe leczenie i głęboki, wewnętrzny proces.

"To, co zostało wyparte i zaniedbane, domaga się poznania. Oznacza to dostrzeżenie i wskazanie deficytów w zaniedbanej części osobowości, aby psychika mogła zacząć się samoregulować, a leczenie tym samym rozpocząć." (Sartre)

Leczenie jest bolesne, bo przebiega wzdłuż ścieżki wytyczonej przez deficyt, próżnię, dojmujący brak, nieskończoną tęsknotę i dręczącą pustkę. Poprzez pracę wyobraźni, procesy introjekcji i identyfikacji "utracony (ojcowski) obiekt" zostaje niejako wzięty w psychikę, gdzie zaczyna żyć nowym, wewnętrznym życiem.
Okazuje się, że akceptacji straty w świecie zewnętrznym towarzyszy rekonstrukcja odpowiadającego jej obiektu w świecie wewnętrznym.
Wyzwolenie od UTRATY i NIEOBECNOŚCI porusza zdolność do czerpania przyjemności ze świata i zwyczajnego życia.

I trochę inaczej o nieobecności czyli kiedy JESZCZE kogoś NIE MA:

"(...) mama odpowiadała, że jest smutna, bo jeszcze się nie urodziłam, a ona już do mnie tęskni.
-Jak możesz do mnie tęsknić, skoro mnie jeszcze nie ma? - pytałam.
Wiedziałam już, że tęskni się za kimś, kogo się utraciło, że tęsknota jest efektem straty.
-Ale może też być odwrotnie-odpowiadała.
-Jeżeli się do kogoś tęskni, to ON JUŻ JEST.
(...) Zrozumiałam swoim dziecięcym umysłem, że jest mnie więcej, niż sobie do tej pory wyobrażałam. I nawet jeżeli powiem: "Jestem NIEOBECNA", to i tak na pierwszym miejscu znajduje się: JESTEM - najważniejsze i najdziwniejsze słowo świata." (Tokarczuk)

➡️Kohon, G., The Greening of Psychoanalysis: André Green in Dialoques with Gregorio Kohon [w:] The Dead Mother: The Work of André Green, Kohon G. (ed), London: Routledge, 1999, s.8
➡️Sartre, J.-P., Egzystencjalizm jest humanizmem [w:] Problem bytu i nicości, tłum: Kowalska, M., Krajewski, J.Warszawa:deAgostini Polska, 1998, s.158
➡️Schwartz, S.E., Nieobecny ojciec, wpływ braku ojca na córkę-pragnienie i rana,przekład. A. Rychwał-Chybowska, wyd. Raven - Instytut Studiów Kulturowych, Czeladź, 2025
➡️Tokarczuk, O. Czuły narrator, Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2020 s.262-263
Rzeźba autorstwa Tomasza Górnickiego "Wojciech Korfanty" w Muzeum Śląskim w Katowicach



07/09/2025
27/07/2025

CO NAPRAWDĘ LECZY W PSYCHOTERAPII?

To fundamentalne pytanie i warto znać naukowe podstawy odpowiedzi na nie!

Leczy nie sama metoda – ale terapeuta.

🔍 Badania APA (Norcross & Lambert, 2019) jasno pokazują, że relacja terapeutyczna jest jednym z najsilniejszych czynników zmiany.
To nie tylko „dodatek” – to główna dźwignia skuteczności terapii.

📊 Nawet jeśli dwóch terapeutów stosuje tę samą metodę, ich efekty mogą być bardzo różne. Dlaczego? Bo kluczowe znaczenie ma jakość relacji, styl pracy i osobowość terapeuty (Kiesler, 1966; Castonguay & Hill, 2017).

🧠 Zamiast upraszczać i oceniać całe nurty, zapytać:

👉 Jak ten konkretny nurt uczy budowania relacji?
👉 Czy przygotowuje terapeutę do przymierza terapeutycznego?
👉 Czy praca relacją to jego standard?

✅ Rzetelna rozmowa o skuteczności terapii zaczyna się nie od pytania: "Jaka metoda?", ale od pytania:

"Jak pracuje terapeuta i co wnosi do relacji terapeutycznej?"

Foto: inspiracja internet





27/07/2025

Bycia w relacjach uczymy się od dnia narodzin. Aby móc kochać, najpierw musimy być kochani. To, czego człowiek doświadcza w pierwszych latach życia w relacji z najbliższymi, przyjmuje za ogólnie obowiązujące zasady bycia z innymi ludźmi. Z czasem stają się one pryzmatem, przez który już jako dorosły będzie postrzegał siebie i świat.
Bowlby wyróżnił trzy podstawowe style przywiązania. Pierwszy to bezpieczne przywiązanie. Osoby, które reprezentują ten styl, zazwyczaj doświadczyły ciepłej, bliskiej, stałej i przewidywalnej więzi z obojgiem rodziców. Ich WMF zbudowany jest wokół zaufania, wizerunku siebie jako człowieka wierzącego w swoją wartość oraz wizerunku innych ludzi jako mających zazwyczaj dobre intencje. Osoby te w bliskich związkach czują się bezpiecznie. Potrafią być z kimś, zachowując jednocześnie swoją odrębność. Rzadko martwią się o to, że będą porzucone lub że inni zanadto się do nich zbliżą. Ważne więzi zazwyczaj kojarzą im się ze szczęściem, przyjaźnią i zaufaniem.
Drugi styl przywiązania to przywiązanie lękowo-unikające. Reprezentujący go ludzie zazwyczaj pamiętają rodziców jako zmiennych i mało przewidywalnych, matkę zaś jako zimną i odrzucającą. Pod wpływem przekazów otrzymanych w dzieciństwie kształtuje się w nich przekonanie, że uczucia szybko blakną i tracą swoją intensywność, a bliskość lub zależność zagraża. W związkach, w które wchodzą, często doświadczają lęku przed bliskością, z trudem akceptują partnera. Ich bliscy opowiadają o dużym poczuciu samotności w relacji, o tym, że chcieliby być bliżej, ale wszelkie próby zmierzające do tego wywołują u partnera lęk albo irytację.(...)
Przywiązanie lękowo-ambiwalentne to trzeci styl przywiązania. W tym przypadku głównym doświadczeniem wczesnego dzieciństwa jest trudna do zrozumienia lub całkowicie niezrozumiała zmienność rodziców. Ludzie reprezentujący ten styl często wspominają ojca jako zmiennego i niesprawiedliwego. Ich dziecięce doświadczenia są pełne sprzecznych stanów – raz czuli się kochani, a za chwilę zupełnie zbędni. WMF tych ludzi zawiera obraz ich samych jako pełnych wątpliwości, o kruchym poczuciu własnej wartości, zakochujących się łatwo, ale powierzchownie, postrzegających inne osoby jako niechętne bliskości i deklaracjom. Często towarzyszą im bardzo burzliwe i skrajne emocje: obsesyjność, zazdrość, pragnienie zagarnięcia bliskiego człowieka, silne wahania nastroju. Ludzie ci żyją w ciągłym lęku przed porzuceniem i opuszczeniem, pełni są nieufności do innych osób i do siebie. Często wchodzą w związki, w których powtarzają się ich bolesne doświadczenia; ich WMF zostaje po raz kolejny utrwalony i potwierdzony.
W zależności od wczesnych doświadczeń inaczej będziemy umiejscawiać źródło siły i mocy sprawczej. Jeśli we wcześniejszych etapach życia nasze pragnienia spotykały się z wystarczająco stałą i bezpieczną odpowiedzią otoczenia, to będziemy skłonni postrzegać siebie jako osoby wartościowe i godne miłości, a świat jako rzeczywistość, którą można kształtować. Nabierzemy przekonania, że możemy wpływać na swoje życie. Źródła siły i mocy sprawczej będziemy więc szukać w sobie. Jeśli natomiast otoczenie odrzuciło czy zlekceważyło nasze pragnienia i potrzeby, wówczas będziemy skłonni umiejscawiać źródło siły i mocy sprawczej na zewnątrz, czyli w innych ludziach, i traktować relacje z nimi jako zagrażające.
Wzory tworzenia więzi pozostają zazwyczaj nieuświadomione – wtedy nie można ich zmieniać. Ludzie powtarzają niedające satysfakcji i raniące wzorce, ulegając złudzeniu, że skoro są one czymś znajomym, to nie mogą być niebezpieczne – zgodnie z powiedzeniem, że czasami lepsze jest znane piekło niż nieznany raj.
Dzieje się też tak, że sposoby formowania bliższych relacji stają się prywatnym, rozpaczliwym więzieniem. Można się w nim znajdować na różne sposoby. Są ludzie, którzy żyją wśród innych, ale tak naprawdę zatrzaśnięci są w wewnętrznej samotności i lęku przed bliskością. Są też tacy, którzy pozostają w pułapce nadmiernej zależności, konieczności zasługiwania na miłość i pragnienia „zlania się” z drugą osobą. Jeszcze inni nie potrafią połączyć koniecznego dystansu z autentyczną bliskością i żyją na emocjonalnej huśtawce – raz blisko, raz daleko. Wszyscy ci ludzie skazują siebie i najczęściej także swoje dzieci na wiele cierpień i frustracji. Wzory przywiązania z biegiem czasu utrwalają się coraz bardziej i zazwyczaj przechodzą z generacji na generację.

Anna Król-Kuczkowska, Miłość historia osobista
fot Element5 Digital

21/07/2025

Teoria przywiązania. Czyli dlaczego czasem uciekasz, milczysz… albo boisz się, że zostaniesz porzucony.

Teoria przywiązania wyjaśnia, jak nasze pierwsze relacje z opiekunami wpływają na to, jak kochamy, jak się boimy, jak reagujemy w bliskości – nawet jako dorośli.

* Główne style przywiązania:
Bezpieczny – „Mogę być blisko. Mogę też być sam. Wiem, że jesteś, kiedy cię potrzebuję.”
- czujesz się swobodnie w relacjach, nie boisz się zależności

Lękowo-ambiwalentny – „Boję się, że mnie zostawisz. Będę walczyć, kontrolować, sprawdzać, czy jeszcze mnie kochasz.”
- skłonność do nadmiernych reakcji, lęk przed odrzuceniem

Unikowy – „Bliskość mnie przytłacza. Radzę sobie sam. Lepiej nie czuć zbyt wiele.”
- wycofanie, chłód, nadmiar kontroli i samodzielności

Zdezorganizowany – „Chcę bliskości, ale ona mnie przeraża. Kocham cię i boję się ciebie jednocześnie.”
- chaos, lęk, często skutki przemocy lub traumy

* Dlaczego to ważne?
Bo Twój styl przywiązania nie jest wyrokiem.
To ślad po tym, co kiedyś miało chronić Cię przed zranieniem.
Ale dziś może blokować bliskość, zaufanie, obecność.

Terapia pomaga przeżyć te schematy od nowa, bez lęku. Z kimś, kto nie odejdzie. Kto nie zawstydzi. Kto zostanie.

07/07/2025

Jon Allen, słynny terapeuta reprezentujący nurt psychoterapii opartej na mentalizacji, powiedział kiedyś pacjentowi: "umysł potrafi być przerażającym miejscem, prawda?", na co pacjent odpowiedział: "tak, i dlatego nie chce się tam wchodzić samemu".

Terapia czasem jest niezbędna, bo bywa, że pewne obszary w naszym umyśle w pojedynkę są nie do przejścia. (...)

Trauma nie sprowadza się wyłącznie do tego, że wydarzyło się coś strasznego, ale też do tego, że straszny był kontekst tego wydarzenia.

Gdy nie pojawia się w życiu dziecka ktoś, kto powie "to musiało być dla ciebie okropne, pewnie jest ci smutno, źle, ale ja teraz jestem z tobą, porozmawiajmy", to ono nie ma szansy poukładać w sobie doznanej krzywdy.
Często zaprzecza swoim uczuciom, bo gdy pozostawione jest z takim doświadczeniem samo, nie ma innego dostępnego sposobu na przetrwanie.

Przepracowanie traumy polega właśnie na tym, że doświadczamy czegoś, co było nie do wytrzymania, w sposób, który jest do wytrzymania, czyli w bezpiecznym środowisku, w towarzystwie osoby zapewniającej bezpieczeństwo.

Anna Król-Kuczkowska w rozmowie z Cvetą Dimitrovą w "Psychoterapia dziś. Rozmowy" pod redakcją Zofii Milskiej - Wrzosińskiej.

16/06/2025

Agnieszka Jucewicz: A co by pan powiedział komuś, kto miał traumatyczne dzieciństwo? Jego pierwsze i najważniejsze więzi były tak złe, że boi się bliskości. Niektórzy z takimi doświadczeniami dochodzą do wniosku, że nie ma już dla nich nadziei.

prof Marc Schulz : Ależ jest! Wielu z naszych najszczęśliwszych uczestników badań wcale nie miało dobrego dzieciństwa. Oczywiście osoby, które miały uważnych, wspierających, kochających rodziców, mają w dorosłym życiu łatwiej, to nie znaczy jednak, że modele relacji, jakie ukształtowały się w naszym umyśle w najwcześniejszych latach, nie mogą ulec zmianie.
Na szczęście nasze mózgi są plastyczne. I jeśli ktoś źle traktowany jako dziecko rozwija w głowie zagrażający model relacji i świata, czyli oczekuje, że inni będą go krzywdzić, zawodzić i wykorzystywać, to nie oznacza, że tak będzie już zawsze.

AJ: Jak to się może zmienić?
MS: Na przykład tak, że w dorosłym życiu spotka ludzi, którzy skorygują te doświadczenia. To może być partner, partnerka, bliski przyjaciel, przyjaciółka, ale też psychoterapeuta. Dzięki dobrym związkom ludzie wcześniej poranieni zaczynają wierzyć, że nie wszyscy krzywdzą, nie wszyscy wykorzystują i nie wszyscy zawodzą. Piękno polega na tym, że w miarę naszego rozwoju mamy możliwość wyciągnięcia bardziej pozytywnych lekcji.
Tu warto przypomnieć, że choć relacje są bardziej wymagające dla osób, które miały trudne początki, to one w ogóle są wymagające. Nie sposób w długim związku obyć się bez kłótni, nieporozumień czy różnicy zdań i preferencji. Poza tym ludzie rozwijają się w różnym tempie i nawet jeśli 20 czy 15 lat temu ich związek był niemal idealny, po drodze na pewno pojawiają się nowe wyzwania.
Ale umiejętności, które pozwalają nam im sprostać, są dostępne dla wszystkich. Wszyscy jesteśmy w stanie się nauczyć, jak uważniej słuchać ludzi, jak się na nich otworzyć i jak się nimi zaciekawić.

AJ: I nigdy nie jest za późno?
MS:Nigdy. Pokazuje to choćby historia Andrew Dearinga. Jego życie przez większość badania należało do najbardziej samotnych i nieszczęśliwych.
Andrew był wychowywany przez samodzielną matkę i jako dziecko bez przerwy się przeprowadzał, więc nigdzie nie zdążył zawrzeć znaczących więzi. Kiedy dorósł, w dalszym ciągu nie potrafił znaleźć sobie przyjaciół. Ożenił się po trzydziestce, lecz jego żona też nie utrzymywała praktycznie żadnych kontaktów, więc z nikim się nie spotykali. Małżeństwo nie było szczęśliwe, żona była bardzo krytycznie do niego nastawiona i jedynym źródłem jego radości była jego praca.
Andrew był utalentowanym zegarmistrzem i lubił kontakt z klientami. Niestety, po 60. roku życia pogorszył mu się wzrok, ręce przestały być tak sprawne, więc musiał zrezygnować z pracy. To był najgorszy okres w jego życiu. W końcu postanowił wyprowadzić się od żony i został zupełnie sam. Wtedy jego lekarz powiedział mu, że tak być dalej nie może, zdrowie mu się pogarsza, i kazał mu się zacząć ruszać.

AJ: Andrew zapisał się na siłownię.
MS: I początkowo chodził tam bardzo niechętnie. Z czasem jednak zauważył, że spotyka wciąż te same osoby, i za którymś razem odważył się odezwać. Wszyscy byli młodsi, ale Andrew zainteresował ich swoją miłością do kina, szczególnie starych filmów.
Zakolegowali się i zaczął ich zapraszać na wspólne oglądanie.
Przez ponad 50 lat w naszych kwestionariuszach na pytanie: „Czy masz przyjaciół? Czy ktoś cię wspiera?” - odpowiadał „nie”, „nie”, „nie”. Aż w końcu, w wieku lat prawie 70 - odpowiedział „tak, kilku”.


Agnieszka Jucewicz i prof Marc Schulz (psycholog, zastępca dyrektora „Harwardzkiego badania rozwoju osób dorosłych”, współautor książki „Dobre życie. Lekcje z najdłuższego na świecie badania nad szczęściem”) - fragment rozmowy
fot Ledogorov

Adres

Pl. Axentowicza 6/12
Kraków
30-038

Godziny Otwarcia

Poniedziałek 17:00 - 21:00
Wtorek 17:00 - 21:00
Środa 15:00 - 21:00
Czwartek 17:00 - 21:00

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy Gabinet Psychoterapii, Psychoedukacji i Mediacji w Krakowie-Kinga Karcz umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do Gabinet Psychoterapii, Psychoedukacji i Mediacji w Krakowie-Kinga Karcz:

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram

Kategoria

Gabinet Psychoterapii, Psychoedukacji i Mediacji w Krakowie- Kinga Karcz

Jestem dyplomowaną psychoterapeutką w trakcie certyfikacji w Polskim Towarzystwie Psychoterapii Psychodynamicznej, socjoterapeutką, mediatorem rodzinnym i pedagogiem. Od prawie 20 lat pracuję z młodzieżą i dorosłymi.

Ukończyłam szkolenia w zakresie: psychoterapii dorosłych oraz socjoterapii i psychoterapii dzieci i młodzieży w Krakowskim Centrum Psychodynamicznym a także mediacji w warszawskim Stowarzyszeniu Mediatorów Rodzinnych (wpisana na listę mediatorów Sądu Okręgowego w Krakowie z ramienia Bonifraterskiego Ośrodka Mediacji).

Doświadczenia zawodowe w zakresie psychoterapii zdobywałam m. in. podczas stażów na Oddziale Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic Szpitala Specjalistycznego im. J. Babińskiego w Krakowie, Oddziale Dziennym Leczenia Nerwic i Zaburzeń Behawioralnych CM UJ, a także od wielu lat biorę udział w konferencjach i sympozjach organizowanych przez Polskie Towarzystwo Psychoterapii Psychodynamicznej, którego jestem członkiem.

Swoją pracę poddaję regularnej superwizji w Krakowskim Centrum Psychodynamicznym u certyfikowanych psychoterapeutów i superwizorów Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychodynamicznej i Polskiego Towarzystwa Psychologicznego.