„Nie uciekaj"

„Nie uciekaj" www.nieuciekaj.com
Psychoterapia zaburzeń osobowości, lęki, depresja, nerwice. Stres lub dojście do siebie po sytuacji stresowej
2. Huśtawki nastroju,
6.

Psychoterapia Uzależnień, Terapia par, Terapia rodzin, Psychoprofilaktyka, Psychoedukacja, PROFILAKTYKA UZALEŻNIEŃ
Jest działalnością zapobiegawczą obejmującą całą gamę różnorodnych, zdrowotnych i społecznych zagrożeń związanych z używaniem środków psychoaktywnych. Nie chodzi w niej o działania związane z uzależnieniem, lecz o działania skierowane na unikanie szkód społecznych i zdrowotnych. W ramach naszej pracy oferujemy Państwu szeroko rozumianą profilaktykę prowadzoną w formie cyklicznych wykładów, szkoleń i warsztatów. Udzielamy konsultacji indywidualnych i grupowych jak również podejmujemy działania w ramach interwencji kryzysowej. Beneficjentami czynimy nauczycieli, pedagogów, pracowników socjalnych, rodziców a przede wszystkim młodzież. TERAPIA UZALEŻNIENIA
Pozwala na uporządkowanie i wypracowanie radzenia sobie we wszystkich istotnych sferach życia: życie uczuciowe, duchowe, relacje z ludźmi, zdrowie. Tego typu postępowanie zatrzymuje postęp choroby i sprawia, że jakość życia osoby uzależnionej znacznie się poprawia. Prowadzimy grupę terapeutyczną dla młodzieży i dorosłych terapię indywidualną i grupową udzielamy konsultacji dla członków rodzin z problemem uzależnienia i współuzależnienia udzielamy pomocy rodzicom dzieci eksperymentujących ze środkami uzależniającymi oraz młodzieży mającej takie doświadczenia. PSYCHOTERAPIA
-pomaga wielu osobom w radzeniu sobie z zaburzeniami psychicznymi
lub emocjonalnymi, takimi jak:
1. Lęk, niemożność radzenia sobie w pewnych sytuacjach, trudności z
koncentracją, lęk przed porażką, pracoholizm, traumatyczne doświadczenia,
konflikty w pracy
3. Brak zaufania lub nadmierna nieśmiałość
4. Niepokojące uczucia takie jak depresja, smutek, żal, pustka, gniew,
nierozwiązane problemy, samotność, frustracja, niska samoocena,
5. Trudność tworzenia / utrzymywania relacji międzyludzkich lub angażowanie
się w relacje niezadowalające bądź niszczące, konflikt relacji, oddzielenie,
problemy w związku / małżeństwie i pomocna w ich przezwyciężeniu bądź
precyzyjnym określeniu terapia małżeńska,
7. Trudność pogodzenia się ze stratami takimi jak utrata bliskiej osoby,
rozwód lub utrata pracy,
8. Samookaleczenia,
9. Zachowania obsesyjne,
10. Ataki paniki i fobii,
11. Osobiste decyzje o rozwoju tożsamości, seksualności i kierunku życia.

Na bezlitosnych ulicach Seattle, gdzie zimno nie wybacza, a narkotyki sprzedają się jak papierosy, Jenny Burton była już...
08/10/2025

Na bezlitosnych ulicach Seattle, gdzie zimno nie wybacza, a narkotyki sprzedają się jak papierosy, Jenny Burton była już tylko cieniem kobiety. Uzależniona od czternastego roku życia, zagubiona między dawkami heroiny i metamfetaminy, znała więzienia tak dobrze, jak własne imię. Czasami spała w samochodach lub na chodnikach, tracąc wszystko... aż do samej siebie.
Jenny nie była tylko narkomanką, ale także ofiarą całego systemu: matka uzależniona, ojciec w więzieniu, dzieciństwo zniszczone przez przemoc i zaniedbanie, a młodość stracona za kratami lub w nieustannym pościgu za kolejną dawką. Jej życie wydawało się skazane na zniszczenie... aż do dnia, kiedy po raz ostatni trafiła do więzienia. To nie było zwykłe uwięzienie, ale punkt zwrotny.
W tej ciemności pojawiła się iskra. Jenny postanowiła powiedzieć „dość”. Rozpoczęła swoją drogę do wyzdrowienia. Bolesna? Tak. Długa? Bardzo. Ale trzymała się jej, jakby od tego zależało jej życie. Po latach walki dostała się na uniwersytet. Tam nie była tylko studentką, ale wojowniczką, wstającą każdego ranka, by przełamać kolejny łańcuch w sobie.
W 2021 roku, Jenny Burton, pod koniec czterdziestki, stała w swojej todze absolwentki, trzymając w ręku dyplom z wyróżnieniem z nauk politycznych Uniwersytetu Waszyngtońskiego. Płakała... nie dlatego, że sukces był łatwy, ale dlatego, że wydawał się niemal niemożliwy dla kogoś, kto pochodził z miejsca, z którego ona pochodziła.
Jej historia dzisiaj to nie tylko opowieść o uzdrowieniu, ale żywe świadectwo, że człowiek może się odrodzić, bez względu na to, jak nisko upadł, jak bardzo został złamany, bez względu na to, czy wszyscy uznali go za straconego. Jenny, teraz, nie tylko inspiruje: ona ratuje. Pracuje z osobami uzależnionymi, przeciwstawia się represyjnym politykom i niesie na swoich barkach przesłanie:
„Nikt nie jest nie do odzyskania.”

Znalezione w sieci;Napisał do nas Tomek.  “Punk, który przeżył” - jak określił się na wstępie,  czytając nasze rozkminy ...
17/08/2025

Znalezione w sieci;
Napisał do nas Tomek. “Punk, który przeżył” - jak określił się na wstępie, czytając nasze rozkminy czy pank umarł czy nie.

My trochę dla żartów, on napisał całkiem poważnie i poprosił nas o udostępnienie jego historii. Ku przestrodze i z apelem do zespołów muzycznych.

Mówią o mnie „trzeźwy punk”.

Brzmi dziwnie, ale to prawda.
Nie piję od lat, nie biorę też od lat, ale kiedyś moje życie kręciło się tylko wokół tego.

Zaczęło się niewinnie.
Miałem 15 lat, pierwsze próby grania w garażu, pierwsze koncerty na jakiś przeglądach. Wtedy wpadł w ręce klej w reklamówce, później dyskretny rozpuszczalnik nitro w chusteczce. Wąchanie obok piwa i wina, rzadziej wódka. Następnie trawa, bo “naturalna i bezpieczna”. Potem ktoś z paczki przyniósł „coś mocniejszego” - heroinę.
I poszło.

Wtedy nie zastanawiałem się nad tym, że co drugi tekst kapeli, której słuchałem, był o tanim winie albo piwie.
Oi! to były hymny do piwa.
Każdy refren o piciu wydawał się zabawny i wolnościowy.
Nie widziałem, że to powoli wciąga mnie w bagno.

Byłem gówniarzem, który myślał, że jest już dorosły, mądry, znający życie. Kotański wydawał się wtedy plebanem, dającym schronienie chorym na AIDS, a nie ratującym od nałogów.

Koncerty w spelunach, zapach piwa, potu i dymu, pogo pod sceną, stare koce na podłodze w squacie Najpierw raz w tygodniu, potem w każdy weekend. A później codziennie.

Piwo i wino przestały być dodatkiem - stały się obowiązkiem. Potem działka.
Już nie po to, żeby się bawić.
Po to, żeby wstać z łóżka.
Po to, żeby przestało trząść rękami, żeby jakoś przeżyć kolejny dzień.

Wrzesień ‘96. Kraków. Exploited po raz pierwszy w Polsce. Ja, chłopak spod Poznania, bez kasy, postanowiłem tam pojechać. Wysępiłem tyle co na bilet wstępu, ale już nie było monet na bilet kolejowy. Wjebałem się do pociągu na gapę, zaliczając wszystkie kible bawiąc się z konduktorem w chowanego, później w ganianego. Jak wyrzucił mnie na stacji, zdążyłem obiec pociąg i wsiąść z drugiej strony. Zrobiłem tak 3 razy, aż kanar dał mi spokój i chyba od Katowic jechałem już na legalu. To było moje marzenie zobaczyć Exploited na żywo, determinacja wygrała.

W Krakowie przed halą Wisły było więcej pankowców niż w Jarocinie! Nie pamiętam, ale chyba wszyscy nie weszli. Ja miałem bilet, dwie czachy z irokezem na nim. Do dziś trzymam go na pamiątkę.

W środku zobaczyłem ją! Pankówa jak z niemieckich komiksów w zinach, patrzyłem na nią jak na spełnienie marzeń - punkówa w glanach, z irokezem, tatuażami. Kolczyków miała więcej niż 50. osobowa załoga z Bieszczad, z którą chlałem w parku przed koncertem. W moim mieście takich nie było, a nawet w Poznaniu. Była wszystkim, czego wtedy chciałem.
A szybko okazała się moim nieszczęściem. A dokładniej pieniądze, którymi dysponowała. Miała bogatych rodziców, którzy rozpieszczali swoją jedynaczkę jak tylko mogli. Była kasa - były narkotyki i alko, codziennie, i o każdej porze.

Pieniądze jej rodziców, którymi dysponowała, dawały rozrywkę, a jednocześnie odbierały mnie samego. To z nią pierwszy raz spadłem na samo dno. Przerodziło się to w branie i chlanie, żeby przeżyć - jakkolwiek absurdalnie to brzmi. To już nie były tylko trzęsące się dłonie. To był kurewski ból całego ciała, to był koszmar psychiczny. Wydawaliśmy coraz więcej i więcej. Mieszkaliśmy w wynajętym pokoju w jej mieście rodzinnym.

Pamiętam noc, gdy po pijackiej awanturze z jakimiś wiejskimi discomaniakami trafiłem z rozbitą głową na dworzec, bez kilku zębów. Wtedy, gdy miałeś irokeza i wyglądałeś inaczej, często prowokowałeś tym byczków z wiosek, którzy wpadali do miasta się rozerwać.
Nie mogłem prawie chodzić, ale i tak poszedłem “po lekarstwo” - po browara i działkę. Po sens życia. Po chwilowe zapomnienie.

To dawało mi fałszywe poczucie, że mam jeszcze kontrolę. Nie miałem. Odpierdałem na całego.

Edyta po niespełna roku odeszła, gdy rodzice wybudowali dom nad morzem. Wyprowadziła się razem z nimi, podobno później wyjechała do Niemiec, zabrała ze sobą uzależnienie. Ślad po niej zaginął. Rodzice nie mieli pojęcia co się z nią stało.

Ja leciałem dalej. Przypadkowe dziewczyny, żeby o niej zapomnieć, przypadkowe bójki, sytuacje, które mogły się skończyć tragedią.

Nie miałem wtedy nawet siły czytać zinów czy tekstów, które krytykowały takie życie. Nie chciałem wiedzieć.
Wolałem żyć w tym micie “punk to wolność - wolność to chlanie i ćpanie”.

To nie była wolność. To była smycz, na której sam się prowadziłem.

Pamiętam, jak przyszedł moment, że nie było już koncertów, nie było prób, kasy i „dobrych” narkotyków.
Był tylko park, ławka, tanie wino, tanie dragi, leki i znajomi, którzy znikali jeden po drugim - ci trzeźwi, odsunęli się ode mnie i udawali, że nie poznają, gdy mijali mnie na ulicy, ale może już wtedy wyglądałem nie do poznania. Brudny, zarośnięty, zaszczany. Pozostali kumple poumierali lub wylądowali w więzieniu.

Dziś wiem, że wielu z nich pewnie by żyło, gdyby ich “idole” nie robili z alkoholu i dragów głównego tematu swoich piosenek.
Łatwo śpiewać o chlaniu, jak wracasz po koncercie do ciepłego domu. Trudniej, gdy wracasz na melinę albo na dworzec, bo nie masz dokąd pójść.

Po latach walki, dzisiątkach ośrodków, terapii i kilku psychiatrykach - udało się. Ale to droga, której nie życzyłbym najgorszemu wrogowi. Choć to uczucie wolności po odstawieniu, które pojawia się po miesiącu życia na czysto - nie rekompensuje drogi jaką przeszedłem. To poczucie bycia nikim i braku szacunku do samego siebie, poniżanie się, wstyd, szorowaniu po dnie… Nie warto tego doświadczać, żeby później poczuć szczęście czy wolność, gdy trzeźwiejesz. Nie warto zaczynać.

Dlatego proszę każdą kapelę punkową, rockową czy Oi!:
Bunt to nie to samo co butelka.
Przestańcie robić z taniego piwa i wina symbol wolności.
Bo w prawdziwym życiu to tylko łańcuch, który zniewala i zabija po cichu.

Wiem, że to “klimat”, że “tradycja”, ale znam za dużo ludzi, których to zabiło albo zniszczyło. Mnie prawie też.
Można śpiewać o wkurwie, o wolności, o buncie - bez piwa i działki w refrenie, bo fajnie się śpiewa o chlaniu, dopóki ktoś z Twojej ekipy nie skończy na cmentarzu albo w psychiatryku.

Do zobaczenia na koncertach - na trzeźwo.
Pozdrawiam, Tomek (Tonik).

Fot. Internet

Historia Tonika do tego stopnia nas poruszyła, że postanowiliśmy pierwsze zyski z Punk Rocka przekazać Fundacji SNAP - zajmującej się działalnością społeczną na rzecz dzieci i młodzieży uzależnionej od narkotyków, alkoholu lub dopalaczy.

Polecamy Wam ją też wesprzeć lub inną - o podobnym profilu działania.

Jeśli nie macie pieniędzy, możecie udostępnić tego posta i być może.. uratować innych.

Fundacja SNAP- Stop Narkomanii, Alkoholizmowi, Przemocy

11/03/2025
22/12/2024

16/12/2024

12/12/2024

Zapraszamy do obserwowania naszego profilu na Instagramie:

Adres

Ulica Czechowska 42
Lublin
20-072

Godziny Otwarcia

Poniedziałek 08:00 - 21:00
Wtorek 08:00 - 21:00
Środa 08:00 - 21:00
Czwartek 08:00 - 21:00
Piątek 08:00 - 21:00
Sobota 09:00 - 14:00

Telefon

+48791133793

Strona Internetowa

Ostrzeżenia

Bądź na bieżąco i daj nam wysłać e-mail, gdy „Nie uciekaj" umieści wiadomości i promocje. Twój adres e-mail nie zostanie wykorzystany do żadnego innego celu i możesz zrezygnować z subskrypcji w dowolnym momencie.

Skontaktuj Się Z Praktyka

Wyślij wiadomość do „Nie uciekaj":

Udostępnij

Share on Facebook Share on Twitter Share on LinkedIn
Share on Pinterest Share on Reddit Share via Email
Share on WhatsApp Share on Instagram Share on Telegram