02/04/2025
Joanna Chmarzyńska-Golińska znów pięknie i mądrze o tym, co ważne dla psychoterapii więc pozwolę sobie przytoczyć Jej tekst:
"Przyjęło się uważać, że John Bowlby uważał, że wewnętrzne modele operacyjne dotyczące przywiązania, raz uformowane - z trudem bedą ulegać zmianie. Owszem, tu i ówdzie tak to ujmował, ale w listownym seminarium do kolegów - dyskutantów w latach '70 ubiegłego wieku, pisał tak: „Wpływają one (te modele) na zachowanie jednostki, która osiągnęła wiek dojrzały, nawet wtedy gdy warunki jej życia uległy radykalnej zmianie. Zdarza się, że osoba dorosła tylko częściowo uświadamia sobie te modele, którymi się posługuje, a czasami może się zdarzyć, że zupełnie nie zdaje sobie z nich sprawy. Modele te zresztą mogą w znacznym stopniu narzucać jednostce formy zachowania się, a nawet prowadzić do działania wyraźnie sprzecznego z jej własnymi interesami. (…) Rolą terapeuty jest pomoc w wykryciu przyczyny takiego postępowania. (…) Swój udział traktuje jako pomoc w zorientowaniu się powoli w charakterze modelu, który kieruje uczuciami i zachowaniem danej osoby. Gdy analiza modelu staje się możliwa, pacjent może porównać go z takim obrazem świata, jaki aktualnie postrzega. Gdy wszystko przebiega zgodnie z planem, pacjent stopniowo porzuca model, który przestaje dostarczać mu prawidłowej reprezentacji, i zastępuje go modelem bardziej adekwatnym”
Możliwe zatem, że John Bowlby zdawał sobie sprawę, że tego, co wyrzeźbiło mózg w pierwszych latach, nie można wymazać, ale wierzył, że można stworzyć coś na podobieństwo by-passów, które pozwalają w jakiejś mierze ominąć stary model - reflektować go, a w ten sposób być inaczej i pełniej w dorosłości. Dziś neuronauki dostarczyły nam wiedzy o neuroplastyczności. Dzięki temu wiemy, że mózg jest neuroplastyczny, co znaczy, że za pomocą nowych doświadczeń tworzymy nowe połączenia w mózgu i daje nam to nowe możliwości - również relacyjne.
Od przeszło 50 lat istnieje namysł nad tym jak dostrajać się w procesach terapii do osób z pozabezpiecznymi stylami, tak by mogły one stopniowo odzyskać wrodzoną im dyspozycje do więzi - a my ten namysł wciąż tworzymy na bazie dostępnej dziś wiedzy i naszych doświadczeń w tym obszarze."
Tak, "zakładanie by-passów" w terapii to często trudna praca dla obu stron. Jednak pełne "przepływy życiowe", które się później uzyskuje, są tego warte.
Dziękuję Joanna