01/12/2025
"Wystarczy 20 minut dziennie wysoko jakościowego czasu z dzieckiem, żeby zbudować z nim relacje". Słyszę w SM i czytam rozmowach z ekspertami, dużymi nazwiskami. Ja jestem zwykłym, prostym psychologiem, więc mogę zapytać What?
Zacznę od tego, że jeśli decydujemy się na psa to musimy z nim wyjść 3 x dziennie. Co oznacza mniej więcej 3 x 20 minut, biorąc pod uwagę, że warto załozyć kurtkę, czapkę, buty i zjechać windą to wyjdzie n a w e t 25 minut. Czyli na psa należy mieć 75 minut, a na dziecko 20 minut? Tyle ile na chomika mniej więcej.
Dziecko codziennie z przedszkola / ze szkoły przynosi w brzuchu tira drutu kolczastego, żwiru i szkła. Nie jest to opowieść o złej placówce, ale o tym, że ilość hałasu, sytuacji, w których trzeba poczekać na swoją kolej, zrezygnować ze swoich potrzeb, samodzielnie ogarnąć tsunami emocji, pomieścić porażki, frustracje, niepowodzenia. A bywa, że poczucie wykluczenia, osamotnienia, sytuacje, w których śmiała się ze mnie cała klasa, nie umiałem zrobić przy tablicy zadania i utonęłam w poczuciu upokorzenia. Do domu przychodzi szerszeń, który czepia się o wszystko albo zamrożona skorupa, która na każde pytanie odpowiada „nic / daj mi spokój, wyjdź stąd”.
I w 20 minut dokopiemy się do tych pokładów, wysłuchamy, pomieścimy, udzielimy wsparcia i damy jakąś informację zwrotną? W 20 minut wysłucham opowieść o przedszkolu i pobawię się w przedszkole, w którym dziecko odegra wszystkie trudne scenki z dzisiejszego dnia. I w tych 20 minutach zmieści się jeszcze wieczorne czytanie?
Byłam w zeszłym tygodniu prelegentką na konferencji rozpoczynającej kampanię społeczną „Widzę cię, słyszę cię” . I mówiłam o tym, że dziecko musi mieć w telefonie apkę w stylu Family Link, która wyłącza telefon (poza funkcją dzwonienia) np. po 45 minutach użytkowania, o tym, że to my bierzemy odpowiedzialność za przygotowanie dziecka do używania Internetu i że musimy zadać sobie pytanie, po co 9 latkowi dostęp do Internetu i że to my modelujemy pomysły na czas wolny. To my modelujemy posiadanie hobby, pasji.
I zarzucono mi na forum, że wymagam od rodziców rzeczy n a d l u d z k i c h.
Nadludzkie oczekiwania miałabym oczekując, że rodzice będą latać, czytać w myślach, przesuwać wzrokiem przedmioty albo mieć rentgen w oczach. Każdy rodzic bywa bezradny wiele razy w ciągu dnia, nie wie co zrobić, popełnia błędy, żałuje tego jak dał się ponieść emocjom. I to jest ludzka rzecz. Ale to nie zmienia faktu, że
dla mnie „20 minut wystarczy” jest po prostu obraźliwe, jak bardzo chcemy obniżyć oczekiwania? W przyszłym roku 20 minut co drugi dzień?
20 minut może wystarczy, żeby ogarnąć rybki w akwarium. Chociaż czasami myślę, że ja jestem stara po prostu. I psychologia wyznacza tak nowe trendy, że może ja nie nadążam po prostu.
A w czwartek wysyłam Wam długi newsletter o tym jak codziennie w relacji z dzieckiem pracować na to, żeby dziecko mogło Wam powiedzieć, o tym co zrobiło, żeby mogło się przyznać, poprosić o pomoc i opowiedzieć o tym, z czym jest samo we własnej głowie. .
Link zapisowy https://agnieszkamisiak.pl/moj-newsletter/
Zwolennicy strategii „20 minut’ niech się nie zapisują, bo czytanie zje im połowę czasu.
Edit. Muszę tu dojasnic. Wspolny czas z dzieckiem, to nie musi byc tylko czas na patrzenie sobie w oczy. Mogę skladac pranie i uwaznie słuchac, mogę siekać cebulę i oglądać co robi z modeliny. Przeciez wiele opowiesci / wspolnoty odbywa się podczas posilku albo wspolnego spaceru z psem. Ale zabawa albo trudny dla dziecka temat moze wymagac sporo czasu bez dzialania / gotowania w tle. A zabawa i trudne wydarzenia to … codzienność. Więc dalej 20 minut - nie wystarczy.
I w kazdej rodzinie zdarza się dzień, kiedy zostaje nam 20 minut. Bo splot wydarzeń / bo się nałozylo / spiętrzyło i jemy kanapkę na stacji i tankujemy drugą ręką. Ale taki dzień czasem nie buduje przeciez poczucia „Maja dla mnie 20 minut w ciągu doby”.