16/10/2025
„Bieda to stan umysłu”.
Serio, pani Julio Wieniawo?
Kuba Wojewódzki kiwa głową,
a Pudzian w wywiadzie dorzuca, że „bieda to lenistwo”.
Naprawdę?
Nie wiem, w jakim świecie żyjecie,
ale na pewno nie w tym, w którym żyję ja.
Jestem matką dwójki chorych dzieci.
Jedno – dziecko niepełnosprawne, neuroatypowe, wymagające opieki praktycznie 24 godziny na dobę.
Drugie – z ADHD, po operacji oczu, z diagnozami, poradniami, psychiatrami, konsultacjami, spotkaniami w szkole, rozmowami, które trzeba odbyć, i papierami, które trzeba wypełnić.
Oboje potrzebują mnie – całej.
Nie mam babć do pomocy, nie mam partnera, nie mam nikogo, kto mógłby przejąć choć kawałek tego ciężaru.
Jestem sama.
Z nimi, z tym wszystkim, z tym światem, który udaje, że mnie nie widzi.
Mam w ciągu dnia trzy godziny wolności – między zawiezieniem a odebraniem synka z przedszkola specjalnego.
Trzy godziny, w których muszę zrobić wszystko: urzędy, apteki, sprzątanie, zakupy, obiad.
Bez samochodu, bo nie stać mnie, żeby dokończyć prawo jazdy.
Wynajmuję mieszkanie, bo na komunalne czekam od dziesięciu lat.
A potem wraca rzeczywistość.
Leki, płacz, krzyk, złość, zmęczenie.
Ataki, hospitalizacje, terapie, wizyty.
I jeszcze telefon ze szkoły, że drugie dziecko miało trudny dzień, że trzeba przyjść, porozmawiać, pomóc.
Więc biegnę.
Zawsze biegnę.
Bo jak nie ja, to kto?
Są dni, kiedy tygodniami nie wychodzimy z domu.
Bo choroba.
Bo gorączka.
Bo kolejna infekcja.
Bo szpital.
Bo dziecko nie może wychodzić.
Siedzimy wtedy jak więźniowie w czterech ścianach.
Patrzę przez okno na ludzi, którzy mają życie — wychodzą, śmieją się, planują wakacje.
A ja modlę się, żeby tylko przetrwać dzień.
Żeby nie zabrakło leków.
Żeby starczyło na rachunki.
Żeby dzieci nie widziały, że znowu płaczę po cichu w łazience.
I wtedy słyszę, że „bieda to stan umysłu”.
Że wystarczy ruszyć dupę, że trzeba chcieć.
Nie, kochani.
Bieda to nie lenistwo.
Bieda to system, który się zawalił.
To państwo, które mówi o rodzinie, ale nic dla niej nie robi.
To codzienność, w której nie masz nawet chwili, żeby pomyśleć o sobie.
To życie, w którym każda złotówka ma znaczenie, a każdy dzień to balans między wyczerpaniem a obowiązkiem.
Nie każdy może „ruszyć dupę i iść do pracy”, kiedy opieka nad dziećmi to pełnoetatowa harówka bez końca i bez prawa do urlopu.
Nie każdy ma bogatych rodziców, zaplecze, komfort i luz.
Nie każdy może myśleć pozytywnie, kiedy rzeczywistość codziennie bije po twarzy.
Więc zanim ktoś z was powie, że bieda to stan umysłu, niech przyjdzie do mnie.
Niech posiedzi jedną noc przy łóżku dziecka, które nie śpi.
Niech spędzi tydzień zamknięty w mieszkaniu z dwójką chorych dzieci,
bez pomocy, bez wsparcia, bez oddechu.
Niech zobaczy, jak wygląda „lenistwo”, kiedy człowiek już nie ma siły płakać.
Bo to, co wy nazywacie „biedą”,
to dla mnie po prostu życie.
Życie w systemie, który nie działa.
Życie, w którym codziennie daję z siebie wszystko,
a i tak ciągle jestem o krok od przepaści.
Więc nie, pani Julio, panie Kubo, panie Mariuszu –
bieda to nie stan umysłu.
To stan rzeczywistości, której nigdy nie poznacie,
bo z waszych balkonów jej po prostu nie widać.
K.