02/11/2025
Justyna Dąbrowska: Wiktorze, myślisz czasem o śmierci, porządkujesz sprawy?
Wiktor Sedlak, psychoanalityk: Dość często. Napisaliśmy z żoną testamenty. W Anglii, gdy rodzice umierają, to spadkobiercy muszą płacić trzydzieści pięć procent podatku, ale gdy rodzice obdarują dzieci na siedem lat zanim umrą, to żadnego podatku nie ma. Więc jakieś trzy lata temu zaczęliśmy rozdawać to, co mamy. Ja teraz zarabiam o wiele więcej, niż potrzebujemy, więc resztę dajemy dzieciom.
JD: I co one na to? Nie mówią: przestańcie, jeszcze nie umieracie?
WS: Mówimy im bardzo wprost, że mamy nadzieję, że jeszcze będziemy ze dwadzieścia lat żyli, ale skoro mamy te pieniądze teraz, to wolimy im je dać teraz. Po co oni mają czekać, aż umrzemy, a potem jeszcze płacić podatek? Dla córki to miało wielkie znaczenie, bo dzięki temu mogła kupić dom w Portugalii. Starszy syn nie potrzebuje naszej pomocy, sam bardzo dobrze zarabia. A młodszy, który teraz jest w Turcji, ale prawdopodobnie przeprowadzi się do Hiszpanii, będzie miał dzięki temu gdzie mieszkać.
Mówimy im wprost: kiedyś przyjdzie nasz koniec. Taka jest rzeczywistość.
JD: A o swoim pogrzebie myślisz?
WS: Myślę, co o mnie powiedzą.
JD: I co powiedzą, jak ci się zdaje?
WS: Mam nadzieję, że dobre rzeczy. Że ktoś coś powie o zawodowym życiu, że dzieci coś powiedzą. W Anglii jest tak, że najpierw wszyscy się zbierają w kościele, a potem dopiero wchodzi trumna. Bardzo kibicuję klubowi Everton, gdy oni wchodzą na boisko, to zawsze grają hymn. Więc poprosiłem syna, żeby ten hymn puszczono, kiedy trumnę będą wnosić do kościoła. Nie chcę smutku. (...)
JD: A co jest według ciebie najbardziej warte starania?
WS: Miłość i pasja oczywiście. Nie tylko do bliskich, ale także do zawodu. Mogę powiedzieć bardzo serio, że kocham analizę!
Ona naprawdę może pomóc. Bardzo pomału, ale bardzo realnie. I to mi się podoba. To są bardzo małe kroki, dzięki którym przez lata buduje się coś solidnego, trwałego. Kiedyś miałem pacjenta, który bardzo chorował na depresję po śmierci swojego ojca. Okropnie bał się śmierci ten mój pacjent.
Pewnego dnia jechałem autem do pracy i tak sobie myślałem, że ja już tak bardzo się nie boję śmierci jak ten mój pacjent, a tu nagle w radio ktoś mówi, że jakiś antropolog odkrył, że po trzech pokoleniach to zwykle nikt już o nas nie pamięta. Pomyślałem, wnuki będą mnie pamiętały, ale ich dzieci już nie.
Wyobrażasz to sobie – po trzech pokoleniach nikt już o nas nie myśli, nie ma śladu. I to mnie jednak bardzo dotknęło. Myślałem, że jestem przygotowany na śmierć, ale przecież nie na wieczne zapomnienie...
fragment książki "Zawsze jest ciąg dalszy", wyd Agora
fot Raj Rana