27/11/2025
Wczoraj uczestniczyłam w szkoleniu dotyczącym diagnozowania uzależnienia według nowej klasyfikacji chorób ICD 11. Pod lupę braliśmy nie tylko uzależnienie od substancji psychoaktywnych i zachowań ale też współuzależnienie i DDA. Te dwa ostatnie, mimo że nie istnieją jako odrębne etykiety diagnostyczne, choroby czy zaburzenia, to pozwalają spojrzeć na bliskich osób uzależnionych. Na szkoleniu była mowa o tym, co najczęściej ich trapi - depresje, zaburzenia lękowe w tym adaptacyjne, określone rysy lub zaburzenia osobowości czy cierpienie związane z traumą: PTSD (zespół stresu pourazowego) i cPTSD (complex PTSD). Wszystko to oczywiście może występować (i przeraźliwie często tak jest) również u uzależnionych.
Co ciekawego w nowej klasyfikacji? Sporo, ale to co najbardziej mi zagrało, to brak kategorii uzależnienia od sieci, seksu, pornografii i innych behawioralnych. Wynika to z braku konsensusu między uczonymi. Okazuje się, że badania są bardzo niejednoznaczne i trudno określić gdzie jest norma, a gdzie patologia. W gabinetach i na oddziałach spotykamy jednak ludzi cierpiących z wyżej wymienionych powodów. Zastanawiam się wręcz, czy nie stają się one dominującymi uzależnieniami lub takimi, które ponadprzeciętnie często współwystępują z chemicznymi uzależnieniami.
Druga rzecz, która mi zostaje w głowie to specyfika najnowszej klasyfikacji. Po pierwsze, nie będzie wydana w formie podręcznika, a będzie istnieć jedynie w sieci. Kodowanie chorób jest dużo bardziej skomplikowane niż w poprzednich klasyfikacjach, a to dlatego, że ICD 11 jest konstruowane pod sieć i programy komputerowe, a nie pod diagnostów. Finalnie będzie to ułatwiało życie diagnostom i z dużym prawdopodobieństwem poprawiało jakość leczenia, bo lekarz będzie widział wszelkie rozpoznania jakie ma Pacjent. Sytuacja, że uzależniony od leków człowiek będzie mógł dostać wiele recept od wielu specjalistów powinna być dzięki temu rzadsza. Jednak to ciekawy znak czasów, że klasyfikacja chorób jest bardziej dla maszyn niż dla ludzi.
Po drugie, w nowej klasyfikacji będzie wiadomo, które zaburzenie z czego wynika. Będzie można rozróżniać konstelacje współwystępujących diagnoz np.: że uzależnienie wynika z traum doznanych w dzieciństwie czyli z complex PTSD. Może przyczyni się to do mniejszej stygmatyzacji?
Na koniec zostaje z przemyśleniem, które mam od dawna. Diagnozy są potrzebne, żebyśmy wiedzieli jak pracować, ale pracujemy przede wszystkim na relacji i z człowiekiem. Nie z "borderem" czy "narcyzem", nie z "przypadkiem PTSD", nie z "ćpunem". Czasem te etykiety diagnostyczne bardziej przeszkadzają niż pomagają. Ludzie przychodzą do nas z cierpiącym sercem. Jakkolwiek to cierpienie by się nie nazywało, naszym zadaniem jest pomóc to serce Pacjentowi uleczyć i poskładać w atmosferze ciepła, akceptacji, autentyczności i terapeutycznej bliskości.